Maddy
Przez dwa następne dni od ostatniej rozmowy z Vincentem, zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Nie chodziło nawet o mnie. Chciałam, by po prostu zaczął żyć w zgodzie z własną naturą. Widziałam, jak się dusi i nawet tego nie zauważa. Był dobrym człowiekiem, ale nikomu nie dał się poznać. Rozmowy na jego temat z Katherine zawsze kończyły się wybuchem jej śmiechu. Nie wierzyła, gdy mówiłam o nim jak o kimś, kto wcale nie jest taki zły. Był jednym z nich, ale wstydził się to pokazać. Może nawet bał się czegoś.
Stałam przed ważnym wyborem. Mogłam odpuścić i żyć tak, jak żyłam wcześniej. Mogłam też zgodzić się na kolejny szalony plan Katherine. Kiedy opowiedziałam jej o tym, co się wydarzyło, najpierw się wściekła, a później uznała, że to wciąż nie jest sytuacja bez wyjścia. Zaangażowała w to chyba wszystkich swoich braci, którzy również mieli swoje pomysły. Trochę mnie to przerażało. Oni nie chcieli dopuścić do ślubu, ale ja miałam zupełnie inny cel. Nie chodziło nawet o to, co czułam. Chciałam, żeby Vin zaczął w końcu żyć.
Czułam na sobie presję, każdy czekał na moją odpowiedź, a ja wciąż nie wiedziałam co powinnam zrobić. Patrzyłam na moją wiadomość do Katherine, ale wciąż wahałam się przed jej wysłaniem. Plan był dobry, jeśli prawdą było, że Vincent rzeczywiście coś do mnie czuje. W gruncie rzeczy niczym nie ryzykowałam. Wzięłam głęboki wdech i wysłałam wiadomość, w której zgodziłam się na to, co zaplanowali.
Musiałam tłumaczyć samej sobie, że robię dobrze. Przecież nikt nie ucierpi, ale ktoś może zyskać. Miałam nadzieję, że się nie mylę.
Katherine odpisała niedługo później, informując, że samochód przyjedzie po mnie o ósmej wieczorem. Jeszcze raz wyjaśniła mi ze szczegółami, jaka jest moja rola, a na koniec dodała, że Alexander zgłosił się na ochotnika. Przeczuwałam, że właśnie on nim będzie. Przecież miał idealną okazję do zagrania na nosie znienawidzonemu bratu.
Wieczorem zrobiłam sobie mocny makijaż, wbiłam się w obcisłą złotą sukienkę, a na stopy wsunęłam szpiki. Chciałam wyglądać tak, jakbym naprawdę przyszła się zabawić w jednym z klubów. Kiedy wyszłam na zewnątrz, od razu zauważyłam czarną limuzynę. Wyszła z niej Katherine, której się nie spodziewałam.
– Zmieniłaś plany? – zapytałam zaskoczona.
– Nie do końca. Pojadę z tobą, na wypadek, gdyby były problemy z wpuszczeniem cię do środka bez kolejki.
No tak, o tym rzeczywiście nie pomyślałam. Mój ojciec nie miał takich znajomości jak Blakemore, więc nie mogłam liczyć na specjalne traktowanie, choć czasami zdarzało się, że ktoś mnie rozpoznał.
– Pamiętasz, jaki jest plan? – zapytała Kathrine, kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce.
Zdążyła powtórzyć mi go trzy razy po drodze, więc wyglądało na to, że jest bardziej zdenerwowana ode mnie.
– Tak, doskonale pamiętam – powiedziałam znudzona.
– I nie stchórzysz?
– Kat, znasz mnie. Gdybym była typem tchórza, nie siedziałabym z tobą w jednym samochodzie.
Uśmiechnęła się szeroko, a z jej twarzy zniknęło odrobinę zmartwienia.
– W sumie masz rację.
Dojechaliśmy na miejsce i dopiero wtedy poczułam większy stres. Katherine poszła ze mną pod wejście, a na jej widok ochroniarz od razu się wyprostował.
– Ona jest ze mną – poinformowała mężczyznę, a ten od razu odszedł na bok, żeby nas wpuścić.
– Powodzenia!
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANA
RomantikVincent Blakemore wydawał się być przykładnym synem swojego ojca. Lata temu odsunął się od rodzeństwa, by przygotowywać się do objęcia władzy, gdy nadejdzie czas. Nie widział w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie. Był przekonany, że on jako jedyny w...