Po tym jak karetka zabrała majora Sholto do szpitala, ja delektuję się smakiem palonej whisky, którą nalał mi mój ukochany. Chyba zbyt wiele razy dałam mu do zrozumienia, że gustuję w tego typu trunkach. Goście weselni zaczynają się rozkręcać pod wpływem DJ'a, który w końcu się pojawił. Przyglądam się każdej osobie z subtelnym uśmiechem na twarzy i dopiero teraz orientuję się, że Grega nie ma od momentu, gdy opuścił salę na prośbę Sherlocka.
– Mam nadzieję, że jest dobra. – Przenoszę wzrok na Watsona, który siada obok mnie, przybierając na twarzy łagodny uśmiech. – Wybierając ją myślałem o tobie.
– Nie wiem, czy powinna to uznać za komplement, czy za obrazę, John. – Uśmiecham się do przyjaciela szeroko i upijam sporo tej cholernie dobrej whisky. – Najlepsza jaką piłam.
– Ciesze się. – John poszerza swój uśmiech. Sarkam, gdy dostrzegam to jego typowe zmartwione spojrzenie. Jest tylko jedna sprawa, o której chciałby rozmawiać ze mną tego dnia.
– No dobra, pytaj, bo wiem, że zaraz i tak nie wytrzymasz. – Odwracam wzrok, aby choć na chwilę wyrwać się z objęć jego spojrzenia. Dopijam trunek do końca i odkładam szklankę na stół przed sobą.
– Widziałem, jak rozmawiałaś z Leo. – Zaciskam usta w jedną linię, kiwając łagodnie głową. Wiedziałam, że to właśnie jego temat poruszy. – Chciałem wiedzieć, jak...
– Jak się trzymam? – kończę zdanie za niego, przybieram ironiczny uśmiech i zwracam ku niemu swój wzrok. – Jest mi lżej, wiedząc, że w końcu jest szczęśliwy. W końcu odrzucając jego miłość złamałam mu serce i na szczęście znalazł się ktoś, kto je posklejał. Więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi, dobrze.
Przyjaciel unosi jedną brew i szybko zerka na pustą szklankę stojącą przede mną. Ja także na nią spoglądam, po czym unoszę brwi zaskoczona, że sugeruje mi tym gestem zapijanie smutków w samotności.
– Hej! To, że najczęściej piłam whisky w tych gorszych chwilach to nie znaczy, że nie pijam tego trunku, gdy jestem szczęśliwa. – Watson parska śmiechem w taki sposób, jakby moje poirytowanie było jego zamierzonym celem. Otwieram szerzej usta, a następnie dłonią szturcham przyjaciela w ramię. – Wiesz ty co! Gdzie się podział mój przyjaciel John „przyłóż do rany" Watson?
– O! Tutaj jesteście! – Sherlock pojawia się nagle obok nas z uśmiechem, który oznacza tylko jedno.
– Niech zgadnę – Odwracam się bardziej w jego stronę, zakładam ręce na piersiach i patrzę mu w oczy. – znalazłeś prawie mordercę?
– Dokładnie. – Spoglądam na przyjaciela, który w mgnieniu oka wstaje z krzesła i rusza w stronę Holmesa. – Myślę, że będziecie zaskoczeni.
Detektyw podaje mi swoją dłoń, bez żadnego sprzeciwu ją ujmuję i podążam za Sherlockiem. Docieramy do korytarza, gdzie czeka już na nas mój starszy brat z fotografem. Wymieniam się z Johnem spojrzeniami. Czyżby mordercą był sam fotograf? A może pokaże nam tylko zdjęcie ukazujące osobę, która chciała zabić Sholto.
– Mogę rzucić okiem na aparat? – Staję trochę bliżej wejścia na salę, zakładam ręce na piersiach i przyglądam się Holmesowi.
– O co chodzi? – Mężczyzna pyta lekko się śmiejąc. Mimo to podaje detektywowi sprzęt. – Prawie dojechałem do domu.
– Trzeba było jechać szybciej. – Po tych słowach Sherlock rzeczywiście przegląda zdjęcia, zachwycając się nimi trochę nad wyraz.
– Co to? Powiesz nam? – Sama chciałam o to zapytać, ale jak widać mój brat jest szybszy. Greg pochyla się niecierpliwie w stronę detektywa. Zresztą nie tylko on czeka na wyjaśnienie tej sytuacji.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...