Rozdział 26

3.2K 102 7
                                    


Dylan

Ostatni tydzień minął mi na uprzątaniu strat, po niezapomnianym wieczorze. Nikt nie spodziewał się numeru jaki wytnie Morrison. Myślałem, że siedzi z obstawą w moim pokoju, a on jak gdyby nigdy nic zjawił się ze swoimi ludźmi grożąc nam bronią. Ochroniarze nie wypełnili, danego im rozkazu. Zostawili go na chwilę samego. Skorzystał z okazji i uciekł. Szykował te zemstę od dawna. A ci, co mieli go pilnować pożegnali się ze swoją pracą i życiem.

Ponownie wylądowałem w Sacramento. Zjawiłem się, by dogadać szczegóły naszego układu. Czekało mnie kolejne spotkanie z Diablicą. Nie trawiłem jej, choć mnie pociągała. Zabawa miała się dopiero zacząć... Z jej charakterkiem i moim temperamentem ciężko, o łatwą współpracę. Russo wysłała po mnie swoich ludzi. Mężczyzna o imieniu Nate siedział cicho odkąd ruszyliśmy przez zatłoczone ulice Sacramento. Moi ochroniarze podążali za nami, choć na spotkanie ze mną nie szli. Taki wymóg, na który dla świętego spokoju przystałem.

– Jesteśmy! Lauren otworzy ci drzwi i zaprowadzi do gabinetu Emmy – odparł beznamiętnym głosem. – Taka mała rada. Nie fikaj, bo może się to dla ciebie źle skończyć.

Wysiadłem, a samochód ruszył dalej.

Odwróciłem się wokół własnej osi. Posiadłość robiła wrażenie, nawet mógłbym stwierdzić, że prezentowała się o niebo lepiej niż ta ojca. Zabezpieczona wieloma kamerami. Kuloodporny płot wokół oraz stróżówka przy wjeździe. Włamywacz miałby sporo roboty chcąc się tutaj zakraść, o ile wcześniej w jego czole nie wylądowałaby kulka.

Starsza kobieta przyodziana w granatowy fartuszek czekała w wejściu. Biło o niej niesamowite ciepło. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie, ruchem głowy wskazując, żebym wszedł.

– Witam – jak na dżentelmena, którym nigdy nie byłem, przystało, złożyłem pocałunek na dłoni kobiety – Dylan Palmer

– Chłopcze doskonale wiem jak się nazywasz i skąd jesteś. Może i stara jestem, ale nie głupia. Zapraszam, Emma już na ciebie czeka.

Rzuciłem okiem na wnętrze. Jasne ściany współgrały z wystrojem. Królowała biel i szarości w różnych odcieniach. Żadnych żywych kolorów, Russo stawiała na stonowane barwy. Otwarta na salon kuchnia z pewnością była królestwem kobiety, którą było mi już dane poznać. Korytarz w odcieniach szarości zdawał się nie mieć końca, mimo, że na pierwszy rzut oka wcale nie wydawał się zbyt duży. Minąłem kilka par drzwi i dopiero któreś z kolei były wejściem do komnaty brunetki. Po co jej tyle pomieszczeń, gdy mieszkała tam sama? Nie miałem bladego pojęcia.

– Możesz chłopcze wejść – spojrzałem na nią i w podzięce kiwnąłem głową. Nie chciałem jej do siebie zrazić, tak jak to robił ojciec, więc starałem się być naprawdę miły

Przekroczyłem próg pomieszczenia. Mój wzrok od razu poleciał w kierunku sporych rozmiarów biurka , za którym siedziała seksowna brunetka. Pogrążona w myślach, początkowo nie zwróciła na mnie uwagi. Obok niej stało dwóch ochroniarzy.

– Witam w moich skromnych progach! – odparła – Siadaj, wygodnie. Mam ci trochę rzeczy do powiedzenia. – wskazała na fotel przed nią

– Ciebie też miło widzieć. U mnie wszystko w porządku. Miło, że pytasz.

– Nie wydurniaj się!

Zająłem wskazane miejsce. Dostałem szklaneczkę rudego trunku. Czyżby przewidziała, że na trzeźwo tego nie przetrawię? Bardzo możliwe.

– Mieliśmy spotkać się bez obstawy. Ja dotrzymałem słowa, a ty jak widać, nie do końca! – warknąłem patrząc na mężczyzn.

– Nie gorączkuj się.! Oni zaraz stąd pójdą. Lecz zanim to nastąpi, Matt wręczy ci umowę, którą sporządziliśmy.

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz