Ostatnie sześć tygodni były jedynym, wielkim intensywnym planowaniem. Obrączki, suknia, kwiaty, spisywanie przysiąg i tak dalej, i tak dalej. Szczerze nie sądziłam, że przy ceremonii i uroczystości na dwadzieścia osób także jest tyle pracy. Sprawy świadków załatwiliśmy od razu na rodzinnym obiedzie. Oczywiście nie obyło się od łez w szczególności tych pochodzących z oczu mojego brata. Było ich zaledwie kilka, szybko je otarłby reszta gości ich nie zauważyła. Greg nie lubi płakać przy innych, nawet jeśli są to bliskie mu osoby. Tym razem jednak nie potrafił ich powstrzymać. Kiedy mieliśmy okazję porozmawiać w osobności powiedział mi, że to było takie jego małe wewnętrzne marzenie, by móc „oddać mnie" w dobre ręce. Chciał spełnić ten obowiązek za naszego tatę, który przez chorobę nie miał takiej możliwości.
Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Zamiast tego zradza się strach, stres i wściekłość. Sherlock w pewnym momencie przestał wyrabiać na swym „normalnym" trybie. Planowanie, opiekowanie się Willem i przyjmowanie niewielkich spraw go – co dziwne – przygniotło. W prostych słowach zaczął brać ponownie. Z tego co wiem na początku były to niewielkie dawki, teraz jesteśmy na etapie pozostawiania strzykawek w filiżankach, zamianie kuchni w laboratorium chemiczne i odbieranie naszego dziecka z placu podczas bycia totalnie naćpanym. Kiedy mama Shopie opowiadała mi w jakim stanie był wtedy Holmes, chciałam go zabić.
Dla bezpieczeństwa Williama przeprowadziłam się wraz z nim do mojego brata. Detektyw nawet nie dostrzegł, że już nie ma nas w mieszkaniu od półtora tygodnia. Wiem, że nasze dziecko jest dla Sherlocka jedną z najważniejszych osób, jednak narkotyki przysłaniają mu tę myśl. Nie myśli trzeźwo, zapomina o fakcie, że Will ma trzy latka. Jest na etapie ciekawości, a gdyby jednego dnia sięgnął po taką strzykawkę...nawet nie chce o tym myśleć. Na dodatek tego wszystkiego coraz częściej w mieszkaniu pojawia się ten ćpun, któremu John zwichnął rękę w poprzednim roku. Zaczynam się obawiać, że nasz ślub będzie musiał być przełożony. Najgorsze, że nawet nie wiem o ile miesięcy.
– Betty? – Z głębi mojego umysłu wyrywa mnie głos Grega. Przenoszę na niego wzrok, a następnie kieruję go na kubek, który brat podstawia mi pod nos. – Miałaś tak puste spojrzenie, że zacząłem się martwić, iż zamieniłaś się w posąg. O czym tak intensywnie myślałaś?
– O Sherlocku – odpowiadam zmęczonym tonem i biorę kubek w dwie dłonie. – Będę musiała dziś po pracy pójść sprawdzić w jakim jest stanie. Naprawdę miałam nadzieję, że nie wróci do nałogu.
– Każdy ją miał. – Greg kładzie mi pocieszająco dłoń na ramieniu. Posyłam mu smutny uśmiech i biorę spory łyk ciepłej kawy. Kurwa nawet ona przez to wszystko przestała mi smakować. – W końcu naprawdę długo się trzymał bez wspomagania.
– Szkoda, że przegrał z nadmiarem obowiązków. Ja także nie daję już w pewnych momentach rady, ale nie sięgam bo... – Spoglądam na zawartość kubka. – Chcę, aby zrozumiał, że to nie niszczy tylko jego, ale i wszystkich dookoła. W ostateczności postawię mu ultimatum.
– Może zrób to od razu. Nie czekaj, aż ponownie przedawkuje albo stanie się komuś krzywda. Mycroft zapewne powiedziałby ci to samo. – Marszczę brwi i rzucam bratu pytające spojrzenie. On jedynie udaje, że to, co powiedział było całkowicie normalne i upija nieco swojej kawy.
– A skąd ty możesz wiedzieć, co on by powiedział? – Brat bierze głęboki wdech i gniewnie, a zarazem delikatnie odkłada kubek na stół. Zwraca ku mnie swój wzrok i siada nieco bardziej w moją stronę.
– Nie wiem. Po prostu staram ci się przemówić do rozsądku. – Greg przybiera swój ojcowski ton i patrzy na mnie w ten sam sposób, jak nasz tata, gdy przeskrobałam. Rozsiadam się bardziej na krześle i odwracam wzrok. – Tata też czekał do ostatniej chwili, a później płakał na pogrzebie matki. Nie chcę byś popełniła ten sam błąd.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
أدب الهواةPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...