Rozdział 22

3K 93 0
                                    

Dylan

Poprzedni wieczór, spowodował, że obudziłem się z ogromnym kacem. Oderwanie głowy od poduszki stanowiło spore wyzwanie. Ból rozrywał czaszkę, a gardło zamienione w pustynie, domagało się napoju. Bal zaczynał się o szóstej. Jako organizator musiałem pojawić się tam wcześniej. Z wyuczonym uśmiechem na twarzy miałem witać przybyłych gości, stojąc u boku ojca, którego szczerze nienawidziłem. A po tym postrzale to uczucie się nasiliło. Nie pasowało mi jego zachowanie względem Aidena. Zleciłem swoim ludziom wyszukać wszystkich informacji o tym kutasie. Za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć o co chodziło.

Szybki prysznic pomógł mi doprowadzić się do jako takiego wyglądu. Ciepła woda, zmyła ze mnie brud dnia wczorajszego, a ból głowy uśmierzyły tabletki.

***

Dzwonek do drzwi, oznajmił przybycie dostawcy z posiłkiem.

Zamurowało mnie...

Zamiast mężczyzny z pudełkiem chińszczyzny, zobaczyłem ojca.

W czarnym, skrojonym garniturze stał w drzwiach, oczekując aż go wpuszczę do środka. Nie uśmiechało mi się to. Obawiałem się jednak, że odstawi szopkę na korytarzu.

Przepuściłem go

– Czemu zawdzięczam Twoją wizytę? Przyjechałeś poprawić swoje dzieło – wskazałem na opatrunek

– Nie rozczulaj się tak nad sobą

Spojrzałem w jego lodowate oczy. Mężczyzna jak gdyby nigdy nic, usiadł na kanapie.

– Wyglądasz jak gówno, mógłbyś się chociaż ubrać – uwaga nie zrobiła na mnie wrażenia. Przywykłem do takich przytyków

– Jakbyś zapomniał, jesteś u mnie w domu, więc mi kurwa nie rozkazuj! Gadaj co chcesz i spierdalaj!

– Hamuj się, bo poprawię ci to co zapoczątkowałem. Wtedy nic ci nie pomoże – szyderczy śmiech przeszył mnie do szpiku kości

– Umiesz tylko grozić! Mów po co przyszedłeś!

– Przyszedłem by przypomnieć Ci, jak ważny jest ten bal i żebyś nie odpierdalał swoich szopek – puknąłem się w łeb, na to stwierdzenie – A i jeszcze jedno. Radzę ci trzymać się z daleka od Russo. Lepiej żebym cię z nią nie widział

– Jak będę chciał, to ją nawet przelecę. A tobie nic do tego! Jeśli to już wszystko to zapraszam do wyjścia.

Poczułem ból nosa, a cieknąca krew od razu zabarwiła ręcznik przepasany wokół bioder. Zgarnąłem za frustrację ojca. Nic nowego. Pociągnąłem go za marynarkę. Używając więcej siły pchnąłem ku drzwiom. Usiłował ponownie mi przyłożyć, ale byłem szybszy i blokowałem każdy jego cios.

Przy samym wyjściu krzyknął

– Lisa, będzie ci dziś towarzyszyć. Pokażesz się z nią jako ze swoją narzeczoną! Jasne?! – przewróciłem oczami, zatrzaskując mu drzwi przed nosem

Odwróciłem się na pięcie. Czułem piekący ból. Broniąc się przed ciosami ojca, naraziłem na uszkodzenie rany. Szwy częściowo puściły, a krew sączyła się równomiernym strumykiem. Zrzuciłem z siebie ręcznik, przycisnąłem go do boku, chcąc zatamować krwawienie. Złapałem za leżący na kanapie telefon. Bez większego problemu odszukałem numer doktorka.

– Milton, masz chwilę żeby pojawić się w moim mieszkaniu. Musisz mi ponownie zszyć ranę – gdyby cięcie znajdowało się w innym miejscu, pewnie poradziłbym sobie sam, bo zakładanie szwów wbrew pozorom wcale do najtrudniejszych nie należało.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz