Rozdział 3

5.7K 139 5
                                    

Dylan

Bez większego celu kręciłem się po domu. Zaplanowane na ten dzień obowiązki zdążyłem wykonać, ale według ojca nie zasługiwałem na choćby odrobinę spokoju, a o odpoczynku nie wspominając. Wezwał mnie na natychmiastowe spotkanie, a wiedziałem, że nie znosił spóźnień. Na myśl o tym skakałem z radości. Nasza każda rozmowa kończyła się ostrą wymianą zdań, którą wygrywał zasłaniając się argumentem bycia moim szefem. W ten sposób ucinał dyskusję. Zawsze.

Przekroczyłem próg gabinetu, nie zawracając sobie głowy pukaniem, w końcu byłem u siebie i miałem takie same prawa do tego miejsca jak on. Traktowałem go tak samo, jak on mnie przez całe życie. Za to co mi zrobił, o szacunku mógł sobie tylko pomarzyć.

Harry Palmer ubrany w jeden ze swoich eleganckich i cholernie drogich garniturów, z cygarem między zębami siedział w fotelu niczym słynny Don Vito Corleone, oczywiście nie obrażając legendy mafijnego kina. Pełnym grozy wzrokiem mierzył każdego, kto ośmielił się otworzyć drzwi pomieszczenia. W ręku trzymał szklaneczkę mieniącego się w słońcu, rudego trunku. Spojrzał na mnie spode łba. Jego twarz nie wrażała żadnej, nawet najmniejszej emocji. Lata praktyki.

– Wzywałeś, to jestem. Czego chcesz? – odparłem, pełnym znudzenia głosem – Po jaką cholerę mnie tu ściągasz, skoro doskonale wiesz, że dopiero wróciłem i chciałem odpocząć

– Nie zachowuj się jak cipa! Siadaj! – huknął, gromiąc mnie wzrokiem – Słuchaj mnie uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Masz godzinę na spakowanie się. Jeszcze dziś polecisz do Sacramento – Spojrzałem na niego jak na wariata. Czyżbym się przesłyszał?

– Chyba sobie ze mnie żartujesz!

– Czy ja ci wyglądam jakbym żartował? – pokiwałem przecząco głową – Polecisz tam, żeby skontrolować młodą Russo. Ta suka nam przeszkadza w interesach i zagraża. Kto to widział, żeby taka lalunia zajmowała tak wysokie stanowisko w naszej hierarchii. Takie jak ona, powinny lądować w burdelach.

– Poczekaj. Mam lecieć taki kawał, bo ty nie ufasz jakiejś lasce. Człowieku, co cię to interesuje. Dopóki nie wpierdala się w nasze sprawy i jest nieszkodliwa, to po co ją śledzić? Nie robiłeś interesów z Thomasem, więc nie interesuj się życiem jego córeczki! Niech się tym zajmie jeden z twoich przydupasów. Mamy od tego ludzi, do cholery!

– Mówię, że to ty to zrobisz! Pracujesz dla mnie i masz wykonywać powierzone zadania. Chyba, że chcesz mnie porządnie wkurwić!

– Ja pierdole. Weź się kurwa lecz, bo z twoją głową ewidentnie coś jest nie tak jak powinno. Mam dużo roboty, a ty wymyślasz mi jakieś pieprzone wycieczki – gotowałem się w środku, a z uszu kipiała złość.

– Aiden przejmie twoje obowiązki tutaj na miejscu. Zajmie się tym jak należy. Pakuj się, bo Santiago czekać nie będzie!

Aiden – żołnierz należący do naszego oddziału. Rok młodszy ode mnie właził ojcu w tyłek bez wazeliny. Zachowywał się jak typowy przydupas i zjawiał się na każde jego zawołanie. Zdobył zaufanie ojca, nawet nie chcę wiedzieć jak tego dokonał. Zjawił się nagle i znikąd, a piął się po szczeblach, traktowany innymi prawami, co doprowadzało mnie do istnej furii. Pałałem do niego żywą nienawiścią, ciągle uważał się za lepszego.

– Masz dla mnie jeszcze jakieś absurdalne zadania, czy to już wszystko? – frustracja rosła wychodząc po za wszelkie granice. – Zanim wyjdę, powiedz mi jeszcze po co ci interesy na drugim końcu kraju?

– Nie interesuj się, tylko spieprzaj! Pamiętaj, masz mi zdawać raport. Chcę znać każdy, nawet ten najmniejszy szczegół.

Mówiłem, z nim nie dało się w spokoju porozmawiać. Wymiana zdań była tutaj na porządku dziennym i nikogo nie dziwiła. Męczące spotkanie dobiegło końca.

***

Chora fanaberia i ułańska fantazja ojca, doprowadziła do kiszenia mojego tyłka w puszcze zwanej samolotem. Sześć godzin całkowicie przespanej podróży. Po której szybko wyszedłem na płytę lotniska. Pożałowałem tego kroku. Słońce paliło niemiłosiernie. Kilka ruchów wystarczyło, by koszula kleiła się do ciała. Nie znosiłem tak wysokiej temperatury. Zresztą, nie tylko ja. Loius i Tom – dwójka zaufanych ochroniarzy wyrażało niezadowolenie.

Jeszcze z samolotu wynająłem samochód, którym mieliśmy poruszać się po mieście. Nie tolerowałem taksówek, a ciągłe wzywanie szofera, nie było mi na rękę. Wielopoziomowy budynek hotelu piętrzył mi się przed oczami. Wykupiłem prywatne miejsce parkingowe.

Skierowałem się do holu, a moi ludzie podążali z tyłu niosąc bagaże. Trasę do recepcji pokonałem niemal biegiem, myśląc tylko o odpoczynku. Za ladą siedziała młoda blondynka, w pełnym skupieniu grzebiąc w komputerze. Praca pochłonęła ją do tego stopnia, że nawet nie zwróciła uwagi na moje przybycie. Nonszalancko oparłem się o blat, wcisnąwszy dzwonek czekałem na jej reakcje. Jak oparzona spojrzała w moją stronę i zarumieniła się. Wyglądała niewinnie, ale takie zawsze były najgorsze. Z jej pomocą wynająłem trzy apartamenty – każdy na innym piętrze.

Za drzwiami zastałem przestrzeń oklepane połączenie salonu z sypialnią. Dwie kanapy, fotel, na ścianie duży telewizor, spore łóżko i kilka szaf oraz szafeczek. Nic, co by mnie mogło zachwycić. Całość została utrzymana w jasnej tonacji. Żadna nowość. Łazienka z wyglądu też niczym się nie wyróżniała. Najważniejsze, że spełniała swoje funkcje. Naprzeciwko drzwi miałem wyjście na spory balkon.

***

Przed wyjściem do klubu postanowiłem wziąć szybki prysznic. Zrzuciłem rzeczy pakując je do kosza na pranie, kaburę odłożyłem do sejfu, a telefon rzuciłem na łóżko, po chwili zdając sobie sprawę, że się rozdzwonił. Nadawcą połączenia był nie kto inny, jak kochany ojczulek. Mistrz wydawania durnych poleceń i dzwonienia o niewłaściwej porze.

Nie przejmując się brakiem stroju, usiadłem na kanapie, by wysłuchać co tym razem miał mi do powiedzenia.

– Czego tym razem chcesz? Kolejne jakieś kurewsko absurdalne zadanie mi szykujesz? – złość zbierała się we mnie, dając o sobie znać

– Dzwonię i oczekuje raportu, jak się mają sprawy – przewróciłem tylko oczami. Tyle komentarzy cisnęło mi się na usta

– Człowieku, ty zdurniałeś do reszty. Minęło niespełna kilka godzin, odkąd tu jestem. Jeszcze, kurwa z hotelu nie wyszedłem, a ty już wymagasz raportów. Weź się zajmij jakimiś innymi sprawami, bo mnie wkurwiasz.

– Hamuj się, kretynie! Nie pogrywaj sobie ze mną, bo tego pożałujesz! Rano chcę znać szczegóły!

Ryknąłem wściekle, rozłączając połączenie. Tak właśnie wyglądały moje kontakty ze starym. Dzwonił, rozkazywał i wydawał polecenia. Nikt tak bardzo nie wyprowadzał mnie z równowagi. 

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz