Rozdział 34

3.2K 79 2
                                    


Dylan

To co się wydarzyło między naszą dwójką w ciągu ostatnich kilku dni, zakrawało o argentyńską telenowelę. Emma wkurwiała się z byle jakiego powodu, doprowadzając mnie do szału. Od rana do wieczora siedziała zamknięta w gabinecie albo znikała na kilkanaście godzin. W tym czasie załatwiałem swoje sprawy kontaktując się z odpowiednimi ludźmi. Biznes musiał się kręcić, nawet jeśli znajdowałem się na drugim końcu kraju.

– Za godzinę musimy być na lotnisku – rzuciłem do żony, która pakowała ostatnie rzeczy. Jak na kobietę nie miała zbyt dużego bagażu.

Lecieliśmy do Denver na ślub Williamsa, który nie wiedział nic o naszym układzie, dlatego moja obecność odbije mu się czkawką, a żyłka wkurwienia pęknie na czole

– Wiem! Nie musisz mi o tym co chwilę przypominać! Znam się na zegarku

– Dyskusja z tobą jest gorsza niż z dzieckiem

– Mówi to facet, którego poziom inteligencji jest równy zeru. Weź mnie nie rozśmieszaj, tylko przydaj się na coś i wynieś walizkę do samochodu.

– Żaden twój przydupas nie może tego zrobić? Czy ja wyglądam ci na służącego?

– Nie, nie wglądasz. Moi służący byli chociaż przystojni

Standardowa wymiana zdań.

Za każdym pieprzonym razem tak się kończyło, a i tak pewnie trwałoby dłużej, bo ta nieznośna baba miała odpowiedź na każdy mój komentarz.

– Zamknij dziób i daj tą pierdoloną walizkę!

***

Krótki lot przebiegł w spokoju, pewnie dlatego, że nie mieliśmy nawet szansy przez chwilę pobyć sami. Emmą całą podróż rozmawiała z Spencerem, o nieistotnych pierdołach, nie zaszczycając mnie choćby najmniejszym spojrzeniem.

Denver przywitało nas zachodem słońca, a pracownicy hotelu Williamsa robili wszystko by tylko umilić nasz pobyt.

– Kurwa..! Mamy jeden apartament

– Jakby nie patrzeć jesteśmy małżeństwem, więc co ci to przeszkadza.

Nasze pierwsze oficjalne wyjście jako pary. Nawet lepiej, że nadarzyła się taka okazja, gdyż plan mógł funkcjonować. Im więcej ludzi tego dnia zacznie plotkować i przekazywać dalej informacje, tym lepiej. Szybka wieść w ciągu kilku godzin powinna dotrzeć do Miami.

– Daj klucz i już nie przesadzaj – spojrzałem na wkurwioną brunetkę, która jeszcze chwila, a własnymi rączkami poprzestawiałaby recepcję do góry nogami, a biednej dziewczynie zrobiła z tyłka jesień średniowiecza.

Matt wraz z resztą świty, w towarzystwie moich ochroniarzy czekali w wejściu wtapiając się w tłum. Obserwowali całe zajście z daleka unikając gniewu swojej szefowej, która w takich momentach stawała się nieobliczalna. Choć w dalszym ciągu mnie nie trawli, to udawali że znoszą. Wyjaśniłem im dobitnie, że zamierzam trzymać się układu i nie zrobię nic wbrew Emmie.

Windą wjechaliśmy na ostatnie piętro, które w całości było apartamentem. Williams miał rozmach, nie ma co. Wprost po wyjściu z metalowej puszki oczom ukazało się pomieszczenie podzielone na dwie części.

– Śpisz na podłodze albo na kanapie – krzyknęła znikając mi z pola widzenia

– Marzenia. Śpię tam, gdzie moje miejsce. W łóżku, obok swojej wkurwiającej żony

– Przestań mnie nazywać żoną. Już wolę jak zwracasz się do mnie po nazwisku – odburknęła

– Jesteś nią, więc będę tak do ciebie mówił. A pro po małżeństwa, to gdzie masz obrączkę?

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz