Niecała godzina. Tyle czasu zostało do wylotu Sherlocka na jego tajną misję, która ma być jego „karą" za zabójstwo Charlesa Augustusa Magnussena. Na szczęście Lady Smallwood przyjęła propozycję Mycrofta i zgodziła się wysłać detektywa na pół roku do Europy Wschodniej. Nie spałam dwie noce, bojąc się, że mój narzeczony ostatecznie trafi do więzienia na dwadzieścia pięć lat albo dożywocie.
Zawiązuję buty synka coraz bardziej trzęsącą się ręką. William nadal nie wie, że jego tata dzisiaj wylatuje i wróci dopiero za sześć miesięcy. W końcu, jak wytłumaczyć coś takiego prawie trzyletniemu dziecku, jeżeli ja sama nie potrafię tego sobie wytłumaczyć?
– Mamo. – Głos Willa wyrywa mnie z zamyślenia, zmuszając mnie tym do spojrzenia na niego. Moje kąciki ust automatycznie unoszą się w górę, widząc jego rozpromienioną twarz. – Idziemy do zoo?
– Nie kochanie, nie idziemy do zoo. Nie tym razem. – Wracam do wiązania jego bucików. Zamykam na chwilę oczy, wiedząc, że nadszedł idealny moment, aby go we wszystkim uświadomić. – Jedziemy pożegnać tatę.
– Dlacego? – Biorę głęboki wdech, zawiązuję jego sznurówki na kokardkę i z subtelnym uśmiechem na twarzy zwracam wzrok ku twarzyczki mojego dziecka.
– Cóż, tata musi polecieć samolotem załatwić ważną sprawę – mówię spokojnym tonem, sięgając w międzyczasie po czerwoną kurtkę Willa leżącą tuż obok na kanapie. Z każdą kolejną sekundą mam coraz mniejszą ochotę wyjścia poza mury tego budynku.
– Daleko? – Parskam krótko śmiechem i obserwując własny ruch nadgarstka, staram się nie rozpłakać przed własnym dzieckiem. Może trochę przesadzam, to tylko pół roku. Ma moją bransoletkę, więc wróci. Obiecał, że wróci, więc muszę wierzyć, że tak będzie.
– Bardzo daleko. Zanim byś tam doszedł na pieszo to zaczęłyby cię strasznie boleć nóżki. – Poprawiam synkowi kaptur, a następnie uśmiecham się do niego szeroko i opuszkiem palca dotykam go w nos. – Ale wiem, że przywiezie ci coś super.
– Jak baldzo? – Przybieram na twarzy minę, jakbym mocno się nad tym zastanawiała. W końcu rozkładam ręce najszerzej jak tylko mogę i przybliżam trochę swoją twarz do Williama.
– Tak bardzo! – Synek wybucha śmiechem, dlatego korzystam z okazji i łaskoczę go przez chwilę, aby tylko nacieszyć się tym wspaniałym dźwiękiem. Śmiech Willa to miód na moje uszy. – A teraz chodźmy, ci mili panowie na pewno już na nas czekają. Masz prezent dla taty?
Mój syn przytakuje energicznie, po czym sięga po złożoną na pół kartkę znajdującą się na stoliku kawowym. Poszerzam swój uśmiech tak, aby ukazać swoje zęby i wyciągam do niego rękę, za którą bez dłuższego myślenia łapie.
W momencie wyjścia z budynku moja twarz zostaje otulona łagodnym powiewem wiatru i promieniami słońca. Idealna pogoda na pożegnanie przed dłuższą rozłąką. Czuję, jakby to miał być dla mnie znak, że wszystko się ułoży.
– Panno Lestrade – Zwracam wzrok w stronę mężczyzny ubranego w czarny garnitur. Nie dziwi mnie fakt, że to jeden z tych, którzy zawsze „porywali mnie" na spotkanie z Mycroftem. Oczywiście po pewnym czasie kazałam im mówić do siebie po imieniu, ale jak widać, nie przyjęli mej prośby do serca.
– Dziń dobry. – Zerkam na synka, który macha swoją rączką w stronę jasnowłosego. Mężczyzna uśmiecha się łagodnie, co wzbudza we mnie niemałe zaskoczenie. Zawsze widziałam go z kamienną miną.
– Dzień dobry Williamie. – Mężczyzna odpowiada łagodnym tonem głosu i pochyla łagodnie głowę w taki sposób, jakby się kłaniał. Zaczynam się zastanawiać, czy ktoś go nie podmienił. – Pan Holmes przygotował fotelik, więc nie będzie pani musiała przekładać z własnego samochodu.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanficPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...