Wraz z Johnem wychodzę w końcu z sali, w której urządzona była impreza z okazji awansu Grega. Zimne, wieczorne powietrze atakuje moją twarz, sprawiając, że trzeźwieję w ułamku sekundy. Zatrzymuję się na chwilę przed budynkiem, zamykam oczy i zaciągam się mocno świeżym powietrzem.
– Wszystko w porządku? – Uśmiecham się łagodnie i spoglądam na przyjaciela, który kładzie mi dłoń na ramieniu. Kładę swoją dłoń na jego i ujmuję ją delikatnie.
– Fizycznie, tak. Psychicznie, już gorzej. – Nagle rozbrzmiewa dźwięk klaksonu. Bardzo krótki, ale donośny. O dziwo jest to klakson, który potrafię rozpoznać bez problemu.
Kieruję wzrok w stronę, z której doszedł dźwięk. Moim oczom ukazuje się Greg, oparty plecami o swój samochód. Zakładam ręce na piersiach, aby prowizorycznie ochronić się przed chłodnym powietrzem, które powoli zaczyna mi przeszkadzać. Zerkam na Watsona i ruchem głowy daję mu znak, że dam sobie radę. Żegnam się z nim całusem w polik i ruszam w stronę brata.
– Zanim cokolwiek powiesz, co sprawi, że zmienię zdanie i odjadę bez ciebie. – Starszy brat kładzie dłonie na biodrach i spuszcza na chwilę wzrok, jakby szukał odpowiednich słów na to, co zaraz będzie chciał powiedzieć. – Jestem tak bardzo wściekły, że nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić. Poczułem się odrzucony, jest mi cholernie przykro, ponieważ moja młodsza siostra, która przez całe życie jest moim oczkiem w głowie, nie potrafiła mi zaufać. – Czuję, jak do moich oczu zaczynają napływać łzy. – Ale mimo to przyjechałem tutaj, aby zabrać cię do domu. Abyś nie musiała spać gdzieś pod mostem albo na kanapie u Johna. Wiesz dlaczego? Ponieważ kocham cię jak nikogo innego i jesteś dla mnie najważniejsza, krasnalu.
Ocieram szybko mokrą twarz. Starszy brat podchodzi do mnie i zamyka mnie w czułym objęciu. Wtulam się w niego, zaciskam mocniej dłonie na jego kurtce i pozwalam sobie wypłakać się w jego ramię.
– Obiecaj mi, że to był ostatni raz, kiedy dowiaduje się o czymś taki jako ostatni. – Uśmiecham się szeroko i parskam śmiechem. – Obiecaj, że z każdym poważniejszym problemem przyjdziesz do mnie.
– Obiecuję na wszystko, co mogę. – Greg całuje mnie w polik i przytula mocniej do siebie. – Przepraszam za wszystko. Ja naprawdę nie...
– Oj już przestań i wsiadaj do samochodu. Cała się trzęsiesz z zimna. – Odsuwam się od brata i ruszam w stronę miejsca pasażera. Wsiadam do pojazdu i pocieram nerwowo dłoń o dłoń. – Byłem u państwa Holmes. Powiedzieli, że William może u nich zostać tak długo, jak będzie trzeba.
– Będę musiała wykupić wszystkie najdroższe bombonierki i dobrą whisky, aby im za to podziękować. – Zapinam pas i rozsiadam się bardziej na fotelu. – Albo ugotuję im coś niesamowitego.
– To są w końcu jego dziadkowie, to normalne, że chcą spędzać z jedynym wnukiem jak najwięcej czasu. – Uśmiecham się pod nosem i zamykam oczy. Ciepło ponownie opanowuje moje ciało. Otula je delikatnie i z czułością, jak uścisk mamy, która przytula swoje dziecko przed snem. – Co teraz zamierzasz? – Greg odzywa się po krótkiej ciszy, która zapanowała w samochodzie.
– Nie wiem. To już nie zależy ode mnie – odpowiadam powoli, wypowiadając każde słowo wyraźne i odpowiednio je akcentując. – Teraz moje życie jest w rękach Sherlocka. Albo mi wybaczy, albo znowu będziesz musiał mnie znosić. – Spoglądam na brata z subtelnym uśmiechem. Greg zerka na mnie i odwdzięcza się tym samym.
– Wiesz, że ja na towarzystwo narzekać nie będę. – Poszerzam swój uśmiech, a następnie włączam radio. Potrzebuję, aby coś zajęło całą przestrzeń w moim umyśle.
Ponownie zamykam oczy i daję się ponieść głosowi Marcusa Mumforda. Czuję, jak każde słowo wchłania się w moją skórę, mięśnie, kości. Jak jego głos otula moje uszy, jakby sam wokalista zatykał je swoimi dłońmi i kazał mi słuchać tylko tej piosenki. Dźwięki pochodzące zza okna znikają, przestają dla mnie istnieć. Jestem tylko ja i Mumford & Sons.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...