Rozdział dwudziesty dziewiąty

5.3K 438 25
                                    


Vincent

Moi bracia byli fanami imprez bez kontroli i hamulców. Najlepiej czuli się pod gołym niebem, jakby bliskość z naturą budziła w nich zwierzęta, którymi byliśmy w jakiejś mierze wszyscy. Nie spędzałem z nimi czasu, ale wiedziałem o ich ulubionych formach zabawy. Dopiero w momencie, w którym do nich dołączyłem, zdałem sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie byłem z nimi, gdy bawili się w najlepsze. Latami musiałem obserwować każdy ich krok na rozkaz ojca, który uważał, że mogą stanowić zagrożenie dla interesów rodziny. Czym jednak była dla niego rodzina? Zastanowiłem się nad tym, obserwując zbierających się ludzi. Nie potrafiłem jednak odpowiedzieć sobie na to pytanie. Na pewno rodziną nie byliśmy my, jego dzieci. Może był nią sam dla siebie i to mu w pełni wystarczyło? Z każdym kolejnym dniem nabierałem przekonania, że wybrałem najgorszą drogę. Przestałem marzyć o przejęciu władzy. Nie chciałem jej, gardziłem nią. Być może, gdyby wszystko wyglądało inaczej, patrzyłbym na to w inny sposób.

– Widzę, że Alexander lubi świętować.

Z myśli wyrwał mnie głos Maddy.

– Jak każdy.

– A ty?

– Ja? – Zastanowiłem się przez chwilę. – Chyba musimy to sprawdzić.

Uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę, prowadząc w tłum ludzi. Chciałem poczuć to, co czuli moi bracia. Chciałem przestać myśleć, analizować i rozmyślać o tym, czy dobrze robię. Udało mi się to zaskakująco szybko. Czułem się wolny. Jakiś głos z tyłu głowy krzyczał do mnie, że to nie miejsce, w którym powinienem przebywać. Był to głos dawnego mnie, posłusznemu ojcu, ślepo wykonującemu każdy jego rozkaz. Nie zamierzałem już nigdy taki być. Miałem do stracenia zbyt dużo.

Piłem piwo, przyglądając się uśmiechniętej szeroko Mad, która rozmawiała z Avery i Katherine. Podobał mi się ten widok. Mimo miejsca i okoliczności, wyglądało to na spokój, jakiego pragnąłem podświadomie całe życie.

– Co z nią zrobisz? – Obok mnie stanął Alex.

Wciąż czułem pewien niesmak, gdy dochodziło między nami do wymiany zdań. Nie były już ostre, przepełnione groźbami i nienawiścią, ale mimo wszystko nie czułem się swobodnie. Z drugiej jednak strony wiele się zmieniło i wyglądało na to, że to jeszcze nie koniec.

– Nie wiem. Chcę z nią być, ale nie mam pojęcia, jak tego dokonać.

– Jeśli nie zamierzasz jej zostawić, wiedz, że ci pomożemy.

Spojrzałem na niego. Po raz pierwszy poczułem braterskie powiązanie między mną, a znienawidzonym do niedawna bratem.

– Jak chcecie mi pomóc? To wszystko jest bardziej popieprzone, niż może się wam wydawać. Ojciec zrobi wszystko, by połączyć nas z Danielsami.

– Ale do ślubu cię nie zmusi. Boisz się utraty dobrej pozycji?

– Nie – odparłem od razu. – Na tym już przestało mi zależeć.

– A więc o co chodzi?

Opróżniłem butelkę piwa, odłożyłem ją i sięgnąłem po następną.

– Nawet nie wiesz, do czego zdolny jest ojciec, kiedy coś nie idzie po jego myśli.

– Zlecił zabójstwo swojego brata. Wiem, że jest zdolny do wszystkiego.

– A jeśli to ją każe zabić?

Alexnader znieruchomiał. Spojrzał na mnie, później na Mad, po czym ponownie skupił się na mojej osobie.

– Myślisz, że posunął by się do tego?

– Sam powiedziałeś, że zlecił zabójstwo swojego brata. A Maddy jest dla niego nikim. Jak Avery, którą do tej pory uważa za... – Przemilczałem to, bo nie mogłem powiedzieć na głos słów ojca.

– Jej jednak nie zabił.

– Ale Jacob nie dostał rozkazu ożenienia się z konkretną kobietą dla wyższego celu.

– W takim razie musimy być sprytniejsi.

– Co masz na myśli?

– Jeszcze nie wiem. To nie czas na obmyślanie planu. Wiem jednak, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Są tylko źle obrane drogi. Coś już chyba o tym wiesz.

Zmrużyłem oczy. Napiłem się jeszcze trochę, otarłem usta wierzchem dłoni i ponownie spojrzałem na Alexa.

– Znasz go. Ma plan A, B, C, D i jeszcze kilka kolejnych, na wypadek, gdyby pierwsze zawiodły. Ja jestem planem A. A kto jest B? Ożenisz się z Norą, gdy ja zerwę zaręczyny?

Zaśmiał się.

– Wątpię, bym był planem B. A jeśli jednak nim jestem... nie zrobiłbym tego. Chciałem rządzić, ale z powodów moich zasług. Nie w ten sposób, Vin.

Czy mnie zaskoczył? Nie. Czy mu wierzyłem? Tego nie byłem pewien. Jeśli nawet okazałoby się, że jest w stanie przejąć władzę po spełnieniu warunków ojca, nie byłbym zły. Cieszyłbym się, że ciężar z moich barków został ściągnięty.

Tak, jak się spodziewałem, urodziny Alexandra nabrały perwersyjnego klimatu. Stało się to szybko, bo każda z osób, która się pojawiła, wiedziała na co się pisze. Nie potrzebowali alkoholu. Jeden wielki grzech, który obserwowałem z boku, mając obok zszokowaną Maddy. Spodziewałbym się tego po Avery, która do niedawna nie znała naszej rodziny. Ona jednak wyglądała tak, jakby nikt nie pieprzył się tuż obok niej. Wpatrzona w Jacoba, siedziała mu na kolanach. Szeptali coś sobie do ucha, błądząc dłońmi po swoich ciałach. Było w tym wszystkim coś interesującego. Pomyślałem, że skoro Avery potrafiła odnaleźć się w obcym świecie, ja nie powinienem mieć z tym najmniejszych problemów. Bo przecież ten świat był we mnie od zawsze.

– Chyba nie byłam na to gotowa – powiedziała Mad, zaciskając dłonie na moim ramieniu.

Uniosłem kącik ust i rozejrzałem się dookoła.

– Tak właśnie wygląda ich życie.

– Wszystko musi skupiać się na seksie?

– Nie chodzi o seks, a wolność. Każdy interpretuje ją na swój sposób, każdy czerpie z niej tyle, ile chce czerpać. Ale przede wszystkim chodzi o to, że nie ma dla nich żadnych barier. Robią to, co chcą robić i nie zastanawiają się nad konsekwencjami. Wcześniej myślałem, że to lekkomyślne i pozbawione sensu. Teraz uważam, że nie ma nic lepszego od życia według własnych reguł.

– A więc tobie to nie przeszkadza? – zapytała zmieszana.

– Nie. Jacob jest tu ze swoją dziewczyną. Nie zwracają uwagi na to, co dzieje się dookoła. Ashton zniknął gdzieś z jedną dziewczyn, bo ceni prywatność, ale nie zapomina o dobrej zabawie. Seth i Richie... oni są... – Przerwałem na chwilę, wyszukując ich w tłumie pieprzących się ludzi. – otwarci.

– Otwarci?

– Nie znalazłem innego słowa.

– A Alex?

– Gdzieś zniknął. Tak samo jak Katherine i Victor.

Nagle pomyślałem, że zniknięcie Kat i przyjaciela Alexandra mogło nie być do końca zbiegiem okoliczności. Nawet ja wiedziałem, że Carter ma pierdolca na punkcie mojej siostry. Miałem nadzieję, że moje przypuszczenia są jednak mylne. Nie powinno mnie to obchodzić, a jednak zaczęło.

– Więc może my także powinniśmy zniknąć?

– Jeszcze nie teraz.

– Dlaczego?

Wpatrywałem się przed siebie, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów.

– To dla mnie kolejna lekcja. Zmieniam swoje życie, Mad. Muszę nauczyć się wszystkiego.

Czułem się jak dziecko, ale to było dobre. Wiedziałem, że jestem w odpowiednim miejscu. I pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu pomyślałbym o tym zupełnie inaczej.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz