Rozdział 17

3.2K 85 0
                                    

Dylan

Sam w czterech ścianach. Czy było mi z tym źle? Ależ skądże. Lubiłem tę ciszę. Nikt nie zawracał mi głowy swoim gadaniem. Mogłem robić co chciałem i kiedy chciałem. Po ciężkich od ilości obowiązków dniach, jedyne o czym marzyłem to odpoczynek w swoim bunkrze.

– Siema stary! – Tyle w temacie spokoju. Mateo z idealnym wyczuciem czasu pojawił się w drzwiach. Nikt, tak jak on nie potrafił zawracać mi dupy, nieistotnymi pierdołami. Taki przyjaciel to po prostu skarb. – Masz coś do żarcia? U mnie pustki w lodówce – Odkrycie stulecia. Jego lodówka, stała tylko po to, by przechowywać światło. Nic po za tym.

– Po pierwsze, po jaką cholerę, żeś tu przylazł? A po drugie, tak ciężko jest zamówić sobie żarcie z dostawą? Każdy dzieciak to potrafi, matole!

– Zluzuj gacie, bo od tego ciągłego spięcia zachowujesz się jak mój dziadek, a nawet gorzej – a jakby tak poćwiartować jego ciało i zakopać w ogródku? – Drugi komplet kluczy, wziąłem sobie, jak zostawiłeś na stoliku. Tak, jakby czasem mi były potrzebne. A akurat teraz nastał ten czas – uśmiechnął się głupkowato, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów – Jak już przyszedłem, to zamówimy sobie coś do żarcia. Mecz jest, zjemy i obejrzymy

– Znowu, zamierzasz żreć na mój koszt! – wyrwałem mu pilota, do którego już zdążył się przykolegować – Weź się nie panosz, jak pchła na dupie! Nie jesteś u siebie

– Jakiś ty dzisiaj drażliwy. A nie, wróć. Ty zawsze taki jesteś. Zamów sobie którąś z dziewczynek, one się tobą wystarczająco zajmą – poruszył sugestywnie brwiami.

– Nie wymądrzaj się. Mam dość tych dziwek. Do nich nie dociera, że to jednorazowa akcja. Myślą, że od razu im się oświadczę. Nie doczekanie

– Jak tak dalej będzie to zaręczysz się z największą dziwką. Na samą myśl, żarciem ze świąt mi się odbija.

– Zamknij się! Albo zaraz przestaniesz oddychać prostym nosem! Ja nie żartuje, przyjebie ci! – Powolnie wstałem z kanapy. Nie wiele brakowało bym zdarł mu z ust ten głupi uśmieszek. – Chcę odpocząć, bo za godzinę musze być u ojca. Dzwonił, że Russo wprosiła się na spotkanie.

– Przejebane, stary. Szykuj się, że ta piękność zrobi ci z dupy, jesień średniowiecza – śmiech wypełnił cały salon. Mateo potrafił każdą sytuację obrócić w żart, co czasami doprowadzało mnie do furii.

– Ojciec, zamienił się w tykającą bombę. Jedna iskra, a rozpierdoli wszystko jak leci.

Rozległ się dzwonek do drzwi, tym samym przerywając ciekawie zapowiadającą się rozmowę. Niechętnie wstałem, by zerknąć, kto wpadł na genialny pomysł odwiedzenia mojej skromnej osoby. Pożałowałem decyzji. Zamiast wcześniej sprawdzić, od razu otworzyłem. Lisa w wysokich szpilach i jakiejś sukience, nadającej się tylko do tańca na rurze, stała oparta o ścianę.

– Cześć kochanie! – zaświergotała, po czym rzuciła się w moje ramiona. Natychmiast mnie odrzuciło. Jak ja mogłem kiedyś sypiać z kimś takim... przecież to się ,,kupy" nie trzymało.

– Czego, ty tu kurwa chcesz? Kto ci powiedział, gdzie teraz mieszkam?

– Przyszłam cię odwiedzić. Twój ojciec dał mi adres, powiedział, że przyda ci się moje towarzystwo przed spotkaniem z kurwą z Sacramento. Wiesz, że mnie dwa razy nie muszą namawiać. Na zabawę z tobą, zawsze będę chętna – podwinęła sukienkę, ukazując brak bielizny. Mój kutas ani drgnął na ten widok, dając mi jasność, że nie ma ochoty.

– Ogarnij się! Nie jesteś tu mile widziana. Mam ci to na piśmie wręczyć?

– Nie przesadzaj! Oboje wiemy, że uwielbiasz mnie posuwać. Jakby było inaczej, nie robiłbyś tego, przez tak długi czas. – podeszła jeszcze bliżej, przyciskając cycki do mojego torsu – wiem, że cieszysz się, że mnie widzisz. Tylko nie umiesz tego okazać w odpowiedni sposób – zaśmiałem się, choć nie, to raczej był wybuch niekontrolowanego śmiechu.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz