Rozdział 6

6K 124 0
                                    

Emma

Kotłujące się myśli zniszczyły mi pozostałą część wieczoru, a właściwie już nocy. Chwila twarzą w twarz z Palmerem, a moje ciśnienie wzrosło ponadprzeciętną normę. Ciężko było odczuć co dokładnie miała na celu jego wizyta, oprócz oczywiście wyprowadzenia mnie z równowagi. Marzył mi się relaks w łóżku pod kocem. Taki odpoczynek z kieliszkiem wina i serialem bądź książką. Z jednej strony przyziemna zachcianka, a z drugiej czynność trudna do realizacji. Po za tym, każdy taki plan kończył się fiaskiem, zanim dobrze zaczęłam wprowadzać go w życie. Niespodzianki potrafiły mnie dopaść w najmniej oczekiwanym momencie.

Za moim samochodem, zamiast kolejnych aut z ochroną pędziły trzy nieznane mi motocykle. Auta zjeżdżały im z drogi. Uciekali i chowali się, przewidując kolejne wydarzenia. Huk wystrzału oprzytomnił mój umysł. Odwróciłam się. Patrząc przez tylną szybę, dostrzegłam wyciągnięte pistolety, a kolejne pociski wylatywały z prędkością światła. Ktoś obrał sobie mnie za cel, lecz nie do końca przemyślał strategię.

– Przyspiesz! – rzuciłam do kierującego Specnera, który przyciskał pedał gazu z całej siły

Mężczyźni nieugięci podążali za nami, ładując w nas coraz to większą ilością ołowiu. Kuloodporna karoseria dzielnie dawała sobie z tym radę. Czego nie mogłam powiedzieć o oponach. Wystarczył moment, by zarzuciło nas na jedną stronę jezdni. W taki sposób dalsza jazda stawała się jeszcze trudniejsza.

Wściekła jak osa układałam w głowie plan rozprawienia z bandą idiotów. Przypieczętowali swój los, a każdym kolejnym strzałem skazywali się na większe cierpienia.

– Szefowo, wszystkie opony poprzebijane! Dalej nie dojedziemy, chyba że chcemy się pozabijać

– Zabiję to ja za chwilę tych gnoi, którzy do końca popsuli moje plany – warknęłam ogarnięta furią. – Hamuj! Teraz to my postrzelamy do nich

Szarpnęło samochodem. Spencer skręcił koła, tak że zatrzymaliśmy się idealnie w poprzek drogi. Niewiele myśląc wyskoczyliśmy na nagrzaną płytę, od razu ukrywając się za drzwiami. Miały nam służyć jako tarcza. Mężczyźni reagując na nasz ruch, zatrzymali motocykle w niedalekiej odległości, ale w dalszym ciągu strzelali. Długo nie musieli czekać na mój ruch. Wyjęłam broń, przeładowałam i wychylając się zza auta oddałam pierwsze strzały. Zaczęłam traktować tych facetów jak dziką zwierzynę, którą trzeba wypatroszyć. W całym tym amoku wrzeszczeli, krzyczeli i przeklinali, dodatkowo grożąc, że zginę marnie. Tego typu słowa nigdy na mnie nie działały. Tutaj to ja byłam od wymierzania ciosów i powinien wiedzieć to każdy ośmielający się wchodzić na moje terytorium. Strzelałam z ogromną dokładnością. Raniąc ich w strategicznych miejscach. Ich krzyk odbijał mi się od uszu. Dołożyłam wszelkich starań, posyłając w kierunku jeszcze więcej nabojów. Magazynek wrzał, a kolejne awaryjne magazynki znikały ze schowka jak ciepłe bułeczki.

– Dziwka mnie postrzeliła! – jeden z nich upadł na ziemie, ściskając się za przestrzelone kolano. Nie przerwało to jednak prób celowania do mnie. Szło po koszmarnie

Pociągnęłam za spust jeszcze kilka razy. Trafiłam w jego rękę, tym samym wytrącając z niej broń. Reszcie bandy skończyły się naboje, dając nam niebywałą przewagę. Powalenie ich na ziemię nie stanowiło większego problemu.

– Nie drzyj tak tego ryja, jeśli nadal chcesz mieć język na właściwym miejscu!

– Jebana suka! – puściłam komentarz mimo uszu.

Dyskusja z takimi półgłówkami nie miała najmniejszego sensu. Oni byli od wykonywania poleceń. Nie od myślenia. Omiotłam wzrokiem pozostałych, sprawdzając ich stan. Draśnięci kulami stracili przytomność, padając na ziemię jak muchy.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz