Rozdział 25

3K 75 1
                                    


Emma

Wróciłam do stolika, choć z tyłu głowy ciągle miałam rozmowę z Dylanem. Jego dziwne zachowanie sprawiało, że totalnie go nie poznawałam. To nie był ten sam człowiek, którego znałam.

– Gdzie byłaś?

– A od kiedy to ja ci się muszę tłumaczyć? – spojrzałam na niego spod byka – Wyszłam na chwilę, działo się coś co koniecznie muszę wiedzieć? – pokręcił przecząco głową.

– Jackson mi mówił, co się wydarzyło w łazience! Oszalałaś?

– Nie, ani trochę. Nie zadawaj głupich pytań! Powiedziałam, że upierdolę łapy każdemu, kto dotknie mnie bez mojej zgody!

– Martinez się wkurwi, gdy się o tym dowie.

– Nie dowie się. Przynajmniej nie o tym co tak naprawdę się wydarzyło. – chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu – Jeśli zamierzasz mnie pouczać, to odpuść!

Ciężkie powietrze wypełniało całą przestrzeń. Obserwowałam bawiących się ludzi. Jedni byli już mocno naćpani, drudzy mieli zdecydowanie za dużo alkoholu, a jeszcze inni prawie zasypiali z nudów.

Gwar rozmów mieszał się z muzyką. Tańczące pary dobrze się bawiły na środku sali. W niektórych momentach miałam wrażenie, że pomylili imprezy. Sama nie chciałam być gorsza. Pociągnęłam Spencera za rękę. Bez słowa sprzeciwu poszedł za mną na parkiet. Potrafił tańczyć jak nikt inny, a ja już kilka razy zdążyłam się o tym przekonać.

Zgodnie ruszaliśmy się w rytm muzyki. Do momentu, aż poczułam czyjąś rękę na ramieniu.

– Odbijany – któżby to inny mógł być, jeśli nie znowu Palmer

Spence spojrzał niepewnie to na mnie, to na Dylana, chcąc upewnić się czy aby na pewno się z tym zgadzam.

– Możesz iść. Poradzę sobie – odparłam

Złapałam Dylana za dłoń. Jego ręka niemal natychmiast dotknęła moich pleców, zwinnie wsuwając się pod marynarkę.

– Teraz mam już pewność, że mnie śledzisz. To już trzeci raz jak pojawiasz się tam gdzie akurat jestem. Nie masz nic lepszego do robienia?

– Nie – wyszczerzył się do mnie – Chcę wkurwić ojca, a ty mi w tym skutecznie pomagasz – obrócił mnie, by za sekundę znów złapać w ramiona.

– Ojciec ci tego nie daruje, a twoja narzeczona zaraz wydrapie mi oczy – podążył wzrokiem za mną. Niedaleko nas, opierając się o ścianę stała Lisa, z morderczą miną, gadała coś pod nosem. Mierzyła mnie od góry do dołu, jakby chciała sprawdzić, kto stał się jej konkurencją. Czekałam tylko aż zrobi jakąś scenę zazdrości.

Złapałam Dylana jeszcze ciaśniej. Musiałam przyznać, że może i był głupkiem, ale tańczyć potrafił. Czuł muzykę, a co najważniejsze nie deptał mnie po nogach.

Jego ojciec bacznie się nam przyglądał, kipiąc ze złości. Zamiast skupić się na rozmowie ze Smithem wpatrywał się we mnie swym beznamiętnym spojrzeniem. Pogrywałam sobie z nim, choć wiedziałam, że Dylanowi się za to oberwie. Czy to możliwe, żeby mój stosunek do niego zelżał? Nie! Nadal był dupkiem, którego nie lubiłam, a przede wszystkim pochodził z wrogiej rodziny.

Po trzeciej przetańczonej piosence, puściłam go, by udać się do swojego stołu, ale nawet tego nie mogłam uczynić w spokoju.

Lisa zagrodziła mi przejście.

– Słuchaj mnie, suko! – złapała za moje ramię, zaciskając na nim swoje szpony - Jeśli jeszcze raz zobaczę cię u boku Dylana, każe ojcu cię zabić

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz