Cztery dni później
Wspólne mieszkanie z Sherlockiem po jego powrocie jest jak mieszkanie z duchem. Tylko że to ja jestem tą niewidzialną materią, którą Holmes mija na każdym kroku. Traktuje mnie jak osobę, z którą nigdy nie łączyło go nic więcej niż zwykła znajomość. Z jednej strony to dobrze, bo się nie kłócimy i nie wchodzimy sobie w drogę. Z drugiej zaś strony ten płomień nadziei na odnowienie naszej relacji z detektywem przygasa z każdą kolejną minutą spędzonego razem czasu w mieszkaniu na Baker Street.
Pani Hudson na przestrzeni tych trzech dni domyśliła się, że jej marzenia o ślubie moim i Sherlocka zapewne nigdy nie dojdą do skutku. Nie musi nam tego mówić, wystarczy tylko na nią spojrzeć. Po jej ciepłym i szczerym uśmiechu, z jakim wchodzi do mieszkania, pozostaje zawsze tylko niewyraźny cień. Rozczarowanie i współczucie malujące się w jej oczach dobija mnie jeszcze bardziej niż to puste spojrzenie, którym obdarowuje mnie detektyw. Jego wzrok zabiera wszelką radość i zostawia po sobie tylko chłód nienawiści.
***
Zaczytana w artykule medycznym, który o dziwo podesłała mi Molly, ignoruję Holmesów wymieniających się swoją mądrością. Ciężko jest mi się przyzwyczaić do tego, że Hooper zachowuje się tak jak za czasów, gdy byłyśmy dobrymi koleżankami. Do czasów, kiedy byłam z Sherlockiem, a ona była na mnie wielce obrażona.
Nagły, głośny dźwięk przegranej sprawia, że podskakuję na kanapie. Zamykam oczy i przypominam sobie, że Sherlock i Mycroft grają w operację. Spoglądam na nich i czuję dziwne ukłucie w sercu. Najwidoczniej Mycroftowi szybciej zostały wybaczone wszystkie jego przewinienia, co niesamowicie mnie szokuje, ponieważ gdy ich poznałam, to Sherlock nie pałał do starszego brata wielką miłością. A może właśnie w taki sposób ją sobie okazywali, dogryzając sobie nawzajem.
– Woo hoo. – Radosny głos oraz krok pani Hudson wyrywa mnie z rozmyśleń. Kładzie na biurku tacę z filiżankami oraz cukierniczką. – Nie mogę uwierzyć, że znowu siedzi w swoim fotelu. Czy to nie cudownie, panie Holmes?
– Nie posiadam się z radości. – Ten wymuszony uśmiech Mycrofta. Widziałam go zbyt wiele razy, aby móc go rozpoznać bez problemu.
– Z pewnością. – Przygryzam dolną wargę, aby nie uśmiechnąć się, słysząc komentarz Sherlocka. Jak mogłam przez tyle lat nie zauważyć, że to jest właśnie ten sposób okazywania sobie braterskiej miłości.
– Tak naprawdę się cieszy, że jesteście tu razem. – Właścicielka domu zwraca ku mnie swój wzrok i puszcza do mnie oczko. Uśmiecham się do niej łagodnie i zerkam na detektywa, który ucieka wzrokiem.
– Przepraszam, który z nas? – Starszy Holmes chowa dłonie do kieszeni spodni i unosi prawą brew. Czyżby się bał, że to właśnie o niego chodzi?
– Obaj. – Po tych słowach kobieta wychodzi z mieszkania, a ja spuszczając głowę, staram się ukryć mój uśmiech.
Oczywistym jest fakt, że każdy z nas się cieszy na powrót Sherlocka. Nawet Mycroft, ten starszy i podobno mądrzejszy Holmes, który bardzo często unosi się dumą. Na dodatek, wyglądaj przy tym, jak obrażony szlachcic, chodzący wszędzie, nawet do kościoła w słoneczny dzień z parasolką.
– Zagrajmy w dedukcję. – Sherlock wstaje z fotela i rusza w stronę jasnej czapki z nausznikami. Kręcę głową z niedowierzaniem i przenoszę wzrok na tekst artykułu. – Zostawił klient, gdy mnie nie było. Co sądzisz?
– Nie mam czasu – rzuca od niechcenia Mycroft, myśląc, że to zdanie uratuje go przed rywalizacją z młodszym bratem.
– Dawno nie graliśmy. – Biorę głęboki wdech i zerkam prosząco w stronę Mycrofta. Wiem, że jeśli tego nie zrobi, Sherlock będzie mnie irytował bardziej niż kiedykolwiek.
– Zawsze wygrywam.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
Fiksi PenggemarPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...