Rozdział 8

1.8K 110 46
                                    

Po tym jak karetka zabrała majora Sholto do szpitala, ja delektuję się smakiem palonej whisky, którą nalał mi mój ukochany. Chyba zbyt wiele razy dałam mu do zrozumienia, że gustuję w tego typu trunkach. Goście weselni zaczynają się rozkręcać pod wpływem DJ'a, który w końcu się pojawił. Przyglądam się każdej osobie z subtelnym uśmiechem na twarzy i dopiero teraz orientuję się, że Grega nie ma od momentu, gdy opuścił salę na prośbę Sherlocka.

– Mam nadzieję, że jest dobra. – Przenoszę wzrok na Watsona, który siada obok mnie, przybierając na twarzy łagodny uśmiech. – Wybierając ją myślałem o tobie.

– Nie wiem, czy powinna to uznać za komplement, czy za obrazę, John. – Uśmiecham się do przyjaciela szeroko i upijam sporo tej cholernie dobrej whisky. – Najlepsza jaką piłam.

– Ciesze się. – John poszerza swój uśmiech. Sarkam, gdy dostrzegam to jego typowe zmartwione spojrzenie. Jest tylko jedna sprawa, o której chciałby rozmawiać ze mną tego dnia.

– No dobra, pytaj, bo wiem, że zaraz i tak nie wytrzymasz. – Odwracam wzrok, aby choć na chwilę wyrwać się z objęć jego spojrzenia. Dopijam trunek do końca i odkładam szklankę na stół przed sobą.

– Widziałem, jak rozmawiałaś z Leo. – Zaciskam usta w jedną linię, kiwając łagodnie głową. Wiedziałam, że to właśnie jego temat poruszy. – Chciałem wiedzieć, jak...

– Jak się trzymam? – kończę zdanie za niego, przybieram ironiczny uśmiech i zwracam ku niemu swój wzrok. – Jest mi lżej, wiedząc, że w końcu jest szczęśliwy. W końcu odrzucając jego miłość złamałam mu serce i na szczęście znalazł się ktoś, kto je posklejał. Więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi, dobrze.

Przyjaciel unosi jedną brew i szybko zerka na pustą szklankę stojącą przede mną. Ja także na nią spoglądam, po czym unoszę brwi zaskoczona, że sugeruje mi tym gestem zapijanie smutków w samotności.

– Hej! To, że najczęściej piłam whisky w tych gorszych chwilach to nie znaczy, że nie pijam tego trunku, gdy jestem szczęśliwa. – Watson parska śmiechem w taki sposób, jakby moje poirytowanie było jego zamierzonym celem. Otwieram szerzej usta, a następnie dłonią szturcham przyjaciela w ramię. – Wiesz ty co! Gdzie się podział mój przyjaciel John „przyłóż do rany" Watson?

– O! Tutaj jesteście! – Sherlock pojawia się nagle obok nas z uśmiechem, który oznacza tylko jedno.

– Niech zgadnę – Odwracam się bardziej w jego stronę, zakładam ręce na piersiach i patrzę mu w oczy. – znalazłeś prawie mordercę?

– Dokładnie. – Spoglądam na przyjaciela, który w mgnieniu oka wstaje z krzesła i rusza w stronę Holmesa. – Myślę, że będziecie zaskoczeni.

Detektyw podaje mi swoją dłoń, bez żadnego sprzeciwu ją ujmuję i podążam za Sherlockiem. Docieramy do korytarza, gdzie czeka już na nas mój starszy brat z fotografem. Wymieniam się z Johnem spojrzeniami. Czyżby mordercą był sam fotograf? A może pokaże nam tylko zdjęcie ukazujące osobę, która chciała zabić Sholto.

– Mogę rzucić okiem na aparat? – Staję trochę bliżej wejścia na salę, zakładam ręce na piersiach i przyglądam się Holmesowi.

– O co chodzi? – Mężczyzna pyta lekko się śmiejąc. Mimo to podaje detektywowi sprzęt. – Prawie dojechałem do domu.

– Trzeba było jechać szybciej. – Po tych słowach Sherlock rzeczywiście przegląda zdjęcia, zachwycając się nimi trochę nad wyraz.

– Co to? Powiesz nam? – Sama chciałam o to zapytać, ale jak widać mój brat jest szybszy. Greg pochyla się niecierpliwie w stronę detektywa. Zresztą nie tylko on czeka na wyjaśnienie tej sytuacji.

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz