Tak jak przewidywałam, Sherlock przez całą drogę do szpitala – a trwała ona około dwudziestu pięciu minut – nie odezwał się ani słowem. Nie spojrzał na mnie, nie wykonał żadnego gestu, który mógłby naprowadzić mnie na to, co dzieje się w jego głowie. Jedyne co mi pozostało to się domyślać. Holmes zatracił się w głębi swojego umysłu.
Szpital św. Caedwalla z zewnątrz, jak i we wnątrz jest niezwykle nowoczesny w porównaniu do naszego św. Bartłomieja. Może to dlatego, że pracuję tam już kilka lat, ale uważam, że św. Bartłomiej ma swój klimat. Ta jego prostota w wyglądzie jest taka dziwnie przyjemna. A może to dlatego, że nie mamy tam wielkich plakatów z twarzą Culvertona Smitha.
– Pani to zapewne Elizabeth Lestrade, ta koronerka. – Głos pracownicy szpitala wyrywa mnie z zamyślenia. Kieruję na nią swój wzrok i uśmiecham się do niej subtelnie, przytakując. – Jest pani wyższa niż sądziłam. Wie pani, te zdjęcia koło pana Holmesa dają mylne wrażenie.
– Cóż, każdy, kto stanie obok Sherlocka wydaje się niższy niż jest. – Brunetka parska cichym śmiechem, po czym zaczyna przyglądać się moim dłoniom.
– Naprawdę jest pani narzeczona pana Holmesa? – Marszczę brwi, nagląc tym kobietę do rozwinięcia swojej myśli. Czyżby chwilę wcześniej szukała jakiegoś dowodu na to, że łączy mnie Sherlockiem coś więcej niż wspólne zdjęcia? – Już dawno czytałam o zaręczynach na blogu i w ogóle w internecie, ale... no wie pani o ślubie cisza.
– Po prostu się nie spieszymy – odpowiadam beznamiętnym tonem i zerkam w stronę łazienki. Sherlock mógłby z niej wyjść, ponieważ stanie tu przez kolejne dziesięć minut nie jest moim marzeniem. – Cieszy mnie jednak, że ktoś nadal czyta bloga Johna.
– Jakiego Johna? – Spoglądam na kobietę z niedowierzaniem. Chwilę to zajmuje nim mój mózg przetrawi to pytanie.
– Doktora Johna Watsona. To on opisuje wszystkie historie, nie Sherlock. – Kobieta uśmiecha się do mnie w taki sposób, jakby myślała, że to żart. Z każdą kolejną sekundą, gdy mój poważny wyraz twarzy się nie zmienia, po jej uśmiechu pozostaje jedynie nikły cień. – Domyślam się, że sądziła pani, iż to Sherlock pisze te wpisy.
– Cóż, ja...
– Co by nie mówić o nałogach, mają dobre momenty. – Z łazienki nagle wychodzi Holmes w świetnym humorze, ratując przy tym brunetkę. Wygląda, jakby zapomniał w jakiej sprawie tutaj jesteśmy. – Czuję się o wiele lepiej.
– Super. – Unoszę szybko kąciki ust i odsuwam się od ściany. – Jakiś czas temu Mary napisała, że Smith już na ciebie czeka.
– W takim razie nie każmy czekać mu jeszcze dłużej – mówi podekscytowany i rusza za kobietą, która ręką wskazała nam kierunek.
Zaczynam się obawiać, że nie poszedł do tej łazienki, by załatwić swoje sprawy fizjologiczne, a zażyć kolejną dawkę narkotyków. Może jednak jestem łatwowierna? Może Sherlock powiedział mi wczoraj, że z tym skończy tylko po to, bym nie robiła dalej awantury. Cholera, jaka ja jestem głupia.
– Pamiętaj tylko, że to spotkanie z dziećmi. Nie palnij niczego głupiego, one nie są takie jak Archie.
– Archie? – Narzeczony spogląda na mnie pytająco, a ja otwieram oczy szerzej. Te narkotyki już naprawdę wyżerają mu mózg. patrzę na niego wymownie i odczekuję, aż jego wszystkie styki się połączą. – Ach! Ten Archie, ten od zdjęć. Tak, pamiętam go świetny dzieciak. Daliśmy mu w końcu te zdjęcia?
Nie odpowiadam mu. Po prostu nie mogę uwierzyć, jak bardzo ten nałóg zaczyna wyniszczać jego pamięć. Wiem, że od zawsze twierdził, że na swoim dysku twardym zostawia tylko przydatne mu informacje, jednak niekiedy pokazał, że to nie prawda. Teraz niestety wracamy do selekcji informacji.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...