Rozdział 18

3K 90 1
                                    


Emma

Podróż do Miami, upłynęła mi jak z bicza strzelił. Cały lot poświęciłam na czytanie książki. W końcu mogłam oddać się swojej dawnej pasji. Zatopiłam się w lekturze od swojej ulubionej autorki. Odcięłam się, dzięki temu od otaczającej mnie rzeczywistość, chłonąc kolejne zdania. Ani chwili nie poświęciłam swoim ludziom. Byli zresztą dorośli, nie musiałam robić za ich niańkę.

Pilot po połączeniu z jednym z lotnisk uzyskał pozwolenie na wylądowanie. Z całego serca nie znosiłam tego miasta. Pewnie dlatego, że kojarzyło mi się ono tylko z nazwiskiem Palmer. Co by dobrego o tym mieście nie mówili, ja i tak byłam sceptycznie nastawiona. Znałam takich, co w ten sposób reagowali na Sacramento.

Wynajęty hotel, a właściwie pokój, nie robił na mnie większego wrażenia. Obsługa skakała wokół mnie, podtykając ulepszenia, mające mi umilić pobyt. Skorzystałam jedynie z możliwości, prywatnego dostępu do basenu i siłowni. Codziennie pilnowałam swoich treningów, bez ćwiczeń źle się czułam, a niestety tutaj sprawność fizyczna miała istotne znaczenie. W dużej mierze od niej zależało, czy byłam w stanie się uratować. Chłopcy rozlokowali się, każdy w innym zakątku hotelu. Tak, że zewsząd otaczali wynajęty przeze mnie apartament. Zmiana czasu, źle na mnie działała. Nie umiałam normalnie funkcjonować, dopóki nie odespałam swojego.

***

Śniadanie w hotelowej restauracji, co prawda nie smakowało tak, jak to zrobione przez Lauren, a trening nie przyniósł takiej satysfakcji jak ten w domowej siłownie, lecz w gruncie rzeczy nie miałam co narzekać. Poranek zaliczałem do naprawdę udanych, choć wiedziałam, ze reszta dnia taka nie będzie. Czekała mnie jedna z gorszych misji w moim życiu. Spotkanie z wrogiem zbliżało się wielkimi krokami. Udało mi się umówić spotkanie z Palmerem. Oczywiście on sam nie miał czasu, aby omówić tę kwestię przez telefon, a posłużył się swoim pionkiem. Interesujące szczegóły otrzymałam, od niejakiego Aidena. Mężczyzna, już w rozmowie nie zaskarbił sobie sympatii. Choć go nie znałam osobiście, z każdą kolejną minutą pałałam tylko i wyłącznie nienawiścią. Śmiał mi się do ucha, co jakiś czas używając przekleństw i wyzwisk. Podejście dorosłego człowieka, którego nawet głupota przerosła. Zachowywał się gorzej od Dylana, bo ten swoim idiotyzmem, mnie chociaż rozśmieszał. Harrego oczywiście nie ucieszyła wizja spotkania z przedstawicielami mego oddziału, zważając na fakt, że wyskoczyłam z tym, jak królik z kapelusza. Słyszałam w tle, jak wściekłość roznosiła go po całym pomieszczaniu. Oby ta wścieklizna kiedyś go wykończyła. Im mniej palantów na tym świecie, tym lepiej.

Bal zbliżał się w zastraszająco szybkim tempie. Minuty zamieniały się w godziny, a te w dni, przybliżające mnie do tego wydarzenia. Sprawa z Palmerem nie mogła czekać za długo, tym bardziej że i tak byśmy się tam spotkali, a ani mnie ani jemu nie było to na rękę.

Założyłam wyjściowe, standardowe, pasujące go każdej stylizacji spodnie. A tak na poważnie, wskoczyłam w czarne, dopasowane rurki. Do paska doczepiłam nieodłączny element, każdego wyjścia – kaburę z bronią. Upał za oknem sprawił zmianę decyzji odnośnie górnej części stroju. Wzięłam przewiewną bluzkę, uwydatniającą piersi. Włosy związałam w luźny kucyk. Lubiłam, gdy spadały kaskadami, po plecach, lecz w tej sytuacji stawiałam na wygodę. Tak samo postąpiłam z makijażem – nie zrobiłam go.

***

Willa Palmera, otoczona kilkumetrowymi murami oraz setką kamer przypominała bunkier. Jego ludzie śledzili każdy ruch, wjeżdżającego samochodu. Chwila, a weszli by do środka, sprawdzić zawartość, jakbym co najmniej bombę przewoziła. Taka sama inteligencja, jak ich szef.

– Jacy oni upierdliwi! Za moment to mi zajrzą w gacie! – Matt wyrzucał z siebie słowa, jak z katapulty

– Dlatego, ja swoich nie noszę – skrzywiłam się, na tę uwagę.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz