Rozdział 6

2K 119 36
                                    

Dzień ślubu Johna Watsona i Mary Morstan

Jak na tak ważny i emocjonujący dzień, poranek zaczyna się bardzo spokojnie. Janine wręcz rozkazała mi, abym się nie martwiła o Mary, że ona przyjedzie do niej jak najwcześniej i pomoże jej w przygotowania. Oczywiście na samym początku się z nią upierałam, ale do akcji wkroczyła Mary, która poprosiła, abym dała się Hawkins wykazać. No więc nie miałam wyboru i ustąpiłam.

Najciekawsze jednak jest to, że Mycroft zaoferował, że zabierze Williama do siebie. Powiedział, że dzięki temu spędzi więcej czasu z bratankiem. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że wiem, iż po kilku godzinach zawiezie go do swoich rodziców. Może i starszy Holmes jest dobrym wujkiem, ale strasznie szybko traci cierpliwość i chęci.

Po długim porannym prysznicu wychodzę z łazienki w dresach, mając jeszcze mnóstwo czasu, aby zacząć się szykować. Wtedy do moich uszu dociera melodia grana na skrzypcach. Bardzo ładna i nowa. Skradam się wzdłuż korytarza, aby nie rozproszyć Holmesa w grze. Jednak, gdy docieram do salonu, okazuje się, że Sherlock wcale nie gra na skrzypcach, a ćwiczy kroki. Uśmiecham się subtelnie, zakładam ręce na piersiach i opieram głową o ścianę.

– Myślałem, że zajmie ci to dłużej – mówi, gdy nasze spojrzenia się krzyżują, mimo tego nie przestaje tańczyć.

– Chciałeś, żebym przegapiła coś takiego? – Unoszę jedną brew i poszerzam uśmiech. Loczek wzdycha, wyłącza muzykę i kładzie dłonie na biodrach.

– Jak już tu jesteś, to przydaj się na coś. – Praktycznie podskakuję z radości. Biegnę do sypialni po szpilki, które założę dzisiaj na ślub naszych przyjaciół i wracam do salonu. – Wiedziałem, że potrafisz szybko biegać, ale nie sądziłem, że aż tak.

Ignoruję jego komentarz, wsuwam szybko szpilki na stopy i bez słowa ustawiam nas w odpowiedniej pozycji. Detektyw naciska guzik na niewielkim pilociku, który zaraz chowa do kieszeni szlafroka. W pomieszczeniu ponownie rozbrzmiewa melodia, a ja oddaję się pod jego rozkazy. Wiem, że Holmes uwielbia tańczyć, więc na parkiecie nie mogę z nim rywalizować. Muszę wyczuć jego rytm, przewidzieć kroki, które postawi. Tak robię i tym razem. Sherlock zaczyna prowadzić mnie w tańcu. Patrząc mu w oczy z subtelnym uśmiechem, wyczytuję każdy kolejny ruch. W jaki sposób postawi stopę, w którą stronę mną obróci, w jaki sposób zmieni tępo. Stajemy się jednością sunącą w rytm gry na skrzypcach po podłodze.

Melodia cichnie, ale zamiast niej w salonie rozbrzmiewają brawa. Zwracamy szybko wzrok w stronę drzwi, dostrzegamy tam nie kogo innego jak panią Hudson. Spoglądam na Sherlocka, uśmiecham się do niego wymownie i razem kłaniamy się przed właścicielką domu. Wiem, że Holmes robi to tylko i wyłącznie ze względu na mnie. Znając życie, zaraz by rzucił jakimś niezbyt sympatycznym komentarzem w stronę kobiety.

– To było przepiękne! – Kobieta splata swoje dłonie i przybiera na twarz szeroki uśmiech. – Tylko nie tańczcie tak na weselu, bo odciągniecie uwagę od pary młodej.

– Może być ciężko pani Hudson. – Podchodzę do kobiety, kładę jej dłoń na ramieniu i spoglądam na Sherlocka. – Ten oto mężczyzna jest jednym z najlepszych tancerzy w życiu, z jakimi miałam możliwość zatańczyć.
– Czy ty nie powinnaś iść się szykować? – Ton Holmesa jest tak śmieszny, że ciężko mi jest się nie zaśmiać. Zastanawia mnie, jak bardzo jest zawstydzony, że musiał tak szybko obrać mnie jako główny temat.

– Też cię kocham Holmes – rzucam rozbawionym tonem, puszczam oczko do właścielki domu i ruszam w stronę sypialni. – Ty też zbytnio nie zwlekaj. Może i ja w tym związku jestem kobietą, ale też potrafisz szykować się dłużej niż ja!

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz