Rozdział czwarty

6.9K 476 19
                                    


Maddy

Musiałam przyznać, że Katherine bardzo się postarała. Już w południe pojawiła się u mnie z suknią, którą miałam założyć na przyjęcie. Była piękna, ale i przerażająca.

– Albo chcesz zrobić ze mnie klauna, albo wcale nie wybieram się na nudne przyjęcie – powiedziałam zestresowana.

– Będzie nudne, zaufaj mi. Będzie na nim cała śmietanka Nowego Jorku i każdy będzie udawał, że jest ważny.

– Śmietanka Nowego Jorku? – powtórzyłam przez zaciśnięte gardło. – Dlaczego od razu mi o tym nie powiedziałaś? Miałabym czas przygotować się na to psychicznie!

– Nie przesadzaj. To nic takiego. Takie imprezy są najnudniejsze. Normalnie wymyśliłabym coś, żeby tam nie pójść, ale tym razem się poświecę.

– Ty się poświęcisz?

Zaśmiała się.

– Zrozumiesz na miejscu. A teraz wracam do siebie. Przyjadę po ciebie o siódmej wieczorem. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń!

I już jej nie było. Westchnęłam, przyglądając się sukni, którą mi zostawiła. Miała piękny głęboki odcień czerwieni, który przyciągał wzrok, a to akurat było jej minusem, zważywszy na to, że pragnęłam być niewidzialna. Dekoltu również nie dało się nie zauważyć, ale na szczęście nie odsłaniał za dużo. Za to rozcięcie na dole odsłaniało całą nogę. Miałam nadzieję, że nie sięga na tyłek. Nie chciałam nim świecić w towarzystwie tak ważnych ludzi. Życie między dwoma światami było coraz bardziej przytłaczające. Z jednej strony nie pochodziłam z normalnej, niewidzialnej rodziny. Jednak z drugiej nikt się nami nie interesował. Właśnie przez to czułam się czasami tak, jakbym nigdzie nie pasowała. Kiedyś miałam ochotę wyjechać z Nowego Jorku i zacząć życie daleko od tego miejsca. Mój ojciec nie był jednak zbyt przekonany do mojego pomysłu. Na szczęście pozwolił mi być tym, kim chcę i dzięki temu mogłam pracować jak normalny człowiek i robić to, co robić uwielbiałam. Byłam dekoratorką wnętrz, a dorywczo pracowałam jako organizatorka niewielkich przyjęć, zwykle urodzin dzieci. Wcale nie musiałam pracować, ale własne pieniądze dawały mi poczucie samodzielności, którą niegdyś ojciec próbował mi odebrać. Na szczęście szybko zrozumiał, że nie pozwolę mu na to.

Z nerwów do wieczora niewiele zjadłam, jednie chodziłam po mieszkaniu, co chwilę zerkając na zegar. W końcu przyszedł czas na zebranie się do wyjścia i choć było to ostatnim, na co miałam ochotę, zmusiłam się do tego. Nie wierzyłam, że zgodziłam się na tak pokręcony plan. Pocieszała mnie jednak myśl, że mogłam odpuścić w każdym momencie i dzięki temu czułam się nieco lepiej. Po kąpieli ułożyłam włosy w grube fale i zrobiłam sobie wieczorowy makijaż. Dochodziła siódma, kiedy dopinałam sukienkę, a stres coraz bardziej dawał mi o sobie znać. Byłam duszą towarzystwa i w normalnych okolicznościach cieszyłabym się z takiego wyjścia, ale na samą myśl o Vinie robiło mi się gorąco. Próbowałam wyrzucić go z głowy i skupić się na czymś innym, ale to nie przynosiło żadnego rezultatu.

Przed wyjściem spojrzałam w lustro i nawet uśmiechnęłam się na swój widok. Musiałam przyznać, że Katherina miała niezłe oko. Sukienka leżała idealnie, niczym uszyta na moją miarę. Wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów i odważyłam się wyjść. Postanowiłam traktować to jako przygodę, a nie zadanie. Wierzyłam, że dzięki temu uda mi się przeżyć ten wieczór. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, zauważyłam czarną limuzynę, z której od razu wyszedł kierowca i otworzył mi drzwi. Katherine siedziała z tyłu i nawet w mroku dostrzec można było, jak nieziemsko wygląda. Gdy wsiadłam do środka, jedynie upewniłam się w tym przekonaniu. Była chodzącą pięknością, czego naprawdę jej zazdrościłam. Urody dodawała jej pewność siebie i ten błysk w oku, nawet, gdy patrzyła na kogoś z chęcią mordu wypisaną na twarzy. Wszystko w niej zdawało się być idealne. Jednak tego dnia nawet ja nie mogłam przestać na nią patrzeć. Miała na sobie czarną połyskującą suknię, która krojem przypominała nieco moją, choć jej była znaczenie odważniejsza. Opalone ciało podkreślały pasma czarnych włosów, opadające na jej ramiona i odkryte plecy. Mocny makijaż jeszcze bardziej podkreślił jej ciemne oczy i pełne usta.

– Wyglądasz obłędnie – wydusiłam, nie mogąc przestać na nią patrzeć.

– Nie odstajesz, wiedziałam, że sukienka będzie pasować na ciebie idealnie.

– Przy tobie wyglądam jak sierota – zaśmiałam się.

– Od kiedy jesteś taka skromna? – Uniosła brew, posyłając mnie karcące spojrzenie.

– Dziś z pewnością nie jestem sobą.

– Przestań. Już ci mówiłam, że do niczego cię nie zmuszam.

– Będą inni twoi bracia? – zmieniłam temat, bo znów zaczęłam myśleć o Vincencie.

– Tylko Alexander i Jacob z dziewczyną.

– Jacob ma dziewczynę?! – zapytałam poruszona. – Mówimy o tym samym Jacobie? Tym, który nie mógł odpuścić sobie żadnej?

– Tak, wiele się zmieniło – odpowiedziała rozbawiona Katherine.

– Jak to się stało?

To naprawdę mnie interesowało. Wszyscy wiedzieli, że ten facet ma fioła na punkcie seksu i kobiet. Jego bracia może nie byli lepsi, ale on pieprzenie każdej, która stanęła na jego drodze, traktował jak hobby.

– Nie znam wielu szczegółów. Wiem tyle, że Avery pojawiła się w jego domu na początku wakacji i jako jedyna nie dała mu się dotknąć.

– I tylko tyle? Jesteś pewna, że nie jest czarownicą?

– Jak widzisz, czasami trzeba niewiele.

Może coś w tym było. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że Jacob się ustatkuje. A jeśli już, każe mu ojciec, ale on i tak będzie prowadził rozrywkowy tryb życia. Jak widać, pozory czasami naprawdę mogą mylić.

Kiedy samochód zatrzymał się na miejscu, serce na moment mi stanęło. Próbowałam oddychać, ale chyba nie byłam gotowa. Nie miałam wyjścia, kierowca otworzył nam drzwi, więc wyszłam na zewnątrz, po czym ruszyłam z Katherine do środka.

– Chyba przyszłyśmy jako ostatnie – stwierdziła kobieta, zatrzymując się u szczytu schodów.

Patrzyła na coś przed sobą, więc także spojrzałam w tym kierunku. Alexander, Jacob i najprawdopodobniej jego dziewczyna, rozmawiali z dwoma mężczyznami. Patrzyłam na nich, wolno pokonując stopnie, ale wtedy dostrzegłam także Vincenta i niewiele brakowało, a resztę schodów pokonałabym turlając się po nich. Na szczęście udało mi się odzyskać równowagę, a sam mężczyzna mnie nie zauważył. Wypuściłam wolno powietrzę i kroczyłam przy Katherine, jakbym bała się, że mi ucieknie.

– Pojawiła się nasza siostrzyczka – powitał ją Jacob, po czym dopiero mnie zauważył. – Cześć, Mad.

Uśmiechnęłam się, a w głowie miałam tylko jedną myśl: „i to tyle?". Zwykle proponował przejście tam, gdzie nikogo nie ma, lub rzucał innymi tekstami, którymi chciał zaciągnąć mnie do łóżka.

– To Avery – powiedziała Katherine, pokazując dłonią na dziewczynę obok Jacoba.

W pierwszej chwili nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Spodziewałam się dziewczyny jak Katherine. Jednak brunetka uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła dłoń w moim kierunku. A więc była chyba miła.

– Vincent chyba idzie się przywitać – odezwał się Alex, a ja od razu zdrętwiałam.

Wiedziałam, że obaj bracia Katherine wiedzą, po co przyszłam. Nawet się z tym nie kryli. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam idącego w naszym kierunku Vincenta. Tak dawno go nie widziałam, że zdążyłam zapomnieć o jego przeszywającym spojrzeniu. 

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz