Rozdział 40

3.6K 96 1
                                    


Dylan

Przekroczyłem drzwi posiadłości Russo, a idący za mną ochroniarze wnosili moje torby od razu do sypialni. Najbliższych kilka dni planowałem spędzić w Sacramento, by później wrócić na jakiś czas do siebie.

Sytuacja w Miami unormowała się na tyle, że mogłem ze spokojem przylecieć do Kalifornii. Śmierć ojca sprawiła, że odetchnąłem z ulgą i wcale nie wstydziłem się do tego przyznać. Jedyne czego żałowałem, to że nie ja pociągnąłem za spust.

Harry leżał w piachu, a ja przejmowałem władzę. Stałem się szefem florydzkiego oddziału, przejmując wszystkie interesy na klatę. Wprowadziłem swoje zasady, tak by wiedzieli kto rządzi. Część ludzi burzyła się i sprzeciwiała. Nie chcieli dobrowolnie współpracować, a za swój cel obrali pomszczenie tego skurwiela. Jak szybko się o tym dowiedziałem, tak szybko ustawiłem ich do pionu, wybijając ten pomysł z głupich łbów. Szantażem, wymuszeniami, a przede wszystkimi groźbami ich sobie podporządkowałem. Dotarła do mnie wiadomość, że mój kochany ojczulek planował ustanowić bękarta swoim następcom, łamiąc przy tym prawa naszej społeczności. Na całe szczęście jego plan szlag trafił.

Przez te dni regeneracji nie próżnowałem. Na tyle ile pozwalały mi siły zajmowałem się biznesami, kontynuując to co zaczął ojciec. Utrzymałem transakcje dogadując szczegóły, spotkałem się z wspólnikami. Rozmowy zazwyczaj nie trwały długo, ze względu na stan zdrowia, bo nie mogłem się denerwować, ani przesilać.

Udało mi się dogadać ze Smithem, który od numeru ze ślubem nienawistnie na mnie patrzył. Dopiero po wyjaśnieniu wszystkiego, w tym przyznaniu się do tego że sypiałem wcześniej z Lisą i opowiedzeniu jak posuwał ją ojciec, ten odpuścił. Zdradził też, że działał pod dyktando Harrego, gdyż ten posiadał na niego takie haki, że jednym słowem mógł go zniszczyć. Stąd wyniknął fakt gry w jego grę. Natomiast Lisa, po starciu z Emmą i porządnej nauczcie przyznała, że wyprali jej mózg, a uzależnienie od narkotyków, w które się wpędziła doprowadziło do takiego stanu. Wyjawiła, że po badaniach okazało się, że ma chorobę dwubiegunową, przez co zdarzały jej się takie ciągłe zmiany zdania i nastroju. Sama, dobrowolnie o tym opowiedziała i pozwoliła sobie pomóc wyjeżdżając na drugi kraniec kraju, by poddać się leczeniu. Odetchnąłem z ulgą, a radość udzieliła się także pozostałym. Ze Smithem pozostaliśmy we współpracy, ale na innych zasadach. Bez większych problemów na to przystał.

***

Zasiadłem w wygodnym fotelu Russo, w jej gabinecie. Oczekiwanie na jej powrót umiliła mi filiżanka czarnej kawy. Dopiero siedząc na miejscu Diablicy dojrzałem jakie to pomieszczenie miało klimat, ale także dostrzegłem ramkę ze zdjęciem na jej biurku. Uśmiechnięta brunetka wtulona w Thomasa. Może i był bezwzględnym gangsterem i szefem mafii, ale kochał ją ponad życie, czego o swoim nie mogłem powiedzieć.

– Przyjemnie ci się siedzi? Nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci tu wchodzić.

– Musimy dokończyć rozmowę, a doskonale wiesz, że w sypialni nam się to nie uda. Chyba, że językiem ciała – pragnąłem jej jeszcze bardziej z każdą pieprzoną minutą. – Nie denerwuj się

– W takim razie kontynuujmy rozmowę

– Jak uważasz – oparłem się wygodnie – Chciałbym połączyć nasze interesy. Tak na poważnie. Jesteśmy małżeństwem, do końca życia. A mija się z celem żebyśmy działali przeciw sobie na dwóch krańcach.

