Rozdział 13

3.7K 85 0
                                    


Dylan

Isabel Montana, najlepsza agentka nieruchomości jaką było mi dane poznać, znalazła dla mnie wymarzone mieszkanie. Poznała mnie na tyle dokładnie, że wiedziała, co do mnie pasuje i w czym się odnajdę. Takim sposobem, kupiłem jedno z kilku apartamentów w nowopowstałym wieżowcu. Najwyższe kondygnacje. Dwa piętra tylko dla mnie. Dostęp do siłowni, basenu i prywatnego garażu, znajdującego się w podziemiach. Dół składał się z kilku pomieszczeń. Największym - dziennym był spory salon. Przeszklona ściana, wpuszczała sporo światła, a i uwydatniał widok, zapierający dech w piersiach. Zdecydowanie, nie nadawało się ono dla osób z lękiem wysokości. Dla mnie im wyżej, tym lepiej, ale nie każdy tak mógł. Zaraz obok, mieściła się kuchnia. W porównaniu to reszty, zajmowała niewielki metraż. Kilka szafek, szuflad i podstawowe sprzęty kuchenne. Wśród nich ekspres do kawy, czyli urządzenie, które umiałam obsłużyć.

Większa łazienka, z wanną i prysznicem, siłownia oraz sala kinowa także stanowiły część tego mieszkania. Jak z kina nie czułem potrzeby korzystania, tak bez siłowni nie wyobrażałem sobie życia. Ćwiczenia były wpisane w dzienny grafik, uporządkowany w taki sposób, aby znaleźć na nie czas. Dobra kondycja przydawała się na każdym kroku, więc wychodziłem z założenia, że lepiej ją posiadać. Ostatnim pomieszczeniem był mały pokoik, przeznaczony przez pomysłodawcę, na sypialnię dla gości. Jednak ja postawiłem i przerobiłem je na gabinet. Nie wyglądał, tak jak biuro ojca, ale pozwoliło mi, na zamknięcie w nim wszelkich swoich spraw. Kręte, drewniane schody, od razu z małego korytarza prowadziły na kolejny poziom. Składał się on z dwóch części. Sypialnia wraz z łazienką, zajmowała całe piętro. Podczas siedzenia w wannie, mogłem obserwować to co działo się w drugiej części, a to za sprawą szklanej ściany. Potraktowałem to jako typową strefę prywatną z zakazem wstępu, dla pozostałych. Z czasem planowałem postawić, tam jakąś garderobę, żeby nagromadzone przez lata garnitury i koszule, miały swoje miejsce.

Całe mieszkanie zostało utrzymane w odcieniach szarości i czerni. Miałem wszystko czego potrzebowałem, z wyjątkiem balkonu, ale to byłem w stanie przeboleć.

Isabel znalazła dla mnie lokum w idealnej lokalizacji, za co zasłużyła na podwójną zapłatę. Wybrała wieżowiec w zupełnie innej części miasta, dzięki czemu od willi ojca, dzieliły mnie kilometry. Żeby się do niego dostać, trzeba było przebić się przez całe Miami.

***

W swoim życiu zaznawałem wielu rzeczy, z wyjątkiem rutyny. Tej nie było i wątpiłem żeby kiedykolwiek się pojawiła. Każdy dzień zaczynałem w inny sposób i kończył się inaczej. Część planowałem, a kolejne robiłem spontanicznie. Obowiązki zapisywałem sobie w grafiku, tak żeby ze swoją sklerozą o nich nie zapomnieć.

Ubrany, jak zwykle w ciemne spodnie i dopasowaną, białą koszulę, siedziałem w samochodzie. Tom, który tego dnia, pełnił rolę mojego szofera, siedział za kierownicą i czekał na dalsze rozkazy.

– Zawieź mnie do Dario! Muszę sprawdzić, jak się interes kręci – rzuciłem i zająłem się taksowaniem wiadomości w telefonie

– Się robi, szefie

Za nami podążał samochód, uzbrojonych po zęby ochroniarzy. Byli moim cieniem, wszędzie tam gdzie ja się musiałem przemieścić. Śledzili każdy mój ruch, deptali po piętach, ale nie rzucając się zbytnio w oczy. Znali swoje miejsce w szeregu, nie odzywali się nie pytani, tylko wykonywali swoje zadania. Trasa upłynęła w spokoju i względnej ciszy. Moje myśli w pełni wypełniała kwestia ślubu z Lisą. W dalszym ciągu, nie wiedziałem co robić. Po raz pierwszy w życiu, czułem się zapędzony w kozi róg.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz