Rozdział 35

3.2K 98 3
                                    


Emma

Kilka dni później...

Pogoda rozpieszczała mnie już od samego rana. Ubrana jedynie w lekką, zwiewna sukienkę, siedziałam na tarasie wchłaniając witaminę D i promienie słońca jednocześnie zajadając się lunchem. Zbierałam energię przed kolejnym pracowitym dniem.

Dylan pojawił się w zasięgu mojego wzroku, odziany w sam ręcznik. Musiał dopiero co wyjść spod prysznica, o czym świadczyły spływające po ciele krople wody. Tlące się w jego oczach iskry sprawiły, że zacisnęłam mocno uda. Przywykłam już do jego obecności, nawet chłopcy z przymknięciem oka patrzyli na jego pobyt. Dalej jednak się nie znosiliśmy. Praktycznie każda rozmowa kończyła się kłótnią, a ta zaś pieprzeniem do utraty tchu. Chociaż w tej jednej kwestii byliśmy zgodni. Łączyło nas metal na palcu, podpisane papiery i pożądanie. Nic więcej.

– Wyjeżdżam! – rzucił siadając tuż obok mnie

– Gdzie? – ocknęłam się, gdy dotarł do mnie sens tej wypowiedzi

– Wracam do Miami. – odparł jak gdyby nigdy nic – Ojciec dowiedział się o naszym małżeństwie. Muszę lecieć na Florydę zanim on zjawi się z całą gwardią pod twoim domem. Obiecałem ci bezpieczeństwo i słowa dotrzymam

– Nie dziwi mnie to, że się dowiedział. Nie bez powodu pojechaliśmy razem na przyjęcie Williamsa. Wieść miała do niego dotrzeć, sam tego chciałeś. – westchnęłam, dopijając kawę – Lecę z tobą – czy ja to powiedziałam na głos?

– Nie ma takiej opcji. Skoro wciągnąłem cię w zemstę na ojcu, to sam muszę sobie z nim poradzić. Zostaniesz, zajmiesz się swoimi interesami.

– Chyba się nie zrozumieliśmy. Skoro mówię, że lecę z tobą to tak będzie! Zapomniałeś, że ze mną się nie dyskutuję.

– Nie! Kurwa! – szarpnął się za mokre włosy – Harry jest wściekły. Gdy cię zobaczy zażąda zemsty natychmiast.

– Weszłam w ten układ licząc się z zagrożeniem, więc nie udawaj rycerza. Nie jestem jajkiem, umiem zadbać o siebie.

– Uparta babo! – wbił lodowate spojrzenie prosto w moją twarz – Zostajesz tutaj. Nawarzyłem piwa, to teraz muszę je wypić. Sam zmierzę się z tym skurwielem, by raz na zawsze pokazać mu, że ze mną się nie zadziera.

– Lecę z tobą! Mówię to ostatni raz. Nie zbajerujesz mnie gadkami o bezpieczeństwie. Siedzę w tym gównie tak długo jak ty, więc mnie lepiej nie denerwuj.

– Czego nie rozumiesz? Wracam sam!

– O której masz samolot?

– Nie powinno cię to interesować! – odrzekł beznamiętnym głosem. Znów przestałam poznawać człowieka, który przede mną siedział.

– Do cholery jasnej, gadaj! Skoro jestem twoją pieprzoną żoną, to mam prawo wiedzieć!

– Teraz ci się przypominało, że nią jesteś! Nie bądź żałosna! – wściekła, przyłożyłam mu w twarz – Jesteś mi niepotrzebna. Rozumiesz! Lepiej baw się dalej w tych swoich klubach, a nie zabieraj za poważną robotę, bo ci się może krzywda stać.

– Chyba się przesłyszałam! Usiłujesz mi udowodnić, że jesteś lepszy? Sam przybiegłeś po pomoc. Żałuję, jak diabli, że na to przystałam.

– Ale przystałaś i jeszcze rozłożyłaś nogi jak rasowa dziwka

– Nienawidzę cię, Palmer! Jesteś gnojem i kretynem widzącym czubek własnego nosa. A w dodatku zachowujesz się, jakby ktoś wsadził ci kij w dupę – słowa wylatywały ze mnie jak katapulty. Na co ten siedział i się przyglądał z pełnym grozy wzrokiem.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz