Rozdział 21

3.2K 75 0
                                    


Emma

Wyszedł...

Palmer opuścił pokój, zostawiając mnie w niemałym szoku. Ciągle do mnie nie docierało, co właściwie się wydarzyło. Rosnąca gorycz zalewała mnie od środka, a zaskoczenie malowało się na twarzy. Pojawienie się go tutaj nie zwiastowało niczego dobrego. Niewiele się myliłam. Przekonałam się o tym, gdy tylko otworzył usta.

Palant chciał, abym uratowała jego tyłek przed małżeństwem z córką chicagowskiego bossa. Problem w tym, że ze Smithem miałam na pieńku, odkąd przejęłam władzę nad Sacramento. Dawno nie słyszałam tak irracjonalnego pomysłu. Taka propozycja nigdy nie powinna mieć miejsca.

Kręciłam się w kółko...W głowie układały się za i przeciw, a dylemat z sekundy na sekundę się powiększał.

Biały, puchaty dywan zamienił się w coś na kształt kręgów w zbożu. Kotłujące się myśli, ciągle się nasilały. Z jednej strony wiedziałam, iż wejście w ten układ mógł sprowadzić ogromne niebezpieczeństwo na mnie, ale także moich ludzi. Istniało wielkie ryzyko, że zabiłabym Palmera. Ten człowiek działał na nerwy, jak nikt inny. Każde spotkanie, czy myśl o nim doprowadzała mnie do białej gorączki. Odzywał się, a ciśnienie rosło mi ponad normę. Przy nim kawa nie była potrzebna.

Z zamyślenie wyrwał mnie telefon

– Szefowo, właśnie mijałem się z Palmerem przy wejściu. Nie spotkałaś go przypadkiem?

– Spotkałam... – przerwałam, by sprawdzić godzinę – jakieś dziesięć minut temu, w moim pokoju – Czekałam na reakcje Matt'a.

– Chcesz mi powiedzieć, że przyszedł do ciebie, a żadnego z nas nie było w pobliżu?

– Matt, umiem o siebie zadbać! Nie musicie skakać wokół mnie!

– Taka nasza robota. Mamy cię chronić przed każdym. Nie chcemy, by się powtórzyła sytuacja, tak jak w przypadku twojego ojca – Na samo wspomnienie, przeszedł mnie dreszcz. W głębi ciągle przeżywałam tę stratę, będą świadomą jakim skurwielem był Thomas

– W tej chwili podnosisz mi ciśnienie. Radzę ci się zamknąć! – krzyknęłam – Ja decyduję czym się zajmujecie. A jeśli mówię, że umiem o siebie zadbać, to tak jest!

– Ja tego nie kwestionuje. Chcemy byś była bezpieczna.

– Mam więcej bezpieczeństwa niż sam prezydent! – sarknęłam

– Czego chciał Palmer?

– Za godzinę w restauracji! Dowiesz się wszystkiego. To nie jest temat na rozmowę przez telefon.

Rozłączyłam się. Matt był moim przyjacielem, ale czasami przeginał. Podeszłam do tymczasowej szafy, by coś na siebie włożyć. Wcześniej chodziłam w samym szlafroku. Przyjaciel Dylana prawie zaślinił mi podłogę, choć Palmer wcale nie był lepszy. Obaj gapili się na mnie jak na smaczny kąsek. Kolacja, nawet ta w hotelu wymagała jakiegoś przyzwoitego stroju. Szybko wciągnęłam czarne spodnie z wysokim stanem. Jedne z nielicznych, które można było nazwać mianem eleganckich. Do tego, bez większego przebierania, dobrałam opinający tu i ówdzie t-shirt. Na nogi wsunęłam koturny. Całość jako tako się prezentowała.

Nałożyłam lekki makijaż, by spotkani ludzie nie uciekli z krzykiem. Do paska przyczepiłam kaburę. Bez niej nigdzie nie wychodziłam. W końcu bezpieczeństwo ponad wszystko.

***

Ze stoickim spokojem, streściłam Mattowi cały przebieg spotkania. W punktach wymieniłam durny plan Palmera. Przyjaciel, na przemian wywracał oczami i głupio komentował. Niby przede mną siedział dorosły facet, a jednak w środku dzieciak. Otaczający nas goście hotelowi, zamiast zajmować się swoimi posiłkami, obserwowali nas i między sobą komentowali. Siłą woli starałam się nie zwracać na nich większej uwagi.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz