Na ten dzień czekał każdy kogo znam, każdy kto jest mi bliski. A już w szczególności ja sama. W końcu doczekaliśmy się tego dwunastego września. Dzień mojego ślubu z Sherlockiem. Budząc się dzisiejszego ranka nie mogłam uwierzyć, że to już dziś. Wiem, że niewiele się zmieni prócz mojego nazwiska i faktu, że już oficjalnie będziemy mogli określać się mianem mąż-żona. A mimo to czuję, jakby ten dzień miał już na zawsze zmienić moje życie.
Nasze szykowanie się na tę uroczystość zaczęła się już pół godziny temu. Mary wpina mi ozdobę we włosy, podczas gdy ja robię ostatnie pociągnięcie delikatną szminką. Spoglądam na przyjaciółkę w lustrze i posyłam jej subtelny uśmiech, kiedy zrobi dokładnie to samo. Żona Watsona odsuwa się ode mnie i bacznie wpatruje się w kwiecistą ozdobę. Wygląda jak artysta zastanawiający się nad kolejnym ruchem pędzla po płótnie.
– Jeżeli uważasz, że nie pasuje, to ją zdejmij – mówię w końcu, bojąc się, że Mary wpadła w jakiś dziwny trans i już z niego nie wyjdzie do końca dnia. – Wiesz, że to nie jest dla mnie najważniejsze.
– Wiem, wiem. – Przyjaciółka pochyla się nad moimi włosami. Odpina ozdobę, by zaraz znowu przypiąć ją w innym miejscu. W końcu prostuje się z szerokim uśmiechem. – Teraz jest idealnie.
– Ufam ci – mówię ciepło i spoglądam jej odbicie. Mary obejmuje mnie, zaplatając swoje ręce dookoła moich ramion i opiera swoją głowę o moją.
– Wyglądasz pięknie – stwierdza po cichu, po czym składa mi szybki całus na poliku. – Musisz przyznać, że odwaliłam naprawdę świetną robotę jako świadkowa i druhna.
– Lepszej nie mogłam sobie wyobrazić. – Kładę dłonie na przedramionach przyjaciółki i patrzę na nas, starając się nie rozpłakać.
W sumie jest moją pierwszą świadkową oraz druhną. Gdy brałam ślub z Michaelem dookoła mnie podczas przygotowań biegało około dziesięciu kobiet, które nawet nie pamiętało mojego imienia. Michael już wtedy był dość rozpoznawalną personą, dlatego chciał, aby nasz ślub był wielkim wydarzeniem. Najlepiej tak wielkim, jak królewski ślub.Sęk w tym, że nigdy nie zapytał mnie, czy ja tego chciałam.
– Jeżeli Sherlock się w tobie ponownie nie zakocha to wierz mi, że porwę cię sprzed ołtarza.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła? – pytam przez śmiech cały czas patrząc na Mary. Jej mina wyraża tylko jedno, duma z wykonanej misji. Chyba chciała odpędzić te wszystkie kotłujące się myśli w mojej głowie.
– Wszystko złotko, wszystko. – Żona Watsona ściska mnie mocno, po czym odsuwa się nieco i bierze głęboki wdech. – Pójdę sprawdzić jak sobie radzą panowie. Boję się, że się tam prędzej pozabijają niż uda im się zawiązać te krawaty czy muchy. Czy co oni tam mają.
– Stawiam pięćdziesiąt funtów, że jako pierwszy cierpliwość straci mój brat. – Mary wskazuje na mnie palcem z szerokim uśmiechem na twarzy mający oznaczać przyjęcie zakładu. Jestem pewna, że moja świadkowa ma świadomość, iż go przegra.
– Ja rozumiem, że to dzień jego ślubu, ale mógłby się do cholery uspokoić! – Pięćdziesiąt funtów już jest moje. Zaraz po tych słowach słyszę zbliżające się kroki i już po chwili widzę mojego brata w drzwiach. – Przysięgam, że kiedyś dojdzie do rękoczynu.
– Co tym razem? – pytam spokojnym tonem, starając się nie śmiać. Domyślam się, że Holmes może być nieco bardziej upierdliwy niż zwykle z racji tego wielkiego dnia.
– Od piętnastu minut wykłóca się ze mną i z Johnem o to, że wie lepiej, jak zawiązać i krawat i muchę. – Potakuję łagodnie i wstaję z krzesła, dostrzegając w ogóle niezawiązany krawat mojego brata. – W ciągu dziesięciu lat miał na sobie krawat bądź muchę może dwa razy – kontynuuje totalnie nie zwracając uwagi na to, że właśnie wykonuję czynność, o którą tak się kłócił z moim mężem.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...