Rozdział 24

1.2K 67 24
                                    

Po bezproblemowym lądowaniu w Marrakeszu od razu wsiadamy do podstawionego przez Mycrofta Jeepa Wranglera. Oczywiście dziwne by było, gdyby nie był czarny. Od zawsze wiedziałam, że starszy Holmes ma znajomości na całym świecie i w pewnym stopniu władzę. Jednak nie sądziłam, że to do takiego stopnia, by czekał na nas jeszcze samochód.

Pojazd pokonał trasę o wiele szybciej niż mogłam się spodziewać. Wysiadam z niego szybko, podchodzę do bagażnika i otwieram go bez zapytania kierowcy o pozwolenie. Uśmiecham się pod nosem i wyciągam z niego najpierw nasze torby z najpotrzebniejszymi rzeczami, a następnie dwie białe urodzinowe torebki. W jednej znajduje się kilka czapek, a w drugiej prezentowe pudełko mające imitować prezent. Zamykam bagażnik i spoglądam to na Sherlocka to na Johna, których miny mówią same za siebie.

– Nie mam czasu na tłumaczenia. John schowaj do jednej z nich swój pistolet – mówię szybko i otwieram jedną z nich. Watson bez chwili myślenia robi to, co mu każę. W międzyczasie sama chowam swój do drugiej. Przykrywam oby dwa pistolety papierem prezentowym. – Mówienie zostawcie mnie i ewentualnie przytakujcie, jeśli mój rozmówca na was spojrzy. – Nie czekając na żadną reakcję z ich strony ruszam ku wejściu do hotelu.

– Od kiedy ty...? – Pytanie Sherlocka urywa się w momencie mojego przekroczenia progu.

Rozglądam się po wnętrzu i przybieram na twarzy subtelny uśmiech, chcąc wyglądać jak zwykła turystka zachwycająca się dekoracjami. Nagle przede mną pojawia się chłopak, niewyglądający na więcej niż jedenaście lat. Poszerzam swój uśmiech i podchodzę do niego nieco bliżej.

– Cześć – zaczynam po arabsku, co dziwi chłopca. Jednak mimo tego na jego twarzy pojawia się szczery uśmiech.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Szukam mojej przyjaciółki, która stacjonuje właśnie w tym hotelu. Dzisiaj są jej urodziny i wraz z narzeczonym i jej mężem chcieliśmy zrobić jej niespodziankę. – Odwracam się idealnie w momencie, gdy wcześniej wspomniani wchodzą do środka. Chłopak zerka na nich i wydaje mi się, że nawet nie rzucił im podejrzanego spojrzenia. – Wygląda tak. To zdjęcie sprzed roku, więc mogła się trochę zmienić.

Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jedno z moich wspólnych zdjęć z Mary. Chłopak nachyla się i bacznie się przygląda zdjęciu. W końcu przytakuje łagodnie, jakby wiedział o kogo mi chodzi. Chowam telefon do kieszeni tylnej kieszeni spodni cały czas patrząc na młodego chłopaka.

– Jeśli nam pomożesz dostaniesz spory napiwek, za który kupisz sobie coś fajnego – mówię zachęcająco po arabsku i z drugiej kieszeni wyciągam złożone w pół dwieście dirhamów. W oczach młodego Marokańczyka rozbłyska iskierka podekscytowania. – To jak? Pomożesz nam?

– Oczywiście! Proszę za mną.

Chłopak wskazuje nam drogę do – mam nadzieję – pokoju Mary. Zerkam dumnie na mych towarzyszy i prostuje się, po czym ruszam za młodzieńcem. jest szansa, że żona Watsona przygotowała tego młodego chłopca na ewentualnie nieproszonych gości, jednak wolę o tym nie myśleć.

– Proszę się tu rozgościć – mówi energicznie marrakeszanin i dłonią pokazuje nam pokój. Jest tak samo klimatyczny, jak reszta budynku.

– Dziękujemy – mówię z uśmiechem na twarzy i wchodzę głębiej do pomieszczenia, które jest zapewne salonem i sypialnią.

– Nie wiedziałem, że znasz arabki. – Nie wierzę, że czekał tyle czasu, by to powiedzieć. Odwracam się łagodnie i posyłam narzeczonemu wymowne spojrzenie. Doskonale wie, że jestem poliglotką, a jednak za każdym razem, gdy usłyszy słowa wypowiadane przeze mnie w innym języku to robi wielkie oczy.

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz