Rozdział 13

1.5K 96 22
                                    

Po długiej ciszy, jaka panowała w samochodzie, nareszcie docieramy na Baker Street. Wraz z Johnem jako pierwsi wychodzimy z samochodu. Przyjaciel podaje mi kluczyki i szybkim krokiem rusza do drzwi wejściowych, jego żona zaraz za nim. Ja podchodzę do Holmesa i pomagam mu wysiadać. Nie musi nic mówić ani wydawać żadnych dźwięków, abym wiedziała jak cholerny ból odczuwa.

– Dajesz radę? – pytam łagodnym tonem, kładę mu dłoń na plecach i łapę za prawą dłoń, którą wcześniej przekładam sobie przez szyję. Domyślam się, że gdyby Greg tu był, cyknąłby parę fotek dla ludzi z zespołu, aby wiedzieli, że Sherlock Holmes jednak nie jest taki niezniszczalny.

– Z morfiną byłoby o wiele łatwiej. – Biorę głęboki wdech, zamykam auto i zaczynam iść w stronę drzwi. Chociaż tak naprawdę wolałabym zawieźć detektywa do szpitala.

– Wierz mi lub nie, ale chciałam ją dla ciebie wykraść – mówię lekko żartobliwym tonem w międzyczasie otwierając drzwi. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że przed nami największe wyzwanie, schody. – Niestety trafiłam na zły moment i musiałam zrezygnować.

– Podobno liczą się chęci. – Narzeczony ściska moją dłoń mocniej, wchodząc na kolejny stopnieć. Zerkam na niego, chcąc tym samym odebrać choć trochę tego bólu, który odczuwa.

– No i powiedz, kto kocha cię tak bardzo, jak ja? – Staram się cały czas go zagadywać, aby nie myślał o tym bólu. Holmes zatrzymuje się na stopniu, zwraca ku mnie swój wzrok, po czym marszczy brwi i rusza dalej.

– Myślę, że moja mama – mówi takim tonem, że gdyby nie sytuacja w jakiej się znajdujemy, to zaczęłabym się śmiać. – Tyle że ona chyba nawet bardziej.

– Obiecuję, że zaraz zostawię cię na tych schodach. – Widzę kątem oka, jak Sherlock unosi kąciki ust i szybko je opuszcza, po to, aby zacisnąć zęby oraz zmiażdżyć mi dłoń.

– Gdzie William? – Pokonujemy ostatni stopień, co sprawia, że Holmes wypuszcza głośno powietrze. Wiem, że nienawidzi okazywać jakichkolwiek słabości, ale z bólem nie wygra.

– U pani Hudson, śpi – odpowiadam szybko i podchodzimy do drzwi, gdzie Sherlock opiera się dłonią o framugę. Pewnie chce mnie odciążyć w ten sposób, ale ja nie odchodzę od niego. Dłoń, którą wcześniej trzymałam jego rękę kładę mu na tors. Dzięki temu szybciej go złapię, jeśli osunie się na podłogę. – Może lepiej będzie jak usiądziesz?

– Nie rób ze mnie inwalidy. – Niech powie to samemu sobie, który nie opierał się mojej pomocy przy wchodzeniu po schodach. – Przepraszam – mówi praktycznie szeptem. Ciesze się, że coraz rzadziej ruszają mnie te jego odzywki.

– Świetnie jesteśmy już w komplecie, więc mam pytanie. – John spogląda na całą naszą trójkę jak ojciec na własne dzieci, które przegięły na całej linii. – Czy wszyscy, których poznałem, są psychopatami?

– Tak – odpowiadamy jednogłośnie całą trójką. W sumie nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Watson ma ewidentnie słabość do niebezpiecznych ludzi. Jak my wszyscy tutaj zebrani.

– Jedno już ustaliliśmy. – Po minie naszego wspólnego przyjaciela, coś czuję, że słowotok, jaki zaraz wyleje się z ust Holmesa nie skończy się dobrze. – Teraz...

– Zamknij się! – Zaciskam usta w jedną linię, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam Johna tak wściekłego, jak teraz. Sądzę jednak, że jest już za późno, aby wspomnieć mu, że moje dziecko śpi na dole. – Nie otwieraj ust. To nie jest zabawne. Nie tym razem.

– Tego nie powiedział – mówię łagodnym tonem głosu, aby John zrozumiał, że po prostu każdy z nas chce jak najszybciej wyjaśnić i zakończyć tę sprawę.

Let's Play Again • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz