Zaledwie trzy dni temu sprawa popiersia Margaret Thatcher stała się moją codziennością, myślą z którą zasypiam i tą która pojawia się w mym umyśle jako pierwsza, gdy się budzę. Sherlock tak bardzo zafiksował się na jej temacie, że czuję jakby stała się pasożytem żerującym na naszych siłach witalnych. Zasysa naszą energię z każdą minutą poświęconą tej sprawie. Zaczyna pokazywać nam nowe tropy, nowe wątki, ale nadal prowadzi ona donikąd. Aż do momentu, gdy z krzesła w laboratorium przenoszę się na miejsce zbrodni, a wizerunek pierwszej kobiety premier jest jej tłem.
Wstaję na równe nogi, ściągam maseczkę oraz kaptur kombinezonu ochronnego z głowy i uzupełniam dokument o nowe informacje, które udało mi się zdobyć. Rozbrzmiewające za mną kroki stają się coraz głośniejsze i coraz bardziej podobne do sposobu chodzenia mojego brata.
– Cześć Betty. – Bingo. Nawet trawa nie zdołała mnie zmylić. Oczywiście, gdybym się odwróciła to od razu wiedziałabym kto się do mnie zbliża, ale co to wtedy byłaby za zabawa? – Co wiemy?
– Zmarła w wyniku wykrwawienia. – Kucam przy denatce i wskazuję długopisem podłużną ranę na udzie. – Napastnik trafił dokładnie w tętnicę udową. Była za daleko od domu, by ewentualnie wezwać pomoc. Z tego, co mi wiadomo nie miała go przy sobie. Kto ją znalazł?
– Siostra. Wróciła z nocnej zmiany do domu i nie mogła nigdzie znaleźć Orrrie. Zaczęła jej szukać, aż zastała ją martwą dokładnie w tym miejscu. – Przytakuję łagodnie i raz jeszcze spoglądam na otoczenie w pobliżu denatki.
– Na twarzy i dłoniach widać ślady walki, co oznacza, że się broniła. Napastnik zapewne w ostateczności użył ostrego narzędzia wbijając je tutaj. – Ponownie pokazuje ranę, aby jak najlepiej nakreślić całą sytuację. – Sprawiło to, że upadła. Rana jest nie głębsza niż sześć, siedem centymetrów. Po śladzie krwi na trawie widać, że starała się czołgać.
– Umiesz określić narzędzie? Co to dokładnie było?
– Może nóż sprężynowy, ale pewna nie jestem. – Korzystając z okazji i pozycji w jakiej się znajduję, robię ostatnie dwa zdjęcia i podnoszę się z ziemi. – Dzwoniłeś już do Sherlocka?
– Tak, już jedzie – odpowiada szybko Greg, zerkając na zegarek. – ale nie sądzę, aby morderstwo go zainteresowało.
– Cóż, dwa rozbite popiersia są o wiele ciekawsze niż śmierć niewinnej osoby – mówię nieco ironicznie i ostatecznie uzupełniam raport z miejsca zdarzenia. – Takie proste morderstwa nie są dla niego. Gdyby to było rozczłonkowane ciało, a nie zabójstwo, które rozwiąże w sekundę to może by się zainteresował.
– To fakt. – Brat chowa dłonie do kieszeni spodni i spogląda przez krótką chwilę w niebo. Jego wyraz twarzy jest tak neutralny, że nawet nie potrafię powiedzieć czy jest zmęczony, zły czy może szczęśliwy.
– Dawno nie byłeś taki...spokojny. Czyżby wczorajsza randka ze Stellą się udała? – Greg szybko przenosi na mnie swój wzrok, a ja zaciskam usta w jedną linię, by się nie roześmiać. Jego nagła reakcja mówi sama za siebie.
– Udam, że tego nie słyszałem – rzuca oburzonym tonem, wskazując na mnie palcem. W tym momencie tak bardzo przypomina mi tatę, że nawet nie ma słów, które mogłyby opisać uczucie ściskające moje serce.
– Było, aż tak źle? – Podchodzę do brata nieco bliżej i patrzę mu prosto w oczy. Wydobędę z niego każdą informację na temat tego spotkania z Hopkins.
– Było super, dlatego nie chcę tego zapeszyć rozmawiając o tym. – Uśmiecham się szeroko, zakładam ręce na piersiach i unoszę prawą brew, przechylając łagodnie głowę. Chcę w ten sposób zmusić brata do mówienia. Chcę, by znowu był szczęśliwy, by miał u swego boku kobietę, która będzie go kochała naprawdę. – Ta poza już na mnie nie działa i nigdy nie działała Betty.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...