Wypuszczam głośno powietrze ustami i wracam do rzeczywistości, do mojego zadania, którym jest chronić mojego przyszłego męża. Odsuwam się od ściany i staram się skupić na aktualnej rozmowie, lecz nie jest to wcale takie łatwe. Te wspomnienia....
– Sherlock, pogromca smoków. – Szczerze ten przydomek nawet mu pasuje, może dzięki temu miałby więcej świetnych i dużych spraw. Potrząsam łagodnie głową przywracając się do porządku. Nie mogę myśleć teraz o czymś takim.
– Trzymaj się blisko mnie, a przyrzekam, że cię ochronię. – Przysięga. To właśnie pcha do chęci ochrony Mary. Oczywiście fakt, że jest także jego przyjaciółką w pewien sposób na to wpływa, jednak czuję, że pierwsze skrzypce gra właśnie przysięga.
– Powinieneś chyba coś przeczytać – mówi po krótkiej ciszy żona Watsona i podaje coś Holmesowi. Po specyficznym szeleście domyślam się, że jest to kawałek papieru.
– Co to?
– Liczyłam, że nie będę musiała tego robić.
– Co ty...? – Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiewa dźwięk zaciągnięcia się jakimś zapachem. Tylko dlaczego Sherlock to robi? – Mary...nie.
Głos detektywa się zmienia. Wypowiada słowa w taki sposób, jakby ktoś dopiero co wybudził z narkozy albo go w nią wprowadzał. W tym właśnie momencie czuję to specyficzne uderzenie, które uświadamia mnie o całej sytuacji.
– Cholera jasna! – mówię przez zęby, po czym praktycznie wyrywam słuchawki z uszu i szybko wciskam je do kieszeni spodni.
Wyciągam pistolet z pochwy i biegiem ruszam na dwór ku drzwiom prowadzących do pomieszczenia obok. Chowam się za jednym z filarów i reguluję swój oddech tak, jak uczyła mnie tego Annette. W momencie mojego ostatniego wydechu do moich uszu dociera dźwięk otwieranych w pośpiechu drzwi. Nie czekam długo i wyskakuję zza mojej osłony.
– Mary Elizabeth Watson, radzę ci się zatrzymać – mówię stanowczo celując do przyjaciółki. Jest to dość dziwne uczucie trzymać na muszce kogoś bliskiego memu sercu, ale ten gest wykonałam mimowolnie, jakby moje ciało nie komunikowało się z umysłem.
– Mogłam się domyśli, że tam, gdzie on tam i ty. – Żona Watsona odwraca się do mnie i nawet nie wykazuje krzty zaskoczenia na widok broni. – Wiesz, że w Stanach krążyła legenda o tobie? O tym, że gdy jesteś celem i spojrzysz Czarnej Dalii w oczy, giniesz od razu.
– Co mu zrobiłaś? – pytam bezemocjonalnie, ignorując przy tym wcześniejszy komentarz Mary. Tak, jak wspominałam. Teraz osoba stojąca przede mną nie jest moją najbliższą przyjaciółką, a misją.
– Szczerze nigdy nie wierzyłam w to, że człowiek potrafi patrzeć na kogoś innego w ten sam intensywnie zimny sposób, co lufa pistoletu.
– Zadałam ci pytanie. – Żona Watsona zerka w stronę pomieszczenia, z którego wyszła i bierze głęboki wdech, po czym zaraz wypuszcza powietrze nosem.
– Nawąchał się niegroźnego płynu, przez który pośpi około dwudziestu minut. – Mary dwoma palcami zmusza mnie do opuszczenia broni, co robię bez żadnego oporu. To, że go w ogóle wyciągnęłam było silniejsze ode mnie. Po prostu odezwał się mój instynkt. – Wierz mi nie ryzykowałabym, robiąc mu krzywdę. Wiem, że wtedy byś mnie dopadła.
– Co zamierzasz? – Chowam pistolet do futerału przy szelkach taktycznych i zakładam ręce na piersiach, cały czas patrząc jej w oczy.
– Chcę ten problem rozwiązać sama, po swojemu. Ajay to moja przeszłość, moje życie, nie wasze. Nie chcę i nie mogę narażać ani Rosie, ani Johna. Oni są całym moim światem Elizabeth.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
Fiksi PenggemarPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...