Dzień ślubu Johna Watsona i Mary Morstan
Jak na tak ważny i emocjonujący dzień, poranek zaczyna się bardzo spokojnie. Janine wręcz rozkazała mi, abym się nie martwiła o Mary, że ona przyjedzie do niej jak najwcześniej i pomoże jej w przygotowania. Oczywiście na samym początku się z nią upierałam, ale do akcji wkroczyła Mary, która poprosiła, abym dała się Hawkins wykazać. No więc nie miałam wyboru i ustąpiłam.
Najciekawsze jednak jest to, że Mycroft zaoferował, że zabierze Williama do siebie. Powiedział, że dzięki temu spędzi więcej czasu z bratankiem. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że wiem, iż po kilku godzinach zawiezie go do swoich rodziców. Może i starszy Holmes jest dobrym wujkiem, ale strasznie szybko traci cierpliwość i chęci.
Po długim porannym prysznicu wychodzę z łazienki w dresach, mając jeszcze mnóstwo czasu, aby zacząć się szykować. Wtedy do moich uszu dociera melodia grana na skrzypcach. Bardzo ładna i nowa. Skradam się wzdłuż korytarza, aby nie rozproszyć Holmesa w grze. Jednak, gdy docieram do salonu, okazuje się, że Sherlock wcale nie gra na skrzypcach, a ćwiczy kroki. Uśmiecham się subtelnie, zakładam ręce na piersiach i opieram głową o ścianę.
– Myślałem, że zajmie ci to dłużej – mówi, gdy nasze spojrzenia się krzyżują, mimo tego nie przestaje tańczyć.
– Chciałeś, żebym przegapiła coś takiego? – Unoszę jedną brew i poszerzam uśmiech. Loczek wzdycha, wyłącza muzykę i kładzie dłonie na biodrach.
– Jak już tu jesteś, to przydaj się na coś. – Praktycznie podskakuję z radości. Biegnę do sypialni po szpilki, które założę dzisiaj na ślub naszych przyjaciół i wracam do salonu. – Wiedziałem, że potrafisz szybko biegać, ale nie sądziłem, że aż tak.
Ignoruję jego komentarz, wsuwam szybko szpilki na stopy i bez słowa ustawiam nas w odpowiedniej pozycji. Detektyw naciska guzik na niewielkim pilociku, który zaraz chowa do kieszeni szlafroka. W pomieszczeniu ponownie rozbrzmiewa melodia, a ja oddaję się pod jego rozkazy. Wiem, że Holmes uwielbia tańczyć, więc na parkiecie nie mogę z nim rywalizować. Muszę wyczuć jego rytm, przewidzieć kroki, które postawi. Tak robię i tym razem. Sherlock zaczyna prowadzić mnie w tańcu. Patrząc mu w oczy z subtelnym uśmiechem, wyczytuję każdy kolejny ruch. W jaki sposób postawi stopę, w którą stronę mną obróci, w jaki sposób zmieni tępo. Stajemy się jednością sunącą w rytm gry na skrzypcach po podłodze.
Melodia cichnie, ale zamiast niej w salonie rozbrzmiewają brawa. Zwracamy szybko wzrok w stronę drzwi, dostrzegamy tam nie kogo innego jak panią Hudson. Spoglądam na Sherlocka, uśmiecham się do niego wymownie i razem kłaniamy się przed właścicielką domu. Wiem, że Holmes robi to tylko i wyłącznie ze względu na mnie. Znając życie, zaraz by rzucił jakimś niezbyt sympatycznym komentarzem w stronę kobiety.
– To było przepiękne! – Kobieta splata swoje dłonie i przybiera na twarz szeroki uśmiech. – Tylko nie tańczcie tak na weselu, bo odciągniecie uwagę od pary młodej.
– Może być ciężko pani Hudson. – Podchodzę do kobiety, kładę jej dłoń na ramieniu i spoglądam na Sherlocka. – Ten oto mężczyzna jest jednym z najlepszych tancerzy w życiu, z jakimi miałam możliwość zatańczyć.
– Czy ty nie powinnaś iść się szykować? – Ton Holmesa jest tak śmieszny, że ciężko mi jest się nie zaśmiać. Zastanawia mnie, jak bardzo jest zawstydzony, że musiał tak szybko obrać mnie jako główny temat.– Też cię kocham Holmes – rzucam rozbawionym tonem, puszczam oczko do właścielki domu i ruszam w stronę sypialni. – Ty też zbytnio nie zwlekaj. Może i ja w tym związku jestem kobietą, ale też potrafisz szykować się dłużej niż ja!
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...