28. Dzień zakochanych

269 17 77
                                    

Od momentu, w którym Bokuto przyjął mnie pod swój dach w oka mgnieniu minęły dwa miesiące i nadszedł luty. Chociaż pogoda wciąż wróżyła zimne dni, a bez grubego szalika i ciepłych rękawiczek wychodzenie z domu wydawało się być głupotą, to z tyłu mojej głowy już majaczyła myśl o tym, że następny miesiąc będzie obfitował w znaki zwiastujące nadchodzącą wiosnę. Byłem pewny, że nadejdzie ona nim się obejrzę, gdyż mieszkając z białowłosym czas płynął mi zgoła inaczej niż zawsze i szybko przemijał jeden tydzień za drugim.

Chociaż żyło mi się dobrze to w historii wyszukiwania mojej przeglądarki powoli zaczęły piętrzyć się oferty wynajmu mieszkań czy choćby małych kawalerek, gdyż mój budżet nie był wystarczająco duży na kupno nowego lokum. Chwilami czułem się winny tego, że siedzę na głowie Kotaro i mimo tego, że zajmowałem się mieszkaniem, gotowałem, a siatkarz lubił moje towarzystwo czułem się niezręcznie kolejnej nocy zajmując łóżko właścicielowi mieszkania. Prawdę mówiąc nie chodziło tak naprawdę o to głupie łóżko, bo gdybym chciał zostać na dłużej z własnych pieniędzy mógłbym kupić drugie, jeśli tylko Bokuto zgodziłby się na wciśnięcie go do pokoju. Chodziło o mnie i o Kotaro, o nasze uczucia, a może i o ich brak.

Widziałem jak z każdym dniem złotooki przywiązywał się do mnie coraz bardziej, jak wiedział, że po powrocie do domu zastanie mnie w nim. Mam wrażenie, że zaczął brać za pewnik to, że będę z nim już na zawsze. Problem z tym, że ja nie wiedziałem czy chcę być z nim na zawsze. Nie wiedziałem co do niego czuję, a nawet czy cokolwiek do niego czuje oprócz wdzięczności i chęci bycia przyjaciółmi. Czasami zdawało mi się, że tak. Nie były to jednak uczucia proste do opisania i w taki sposób nie czułem ich nigdy wcześniej, nie wiedziałem więc jak mam je opisać. Czy jest w ogóle słowo, które może trafnie opisać to co dzieje się w ciele człowieka na widok innych ludzi? Czy słowa miłość, radość, smutek czy zazdrość, których każdy człowiek uczy się już w dzieciństwie naprawdę cokolwiek znaczą? Czy miłość zawsze jest dobrym uczuciem, a nienawiść złym? Czułem się w tym temacie głupszy niż niejedne dziecko na tym świecie, mniej doświadczony i przepełniony strachem przed poznaniem odpowiedzi. 

- Co robisz, Akaashi? - Po usłyszeniu głosu wyrwałem się z zamyślenia i spojrzałem na stojącego nad moim biurkiem Kotaro. - Masz jeszcze coś do zrobienia? Mogę poczekać.

- Muszę już tylko zapisać plik - odparłem wracając wzrokiem do ekranu komputera. 

Biuro było już niemal puste, gdyż wybiła godzina świadcząca o zakończeniu pracy. Tylko część stanowisk wciąż była zajmowana przez osoby robiące nadgodziny, nie było ich jednak tak dużo jak zazwyczaj, gdyż dziś był specjalny dzień. Walentynki. Chociaż kiedyś święto to kojarzyło mi się tylko z nastolatkami wręczającymi swoim wybrankom serca starannie przygotowaną czekoladę to zdaje się, że z czasem coraz częściej wśród starszych par obchodziło się to w sposób w jaki świętowano na zachodzie - idąc na randkę ze swoją parą. Z tego też powodu duża część pracowników, zwłaszcza tych co doznawało jeszcze "umawiania się", a nie oficjalnego związku zwanego małżeństwem spieszyło się, by jak najszybciej opuścić miejsce pracy.

- Możemy iść - oznajmiłem wyłączając urządzenie i wstając z miejsca. Ubrany już białowłosy poczekał, aż nałożyłem na siebie płaszcz po czym żegnając się z pozostawającymi pracownikami wyszliśmy z pomieszczenia, a w końcu i z budynku.

- Wyszliśmy dzisiaj szybko - stwierdził Kotaro pogwizdując pod nosem. - Nie chcesz pójść czegoś zjeść, albo pospacerować przed powrotem?

- Jedzenie mamy w domu - zauważyłem wiedząc, że ostatnio zrobiłem za dużo curry. - Ale jest ładna pogoda, możemy się przejść - zgodziłem się i podążyłem za zadowolonym z mojej aprobaty Bokuto.

Światło W Ciemności ♡BokuAka♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz