Rozdział 7

5.4K 105 1
                                    

Emma

Pierwsze promienie słońca wpadały do sypialni, oślepiając moją twarz. Próbowałam jeszcze mocniej zacisnąć powieki, lecz mój wysiłek szedł na marne. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, a ręką odszukałam, ukryty pod poduszką telefon. Zegar na wyświetlaczu wskazywał godzinę dziesiątą. Podobało mi się to co widziałam. W końcu, od bardzo, bardzo dawna się wyspałam. Na ten dzień zaplanowałam tylko jedno spotkanie, więc dłuższe leniuchowanie wchodziło w grę.

Po południu do mojego domu miał zawitać Ryan William – szef mafii z Denver. Przez dobrych parę lat robił z ojcem wspólne interesy i stanowił wsparcie dla naszych ludzi. Teraz nastała moja kolej na kontynuowanie tej współpracy, o ile nic się w tej kwestii nie zmieniło. W związku z tym, towarzyszyły mi pewne obawy. Do końca nie miałam pewność, czy pójdzie po mojej myśli.

Kilka dni zajęło mi prześwietlanie tego człowieka. W napiętym grafiku zdołałam znaleźć czas, aby poszperać w jego brudach, ale dzięki temu zdołałam dowiedzieć się ciekawych faktów. Mężczyzna, tak samo jak ja, musiał przejąć władzę od razu po śmierci swojego ojca. Tyle, że on na tę ewentualność został przygotowany. Ja nie miałam tyle szczęścia...

****

Dźwięk włączanego ekspresu był melodią dla mych uszu. Poranek nie istniał bez kubka mocnej, czarnej kawy. Uzależniłam się od kofeiny. Nawet śniadanie nie było aż tak ważne, jak kawa. Lauren ganiała mnie za to i usiłowała wpoić inne zasady, ale nawyk ciągle pozostawał.

Ciszę przerwało pojawienie się w kuchni Nate'a , a wraz z nim Spencer'a. Wywróciłam oczami. Nawet śniadania w spokoju nie szło dokończyć, bo ci dwaj narobili tyle hałasu co banda przedszkolaków. Moja zbolała mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.

Spadajcie stąd gnojki, jeśli nie macie nic ciekawego do powiedzenia!

– Czym zasłużyłam sobie , na waszą wizytę o tej porze w mojej kuchni? – spojrzałam jeszcze raz na zegarek.

– Liczyliśmy na kubek kawy tak na dobry początek dnia

– Liczenie i myślenie zostawcie mi. Nie zawsze wam to wychodzi – uśmiechnęłam się pod nosem, dalej popijając kawę

– Ktoś tu chyba wstał lewą nogą... - zastanowił się Nate

– Wręcz przeciwnie, po prostu dwa pajace, przerywają mi spożywanie posiłku, bo sami nie wiedzą czego chcą!

– Zabolało – Spencer teatralnie złapał się za serce

– Macie jakieś ważne informacje, wiadomości czy wnioski? Jeśli nie, to wypad.! Spotkanie będzie za godzinę. Teraz jesteście mi tutaj zbędni

– Jak zawsze milusia – usłyszałam za plecami głos Matta. Ponownie wywróciłam oczami. Jeszcze tego tutaj brakowało. Połączenie ich trzech, nigdy nie zwiastowało niczego dobrego

– Ciebie też, miło widzieć. Nie macie nic innego do roboty?

- Ugryzło cię coś? Kawy się przyszedłem napić! Dopiero co wróciłem z Hadesu.

– Działo się coś, o czym powinnam wiedzieć? – założyłam nogę na nogę i patrzyłam prosto w podkrążone oczy Matta.

– Nic ciekawego. Zresztą Liam uwzględnił ci wszystko w raporcie, który masz na biurku

– Później do niego zajrzę

***

Kawa dodała mi energii do działania. Z prędkością światła uporałam się z dokumentami i zaplanowałam kolejne spotkania. W momencie kiedy odpisywałam na ostatnie maile, drzwi biura otworzyły się na oścież, a w progu stanął sam Ryan Williams wraz z czterema rosłymi ochroniarzami. Przystojny mężczyzna, w idealnie dopasowanym i skrojonym garniturze wyglądał jak młody Bóg. Mogłabym sobie rękę uciąć, że musiał się odganiać od kobiet. Sama przecież w myślach śliniłam się na jego widok. Och, ładne opakowania zawsze budziły we mnie zachwyt. Głęboko w sobie liczyłam na owocną współpracę z Williamsem.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz