Rozdział 28

459 39 21
                                    

Po godzinie od wyjścia Mycrofta ja także opuszczam mieszkanie na Baker Street. Sherlock był wycieńczony, więc zapewne będzie dość długo spał. Poprosiłam panią Hudson by dała mi znać, gdyby się obudził. Nie rzucam słów na wiatr i porozmawiam z nim poważnie jeszcze dzisiaj. Teraz jednak muszę jechać do mojego syna i się nim zająć. Greg za półtorej godziny zaczyna pracę i wiadomo, że nie może ani zostawić Williama samego w domu, ani go zabrać ze sobą.

Cicho zamykam za sobą drzwi wejściowe, a następnie stawiam na stole reklamówkę ze zrobionymi wcześniej zakupami. Nie dostrzegam kubka w zlewie, więc domyślam się, że Greg nie pił jeszcze kawy. Wstawiam czajnik wypełniony wodą i zaczynam rozpakowywać rzeczy.

– Czyli jednak mnie się nie wydawało, że ktoś wchodził. – Głos starszego brata rozlega się tak nagle w kuchni, że wzdrygam się nieznacznie. Posyłam mu subtelny uśmiech na powitanie i odsuwam się od szafki, by mógł wyjść dla nas kubki. – Jak Sherlock?

– Bez zmian – odpowiadam pół głosem, chowając jogurty do lodówki. Nadal nie chcę mu wspominać o sytuacji, która wydarzyła się w nocy. – Starałam się z nim porozmawiać, ale niestety jego stan na to nie pozwolił. Zmusiłam go do pójścia spać i jedyne co mi zostało, to czekać na telefon od Marthy.

– Czyli postawisz mu ultimatum? – Nie odpowiadam, lecz wiem, że moja wymowna cisza Gregowi wystarcza. Kątem oka widzę, jak łagodnie kiwa głową sypiąc po półtorej łyżeczki kawy do każdego kubka. – Ciesze się, że podjęłaś tę decyzję.

– Jak było u dentysty? – Zmieniam temat nie chcąc powiedzieć czegoś za dużo lub pozwolić na to Gregowi. Już wczoraj mieliśmy okazję się pokłócić i ją wykorzystaliśmy. Dzisiaj chcę spędzić miły i spokojny poranek.

– Lepiej niż się spodziewałem. William był naprawdę grzeczny, a wszystkie jego zęby rosną i wyglądają prawidłowo, jak to określiła dentystka. – Uśmiecham się pod nosem i wyłączam gaz pod czajnikiem, gdy tylko ten zaczyna gwizdać coraz głośniej.

Szybkim krokiem kieruję się do sypialni, w której śpi Will, po czym zaglądam po cichu do środka, by sprawdzić, czy dalej śpi. Naprawdę wolę wykorzystać takie dni, gdy moje dziecko nie wstaje o szóstej czy siódmej rano. Domyślam się, że brat specjalnie położył go dość późno, za co jestem mu wdzięczna. Chociaż wiedziałabym, że już nie śpi, ponieważ ma już nowe łóżko. Takie dla trochę większych dzieci, ale nadal z barierkami. Gdyby się obudził, to po prostu by z niego zszedł i przydreptał do nas.

Zamykam za sobą powoli drzwi i wracam do kuchni, gdzie czeka już na mnie aromatycznie pachnąca kawa. Zaciągam się jej zapachem, zamykam oczy i uśmiecham się szeroko. Ostatnim razem coś tak pięknego czułam będąc w Ameryce Południowej, czyli około ośmiu lat temu.

– To ta od Stelli z Brazylii? – pytam ciepłym tonem i siadam przy stole, podczas gdy Greg wyciąga z lodówki talerz kanapek. Przyglądam się bratu i poszerzam swój uśmiech widząc, jak jego kąciki ust unoszą się coraz wyżej. – Pachnie przepięknie.

– Smakuje jeszcze lepiej. – Starszy brat stawia talerz na środku i siada naprzeciwko mnie. Miło jest widzieć u niego ten specyficzny uśmiech. Naprawdę cieszy mnie to, że między nimi jest wszystko dobrze i ich relacja idzie ku lepszemu. – No dobra, mów, o co chodzi.

– Po prostu ciesze się, że jesteś w końcu szczęśliwy. – Upijam nieco ciepłego napoju i sięgam od razu po jedną z kanapek. Nadal nie mam pojęcia, jak on to robi, że te kanapki mimo przeleżenia całej nocy w lodówce nadal tak smacznie wyglądają. – Po rozwodzie straciłeś tę radość, którą zawsze emanowałeś. A teraz ona znów wróciła i wydaje mi się, że nawet ze zdwojoną siłą. Stella cię naprawia braciszku i jestem jej za to wdzięczna. Tylko tyle.

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz