29. Wiosna

267 20 99
                                    

Ćwierkające za oknem ptaki wybijały się ponad szum ruchliwej ulicy znajdującej się obok naszego mieszkania. W pomieszczeniu w końcu otwarte były okna wpuszczające do środka niezbyt ciepłe, ale nie mroźne jak podczas zimy wiosenne powietrze. Podczas śniadania oglądaliśmy w telewizorze wiadomości, w których cała Japonia informowana była o zbliżającym się zakwicie wiśni będącej bezpośrednim znakiem tego, że zima już za nami.

- Czy one naprawdę działają? - zapytał Keiji zamiast oglądać wiadomości obserwując jak zgodnie z moim codziennym harmonogramem po zjedzeniu śniadania chwyciłem za opakowanie antydepresantów. - Czujesz się po nich lepiej?

- Czuję - potwierdziłem. - Na początku upierałem się i przestałem je brać przez jakiś czas, czułem się wtedy okropnie. Chociaż wtedy miałem większe dawki, teraz powoli próbuję doprowadzić to do końca, lekarz przepisuje mi coraz mniejsze.

- A terapia? - dopytał. - Chodzisz tam co dwa tygodnie prawda? W nocy nie możesz po niej spać.

- Gdyby nie ona prawdopodobnie nie mógłbym spać codziennie, a nie tylko w ten szczególny dzień - stwierdziłem i uśmiechnąłem się do niego kładąc się obok niego na kanapie i korzystając z jego nóg jako poduszki. Akaashi nie skomentował tego i nie kazał mi zejść, zamiast tego z zamyślonym wyrazem twarzy nawijał kosmyk moich włosów na swój palec.

- Jeśli będę chciał pójść do psychologa... pójdziesz ze mną? - zapytał.

- Pójdę - odparłem szczęśliwy, że okularnik chce ruszyć z miejsca. - Z Tobą wszędzie, Akaashi. Nawet na drugi koniec świata.

- Kto Cię nauczył takich zawstydzających tekstów? - odparł zażenowany, a jego uszy zrobiły się czerwone.

- Kuroo.

- Tak myślałem.

♤♤♤♤♤

Tak jak Bokuto mi obiecał kiedy zdecydowałem się pójść do psychologa ten towarzyszył mi i czekał na mnie na korytarzu. Wizyta ta była dziwna. Myślałem, że będę miał opory, a jednak słowa próbujące opisać to jak się czułem wylatywały z moich ust płynnie, bez żadnych problemów.  Po przeprowadzonym ze mną wywiadzie lekarz stwierdził, że prawdopodobnie w moim przypadku nie będzie potrzebne zaczynanie lekami, a powinienem od razu spróbować zapisać się do psychoterapeuty. Po wyjściu więc od razu to zrobiłem, a nie zajęło mi to długo ponieważ przyjmował on ludzi w tym samym ośrodku. Udało mi się umówić wyjątkowo szybko, bo już na kolejny weekend, a czas ten minął nim się obejrzałem. Gdy w dzień ten jechałem z Bokuto autobusem na wizytę za oknami mijały nas już drzewa ubarwione na różowo. Sakura zakwitła w Tokio.

Zostawiając Kotaro na korytarzu i znikając za drzwiami prowadzącymi do wnętrza gabinetu nie czułem już tak wielkiego stresu jak za pierwszym razem gdy kilka dni wcześniej zawitałem w ośrodku. Wkroczyłem do środka z większym spokojem i bez oporu zacząłem rozmowę z terapeutą. 

Dopiero w trakcie, gdy od początku do końca starałem się opisać mu to jak wyglądał mój związek z Amakasą w moim gardle zaczęła formować się gula. Nie mówiłem nic nowego niż to co wiedział już Bokuto czy nawet Kenma, z którym ostatnimi dniami dużo rozmawiałem o swojej przeszłości podczas, gdy on zdradzał mi co nieco ze swojego życia. Urozmaiciłem mój monolog jedynie pewnymi szczegółami, konkretnymi sytuacjami, które akurat w tym momencie pojawiały się w mojej głowie i na których trop naprowadzała mnie zachęcająco uśmiechająca się kobieta, gdy co jakiś czas zadawała krótkie, lecz trafne pytania i notowała coś w swoim notatniku. Z każdym słowem zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo skrzywdził mnie ten człowiek. Jak głupi byłem już na samym początku naszej relacji nie zauważając tych dobrych sygnałów, które aż krzyczały bym urwał kontakt i już nigdy się z nim nie zadawał. Byłem w tym czasie zaślepiony moją pierwszą miłością, światem, który był dla mnie nieznany. Nie zauważałem, że odkąd go poznałem odsunąłem się od innych ludzi, porzucałem rzeczy, które mnie interesowały, zostałem nakierowany w określonym kierunku po to by w przyszłości łatwiej było mu mną manipulować. Wiedziałem, że go nienawidzę, czymkolwiek nie było to uczucie nie mogłem znaleźć mocniejszego określenia. Mogłem używać synonimów takich jak niechęć, odraza czy wstręt do jego osoby, ale wszystko to sprowadzało się do tego samego uczucia, które kumulowało się we mnie na myśl o nim. Po co marnować słowa na takiego potwora? Słowo "nienawiść" w zupełności wystarcza, nie chce myśleć nad tym więcej. 

Światło W Ciemności ♡BokuAka♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz