Rozdział trzydziesty pierwszy

5.5K 446 41
                                    


Vincent

Już wcześnie rano ojciec wezwał mnie do siebie. Miałem nadzieję, że spędzę trochę czasu bez jego towarzystwa, ale on miał jednak inne plany. W domu pojawiłem się na długo przed południem, licząc na szybkie załatwienie sprawy i powrót do domu. Kiedy wszedłem do jego gabinetu, wiedziałem już, że coś się wydarzyło. Wystarczyło tylko spojrzeć na jego twarz. Zawsze wyglądał na spiętego, ale w tamtym momencie miałem wrażenie, że każdy jego mięsień jest napięty do maksimum.

– Coś się stało? – zapytałem, gdy zająłem miejsce po przeciwnej stronie biurka.

– Diego Daniels nie żyje – powiedział z ogromną powagą.

Ta wiadomość wyjątkowo mnie zaskoczyła. Nie czułem żalu, ale mimo wszystko byłem poruszony tą informacją.

– Jak to się stało?

– Okazało się, że Connecticut wcale nie był wolnym stanem. Z wiarygodnych źródeł wiem, że wszystko było zaplanowane. Killian miał zabić kilku nie liczących się ludzi, w przekonaniu, że likwiduję tych, którzy mają tam coś do powiedzenia. Najprawdopodobniej ci ludzie liczyli na to, że zabiją kogoś z naszej rodziny.

Uzmysłowiłem sobie, że mogłem to być ja. Chęć poczucia władzy Martina sprawiła, że zginął jego syn. Ciekaw byłem, czy czuł się za to odpowiedzialny. Mój ojciec z pewnością nie miałby wyrzutów sumienia.

– A więc była to sprytnie zastawiona zasadzka – stwierdziłem obojętnie. – Mały stan nie oznacza, że władzę nad nim ma ktoś gorszy od nas.

– Chcesz powiedzieć, że podziwiasz tego sukinsyna?! – zasyczał groźnie.

Uniosłem kącik ust.

– A ty nie? Nie doceniliście przeciwnika, przez co ktoś zginął. Do przewidzenia było, że wasze pochopne decyzje w końcu doprowadzą do śmierci kogoś z nas. Cieszę się, że to nie ja.

Zadrżała mu powieka. Był wściekły, a ja dobrze się przy tym bawiłem. Pomyśleć tylko, że niedawno na taki widok stawałem na baczność. Niewiele brakowało, a wyśmiałbym wspomnienie dawnego siebie. Powstrzymałem się jednak, chociaż to nie było łatwe.

– Zemścimy się. Zginie każdy, kto myślał, że może nam zaszkodzić.

– Nie tylko myślał, ale to zrobił. Chcesz się bawić w podbijanie nic nie znaczącego stanu w imię zasad?

– Chodzi o honor! – Uderzył pięścią w blat biurka. – Szykuj się na wojnę.

– Ani mi się śni – parsknąłem. – Nie zrobisz ze mnie celu do rozstrzelania, tylko dlatego, że ty i Daniels macie chore ambicje. Jeśli tak bardzo wam zależy, sami tam jedzcie.

– Do reszty cię popieprzyło?! To jest, kurwa, rozkaz!

Miałem ochotę powiedzieć, że dupie mam jego rozkaz, ale ugryzłem się w język.

– Nie będę narażał życia. Wyślijcie Killiana.

– On też pojedzie. On i twoi bracia.

– Moi bracia? Poinformowałeś ich już o tym? Wątpię, żeby którykolwiek z nich z radością przyjął to zlecenie.

– Przestań pajacować – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Ty ich o tym poinformujesz. Biorąc pod uwagę twoje ostatnie odwiedziny u Alexandra, wygląda na to, że wasze stosunki się polepszyły.

Już sam jego ton mówił, że wie więcej, niż chce mi pokazać. Wyraz jego twarzy jedynie to potwierdzał. Spiąłem się, choć miałem nadzieję, że nie widać tego po mnie.

– Nie oznacza to, że wszyscy chętnie wyruszą w samobójczą misję.

– Samobójczą?

– Myślisz, że ktoś tam przekonany jest o tym, że sobie darujemy? Są gotowi na nasze wtargnięcie i z pewnością przewidują każdą opcję.

To, jak bardzo był zaślepiony, było przerażające. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że odpierdala mu z wiekiem.

– Nie pytałem cię o zdanie. Wydałem rozkaz, a ty go wykonasz.

– A jeśli nie?

– Zostaniesz z niczym.

Wstałem z miejsca, wyprostowałem się i spojrzałem mu prosto w oczy.

– Niech więc tak będzie. Do końca tygodnia opuszczę dom w Yonkres. Z tego co wiem, Ashton nie narzeka na swoje życie. Wygląda na to, że powinienem wziąć z niego przykład. Lepsze to niż pewna śmierć.

– Ty chyba sobie, kurwa, żartujesz!

– Nigdy nie byłem bardziej poważny.

– Jeśli myślisz, że ci na to pozwolę...

– Już mi pozwoliłeś. Sam powiedziałeś, że zostanę z niczym. Wygląda na to, że dałeś mi więcej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Wyszedłem z gabinetu, czując się wolny jak nigdy dotąd. Z uśmiechem na twarzy opuściłem dom ojca i wsiadłem do samochodu, by jak najszybciej odjechać z jego posesji. Dopiero po przekroczeniu bramy poczułem niepewność. Wiedziałem, że ojciec tak tego nie zostawi. I choć miałem ogromną ochotę na odwiedzenie Maddy, musiałem przesunąć te plany. Wybrałem numer Alexandra, by poinformować go o rozmowie z ojcem. Przeczuwałem, że powinien o tym wiedzieć.

– Rzuciłem to w cholerę – powiedziałem, gdy tylko odebrał.

– Co? O czym mówisz? – zapytał zdezorientowany.

– Zabito Diego Danielsa, ojciec kazał mi zebrać was i go pomścić.

– Ja pierdole. Do reszty zwariował?

– Na to wygląda. Powiedział, że jeśli odmówię wykonania rozkazu, zostanę z niczym. A więc wybrałem nic.

– I jak to przyjął?

– Tego jeszcze nie wiem. Myślę, że następne dni będą kluczowe. Wiedział, że byłem u ciebie.

– Więc pewnie wie także o Maddy.

– Tego się obawiam.

– Nie wiem, czy rzucenie wszystkiego w cholerę było dobrym posunięciem, Vin. Jeśli ojciec zacznie odpierdalać, mogą ucierpieć także osoby, które nie mają związku z naszą rodziną. W tym także Mad.

Zatrzymałem się na poboczu. Oparłem głowę o zagłówek fotela i wypuściłem wolno powietrzę.

– Nie miałem wyjścia. Nie narażę nikogo na śmierć w imię jego zemsty.

– Martwią mnie konsekwencję.

– Zakładam, że do ciebie zadzwoni. Może też zdecydować się na telefon do Jacoba, albo Richiego. Będzie szukał kogoś, kto odwali za niego robotę, ryzykując życie. Dopóki ma to na głowie, nie będzie zajmował się mną.

– Czuję, że niedługo zrobi się gorąco.

– Ojciec działa bezmyślnie. Zawiadom resztę, niech każdy będzie gotowy na telefon.

– Zrobię to, ale ty powinieneś zadbać o bezpieczeństwo Maddy.

Spojrzałem w lusterko wsteczne.

– Zrobiłbym to, gdyby ludzie ojca mnie nie śledzili – wycedziłem. – Jeśli nie wie o niej, dowie się, gdy do niej pojadę. A jeśli nawet wie, niekoniecznie domyśla się, że coś nas łączy.

– Skoro wysłał ludzi za tobą, nie jest pewien. Wracaj do domu, pojadę po nią.

– Dziękuję – powiedziałem z wdzięcznością.

Zanim ruszyłem ponownie w drogę, napisałem wiadomość do Maddy, opowiadając jej w skrócie o wydarzeniach z tego dnia. Poinformowałem, że Alex zabierze ją z mieszkania i poprosiłem, by sprawdzała dokładnie, kto stoi za drzwiami, gdy usłyszy pukanie. Tylko tyle mogłem zrobić. Miałem nadzieję, że to wystarczy.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz