Rozdział 5

2.3K 116 36
                                    

Kwiecień 2015

Ślub przyszłych państwa Watson odbędzie się już za miesiąc. Nie mogę uwierzyć w to, jak ten czas szybko leci. Dopiero co były Święta Bożego Narodzenia, na których to John oświadczył się Mary. A dziś wraz z Sherlockiem pomagamy im w planowaniu całej ceremonii i przyjęcia weselnego. W jakimś stopniu jest to nasz obowiązek, ponieważ zostaliśmy wybrani na świadków. Tyle że z naszej całej czwórki to Holmes przeżywa to najbardziej. Zachowuje się, jakby planował swój własny ślub.

Siedząc skrzyżnie na krześle przed mini makietę sali, na której ma się odbyć wesele, przeglądam listę z osobami, które potwierdziły swoje przybycie. Tę makietę oczywiście zrobił nie kto inny jak Loczek, siedział nad nią całą noc. Na początku uznawałam to za idiotyczny pomysł, ale teraz uważam, że ta makieta jest niezwykle pomocna.

– Jutro z Janine jedziemy po sukienki, na pewno nie chcesz jechać z nami? – pytam po dłuższej ciszy i zerkam na przyjaciółkę. Morstan uśmiecha się do mnie szczerze i odkłada kolejną kopertę na bok.

– Uważam, że są idealne i skromne. Obydwie pięknie w nich wyglądacie. – Uśmiecham się do niej szeroko. – Nie potrzebne im żadne poprawki.

– Co z twoją stronę kościoła Mary? Trochę pusto. – Rzucam detektywowi gniewne spojrzenie. Bardzo dobrze wie, że Morstan jest sierotą, a jedyną jej rodziną jesteśmy my.

– Dola sieroty. Mam tylko przyjaciół. – Przyjaciółka uśmiecha się do mnie ciepło, a ja odwdzięczam się jej tym samym. Cieszy mnie, że ten brak biologicznej rodziny, aż tak jej nie dotyka.

– Organy powinny zacząć o jedenastej czterdzieści osiem...

– Próby za dwa tygodnie. Spokojnie. – Morstan przerywa Holmesowi, zanim ponownie zacznie opisywać cały ślub krok po kroku. W ciągu dwóch dni słyszeliśmy go przynajmniej dziesięć razy.

– Jestem wyjątkowo spokojny. – Sherlock splata swoje dłonie za plecami i mówi takim tonem, jakby został urażony.

– Nie byłabym taka pewna – mówię pod nosem, zerkając na Morstan. Przyjaciółka uśmiecha się do mnie łagodnie i przewraca prawie nie zauważalnie oczami. – Lepiej pomóż nam z usadowieniem osób. Jeszcze trochę ich zostało.

– Kuzynka Johna przy głównym stole? – Mary pokazuje detektywowi kopertę. Sherlock odbiera ją od niej i przez krótką chwilę przygląda się jej uważnie.

– Nienawidzi cię. – Unoszę brwi i zerkam szybko na Johna. Przyjaciel wzrusza ramionami, przybierając zaskoczony wyraz twarz.

– Serio? – Mary patrzy to na Loczka to na kopertę. Zastanawiam się, za co kuzynka Johna mogłaby jej nienawidzić, jeśli zapewne nie zna jej zbyt dobrze.

– Przesyłka ekonomiczna. Tania kartka. Spójrz na znaczek. – Sherlock podaje Mary list do ręki. Z czystej ciekawości spoglądam na kopertę. – Lizała go trzy razy. Nieświadomie zatrzymuje ślinę.

– Posadźmy ją przy wychodku.

– Jasna sprawa. – Zapisuję przy nazwisku kobiety jej miejsce. To jest tak śmieszne i zarazem absurdalne, że nie potrafię powstrzymać uśmiechu.

– Kto jeszcze mnie nienawidzi? – Loczek wyciąga spod różnych papierów kartkę wypełnioną nazwiskami. Wymieniam się wymownymi spojrzeniami z przyjaciółką. – Świetnie. Dzięki.

– „Kradzież bezcennego obrazu". Ciekawe – stwierdza John, przypominając nam o swojej obecności. Spoglądam na Sherlocka, jednak jego brak reakcji mnie dołuje.

Watson dostał dziś specjalne zadanie, musi znaleźć naprawdę interesującą sprawę, która sprawi, że Holmes, choć na chwilę zapomni i planowaniu. Ostatnio doszłyśmy z Mary do wniosku, że Sherlock boi się tego ślubu. Nie ze względu na to, że ma być świadkiem, ale, że przez niego John nie będzie miał już czasu. Wiadomo, będzie żonaty, na dodatek ma stałą pracę. I najprawdopodobniej wzbudza to w detektywie obawy, że Watson go porzuci.

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz