45. Prawda

217 18 109
                                    

- Gotowy? - zapytał Bokuto łapiąc mnie za rękę, a ja spojrzałem na niego w panice i ścisnąłem tą dłoń mocno.

- Boję się trochę - wydusiłem czując jak łzy cisnęły mi się do oczu, a brzuch bolał z nerwów.

- Możemy spróbować w inny dzień - zaproponował zmartwiony głaszcząc mnie po policzku, ale ja pokręciłem głową.

- Jeśli teraz pójdziemy pewnie nigdy tu nie wrócę - odparłem wymuszając drobny uśmiech. Oparłem jeszcze na chwilę głowę o jego ramie oddychając głęboko nim trochę bardziej się uspokoiłem. - Chodźmy, póki czuję się odważny.

Byliśmy w znajomej okolicy, w mieście, w którym się wychowałem i z którego wiele lat temu wyjechałem na studia do Tokio zostawiając rodzinę i wszystko co mnie tu trzymało za mną. Chodniki kiedyś krzywo wyłożone kostką teraz na pewno już po gruntownym remoncie prowadziły przez sklepy, w których jako dziecko kupowałem lody i parki do uliczek wzdłuż, których położone były przytulne domki jednorodzinne. Poprowadziłem Bokuto w stronę jednego z nich czując jak żal coraz bardziej ściskał mnie za serce.

Pod poszarzałą dachówką chował się biały budynek, po jego ścianach w paru miejscach wspinał się bluszcz powoli zmieniający kolor na czerwony, jak zawsze jesienną porą. W ogrodzie, którym od zawsze zajmowała się moja mama kwitły jeszcze ostatnie kwiaty te, które były w stanie przetrwać deszcze i coraz to zimniejszą temperaturę. Część z nich przywodziła na myśl wspomnienia, gdy jako dziecko pomagałem w sadzeniu czy podlewaniu podobnych im roślin rosnących tu przed laty.

Staliśmy za ogrodzeniem, w ciszy obserwując dom. Wiedziałem, że w końcu będziemy musieli zadzwonić, jednak guzik przed bramką wydawał mi się być czymś zbyt przerażającym. Kotaro spojrzał na mnie zachęcająco i wyczekująco jednocześnie. Był obok, ale nie naciskał, a gdybym powiedział, że to jeszcze nie ten moment zawróciłby za mną. Ja jednak nie chciałem zawieźć ani jego ani siebie samego więc w końcu drżącymi dłońmi nacisnąłem przycisk. Z mocno bijącym sercem odczekałem chwilę i nagle po drugiej stronie odezwał się głos.

- Kto tam? - powiedziała kobieta, której nie słyszałem od prawie już dziewięciu lat. Jej głos był serdeczny lecz nie tak żywiołowy jak dawniej, a spokojniejszy i stonowany. Poczułem gulę w gardle, przez którą ciężko było mi się odezwać.

- Kto tam? - ponowiła pytanie nie słysząc odpowiedzi.

- To ja... mamo - wydusiłem cicho. - Keiji.

Po moich słowach połączenie w urządzeniu zostało urwane. Spojrzałem na białowłosego w panice, lecz jego wyraz twarzy był spokojny. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć usłyszeliśmy trzask otwieranych gwałtownie drzwi. Kobieta, która w nich stała widząc mnie zasłoniła usta dłońmi niedowierzając, a po policzkach spłynęły jej łzy, które w jesiennym słońcu zabłyszczały pozwalając się zobaczyć z daleka. Czym prędzej zbiegła po schodkach i otworzyła bramkę tylko po to by omijając Bokuto jakby nie istniał rzucić mi się w ramiona.

- Keji, mój synek - zapłakała przytulając mnie mocno po czym podniosła odrobinę głowę biorąc moją twarz w swoje szorstkie dłonie i przypatrując mi się przez łzy. - Moje dziecko tak wydoroślało, jak to możliwe?

- Wróciłem - odparłem i nie mogąc się powstrzymać zacząłem płakać obejmując ją mocno. - Mamo, przepraszam.

Kobieta pogłaskała mnie po plecach sama pociągając nosem.

- Porozmawiamy później kochanie - powiedziała i spojrzała po raz pierwszy na Bokuto uśmiechając się do niego przyjaźnie. - Wejdźcie do środka, na dworze jest zimno.

Odsunęła się i otworzyła nam bramkę. Kotaro przeszedł przez nią ze mną trzymając mnie pod ramię gdyż wciąż nie mogłem przestać zanosić się płaczem, a moje nogi były miękkie jak galareta. Podnosząc wzrok zobaczyłem, że na szczycie schodków do tarasu o framugę opierał się mój ojciec obserwując mnie uważne. Nie widziałem dużo przez łzy, ale zauważyłem, że przetarł oczy rękawem, a tak szybko jak pojawiłem się w jego zasięgu przygarnął mnie do uścisku.

Światło W Ciemności ♡BokuAka♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz