Święta Bożego Narodzenia w tym roku są, inne. Wydaje mi się, że mniej rodzinne, chociaż rodzice Sherlocka starają się, aby ta rodzinność świąt dalej się gdzieś w nas tliła. Niestety nie zmienia to faktu, że Watsonowie nadal ze sobą nie rozmawiają, Sherlock i Mycroft mają mały konflikt. Na dodatek ten ćpun określający się jako pracownik mojego narzeczonego. Na dodatek ta pieprzony, nieodstępujący mnie fakt, że Leona nie ma już na tym świecie.
– Doktor John Hamish Watson stojący sam na dworze to coś nowego dla mnie – mówię lekko żartobliwym tonem, zawiązując w międzyczasie swój płaszcz. Podchodzę bliżej do przyjaciela i spoglądam na niego z subtelnym uśmiechem na twarzy. John pusto wpatruje się w srebrny pendrive. – Czytałeś?
– Nie. – Unoszę łagodnie brwi zszokowana, że tak szybko mi odpowiedział. Od momentu, gdy go dostał nie poruszał jego tematu albo uciekał od odpowiedzi. – Nie chciałem albo nie potrafiłem, sam już nie wiem.
– A więc co postanowiłeś? – Zakładam ręce na klatce piersiowej, aby dodatkowo w prowizoryczny sposób ochronić się przed zimnem. John chowa dłonie do kieszeni spodni i przenosi wzrok na widoki przed sobą. – Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć.
– Porozmawiać. Zająć się jej przyszłością. – Marszczę łagodnie brwi, starając się cokolwiek wyciągnąć z jego spojrzenia, mimiki twarzy. – W końcu jej przyszłość to też moja przyszłość. Można powiedzieć, że w pewien sposób daję jej drugą szansę.
Watson zwraca ku mnie swój wzrok i unosi łagodnie swoje kąciki ust. Cieszy mnie fakt, że nawet jeśli jest to tylko subtelny uśmiech to nadal jest to coś, czego nie widziałam wieki na jego twarzy. To był jego drugi raz, kiedy przez długie miesiące nie uśmiechnął się ani razu na tyle szczerze bym mogła w to uwierzyć.
– Teraz zapewne zaczęłabym skakać ze szczęścia, ale jestem dorosłą, poważną kobietą, więc tylko ci pogratuluję i obdarzę uśmiechem. – John kręci głową z niedowierzaniem i poszerza swój uśmiech. Co oznacza, że mój plan wypalił. Znam, go już na tyle długo, że wiem co powiedzieć, aby chociaż na chwilę zobaczyć ten mały szczery uśmiech. – Jak się czujesz z faktem, że za miesiąc zostaniesz tatą?
– Jestem podekscytowany i przerażony. W końcu będę oficjalnie odpowiedzialny za nowe życie.
– Masz już kilkuletnie doświadczenie – mówię żartobliwym tonem głosu, sprawiając tym, że przyjaciel przenosi na mnie swój wzrok. – Pomagałeś mi przy Williamie, więc na pewno poznałeś kilka ciekawych rzeczy, które przydadzą ci się przy twoim własnym dziecku. Myślę, że zaimponujesz Mary swoimi szybkim reakcjami na daną sytuację.
– Tak, może tak być. – Przyjaciel zakłada ręce na torsie i spogląda w stronę domu w taki sposób, jakby starał się przekonać samego siebie do udania się do swojej żony.
– Idź do niej. Czeka na tę rozmowę już pół roku, nie każ jej dłużej czekać. – Watson zwraca ku mnie swój wzrok, bierze głęboki wdech, a następnie podchodzi do mnie i zamyka w szczelnym uścisku. Zamykam oczy i oddaję się tej chwili, ponieważ wiem, że nie znajdę odpowiednich słów, które mogłabym teraz powiedzieć.
Po krótkiej chwili John odsuwa się i rusza w stronę budynku. Odprowadzam przyjaciela troskliwym wzrokiem do momentu, aż nie zniknie mi z pola widzenia. Unoszę łagodnie kąciki ust, zakładam ręce na piersiach i odwracam się tyłem do drzwi. Spoglądam na widok przed sobą. Coraz częściej mam ochotę uciec z miasta, wybudować w takim miejscu dom. Po prostu odciąć się od zgiełku miasta i trybu tego szalonego życia.
Nagle czyjeś dłonie delikatnie oplatają się wokół mojej talii. Do moich nozdrzy dociera zapach perfum, które znam aż za dobrze. Uśmiecham się szeroko, zamykam oczy i opieram głowę o tors Sherlocka. Kładę swoje dłonie na jego ramionach i szczerze marzę, aby zostać w takiej pozycji już na zawsze.
CZYTASZ
Let's Play Again • Sherlock Holmes
FanfictionPo śmierci Moriarty'ego i Holmesa wszystko się zmieniło, a może raczej wróciło do normy? Londyn zaczął być nadwyraz normalny, a przestępczość ograniczyła się do drobnych kradzieży bądź bójek w barach. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Je...