– Kontynuuj. Pozwól, że najpierw wysłucham tego co masz mi do powiedzenia, a potem się wypowiem.

Przytaknąłem na jej słowa, mówiąc dalej.

– Stworzylibyśmy potężne imperium. Nadal miałabyś swoje kluby, a ja kasyna. Współpracę ze Smithem, Williamsem, Kowalewem czy innymi pozostawały by bez zmian. Ci i tak wiedzą, że pobraliśmy się, a biznes zostanie tak jak wcześniej. Zaprzestałbym handlu żywym towarem, tak jak robił to ojciec, a czego twój nie trawił. To takie ogólne postanowienia. Szczegóły pojawią się z czasem, o ile zechcesz pójść na takie coś

– Musze przyznać, że nie jest to głupie, więc mogę na to przystać. Jeśli faktycznie obiecasz, że odpierdolisz się od tych biednych dziewczyn. Burdele niech zasilają inne naiwne laski, a nie te co po prostu staną ci na drodze. Oddanie ich w takie miejsce ma stać się ostatecznością.

– Dotrzymuje danego słowa. Żadna niewinna kobieta nie ucierpi

– W takim razie myślę, że możemy połączyć interesy

– A i jeszcze jedna rzecz

– Zamieniam się w słuch

– Mateo zasili nasze szeregi, bo i tak zna interesy od podszewki. Będzie naszym żołnierzem, tyle że na nieco innych prawach.

– Oczywiście. Dziwię się tylko, że wcześniej tego nie zrobił, skoro i tak siedział z tobą w tym biznesie. A jak wyobrażasz sobie dowodzenie

– Będę latać do Miami raz w miesiącu, by mieć rozeznanie w sytuacji, zanim nie znajdę kogoś kto zajmie moje miejsce na czas nieobecności

– Myślę, że znam osobę godną tego zadania. – rzuciłem jej pytające spojrzenie – Matt, za niego ręczę głową. Wiem, że sprawdziłby się w roli szefa, gdy ciebie nie będzie.

Matt faktycznie znał się na robocie, więc bez problemu mógł się zająć florydzkimi interesami. Zdążyłem już go poznać na tyle dobrze, że powierzenie władzy byłoby tylko kwestią podpisania kilka papierów.

– Porozmawiam z nim o tym. A teraz choć tutaj, franco. – rozłożyłem przed nią ramiona, jednocześnie podnosząc się z fotela.

Bez mrugnięcia podeszła i wtuliła się w mój tors, przykładając głowę w miejsce serca, które rozmroziło się pod jej wpływam.

– Chyba tęskniłam – odparła szeptem – Po tym co się stało, byłam przekonana, że mnie wystawiłeś. Że chciałeś się zemścić, a jednak sam dzielnie znosiłeś katowanie przez ojca.

– Nie myśl o tym. Harry wącha teraz kwiatki od spodu, Aiden nie żyje, bo się z nim rozprawiłaś tak jak należy. Możesz odetchnąć z ulgą.

– Kazałam chłopcom rozpuścić tego gnoja w kwasie. Nie zasługiwał na pochówek. Nie za to co zrobił mojemu ojcu, mi, ale i tobie. Wiedział, że jest twoim przyrodnim bratem, a i tak za wszelką cenę chciał cię wyeliminować

– Dobrze zrobiłaś. Nigdy go nie lubiłem.

– Mięknę przy tobie, a tak być nie powinno – rzekła odchylając się z lekka. – To co mówiłeś w klubie to prawda. Zależy ci na mnie?

– Jak diabli, mała. Odkąd podpisałaś tę cholerną umowę i dałaś się pocałować, byłaś moja. Ktoś mądry powiedział, że cię nienawidziłem dalej, bo wolałem to od obojętności. Miał cholerną rację. Wolałem się z tobą kłócić niż siedzieć w ciszy.

– Tak, Mateo miał rację

Uniosła się na palcach łącząc nasze usta. Powoli i delikatnie mnie pocałowała. 

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz