Rozdział trzydziesty dziewiąty

5K 447 27
                                    


Vincent

Przez cały lot trzymałem telefon w ręku. Brak wiadomości był dla nas bardzo dobrą wiadomością. Wyglądało na to, że każdy z moich braci sprostał swoim zadaniom. Pozostało mi jedynie czekać, aż wszyscy spotkamy się na miejscu.

Las Vegas było miastem, którego nienawidziłem pod każdym możliwym względem. Nawet moi bracia, znani z rozrywkowej natury, nie przepadali za tym miejscem. Wszystko było tu... za bardzo. Za bardzo głośne, za bardzo przesadzone, za bardzo wyuzdane. Panujący tam chaos był jednak naszym największym sprzymierzeńcem. Nawet gdyby ojciec jakimś cudem zaczął nas tu szukać, miałby ciężkie zadanie.

Weszliśmy do jednego z hoteli, w którym Alexander zarezerwował nam pokoje na lewe nazwiska. Kolejny plus tego miejsca – wystarczy banknot o wysokim nominale, a jakikolwiek dowód tożsamości przestaje być nagle potrzebny. Poszliśmy do swoich pokoi, by poczekać w nich na resztę. Maddy odprowadziła najpierw matkę, a po kilku minutach dołączyła do mnie. Wiedziałem, że zaczną się kolejne pytania. Nie chciałem zdradzać jej niczego z mojego planu, ponieważ on wciąż nie był pewny. Wolałem milczeć, niż dawać jej nadzieje na coś, co mogło się nie wydarzyć. Problem polegał na tym, że nic nie było pewne. Wydarzyć mogło się wiele i nikt nie mógł niczego przewidzieć.

– Co jest grane, Vin? Mam wrażenie, że dzieje się więcej, niż chcesz mi powiedzieć. A nawet jestem o tym przekonana – odezwała się z wyrzutem.

– Wszystko, co się dzieje, opiera się na bardzo niestabilnym planie. Każdy jego etap wiąże się z zaufaniem komuś, kogo niekoniecznie chciałbym nim obdarzyć.

– Teraz rozumiem jeszcze mniej.

Westchnąłem i wyciągnąłem do niej rękę, na znak, by do mnie podeszła. Kiedy to zrobiła, złapałem ją i posadziłem na swoich kolanach. Oparłem się o fotel, po czym spojrzałem w jej oczy, które wpatrywały się we mnie z nadzieją.

– Wiele zależało od Killiana. Żaden z nas nie miał co do niego pewności, ale był naszą ostatnią deską ratunku. Skoro się tu znaleźliśmy, oznacza, że stanął po naszej stronie.

– Killian Daniels? – zapytała zaskoczona. – Chciałabym nadążyć, ale mam wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin wydarzyło się zbyt wiele.

– Bo poniekąd tak jest. Martin nie jest lepszym ojcem od mojego. Chyba właśnie dlatego jego syn postanowił go zdradzić.

– Więc co dzieje się teraz?

– Czekamy. Dopóki całe moje rodzeństwo nie pojawi się w tym hotelu, nic więcej nie mogę zrobić.

– To wszystko jest...

– Skomplikowane i nie powinno mieć miejsca. Chcę uniknąć rozlewu krwi, Mad. Mój ojciec to kanalia i zasługuje na śmierć, ale mimo wszystko jego zabójstwo jest ostatecznością.

– Dlaczego?

– Uważamy, że jest wiele rzeczy, które przed nami ukrywa. Nie chcemy, żeby zabrał do grobu wszystkie swoje tajemnice, bo być może będą mogły pogrążyć nas wszystkich.

Wiedziałem, że niewiele z tego rozumie. Wcale jej w tym nie pomagałem. Jednak jaki by był sens wprowadzania jej do tego popieprzonego świata? Nie chciałem tego dla niej.

– Czy to się kiedyś skończy?

– Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, jeszcze dziś będziemy wolni.

Naprawdę na to liczyłem. Przytuliła się do mnie, na co zamknąłem oczy i oczyściłem swój umysł. Świadomość tego, że za kilka godzin może nic po nas nie zostać, była okrutna i przytłaczająca. Wyrzuciłem to z głowy, bo tylko tak byłem w stanie cieszyć się chwilą. Odchyliłem się, by spojrzeć na twarz Maddy, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem z zachłannością, którą bez wątpienia wyczuła. Pocałunek oddała od razu i już wtedy wiedziałem, że ciężko będzie go przerwać. Ale przecież wcale nie musieliśmy tego robić. Z jednej strony czasu było mało, ale z drugiej byłem pewien, że nikt nie pojawi się nagle w naszym pokoju.

Uniosłem się, trzymając Mad na rękach i zaniosłem ją do łóżka. Położyła się na plecach, patrząc na mnie z pragnieniem i czymś, czego do końca nie rozumiałem. Nie wiedziałem, czy to smutek, strach, czy niepewność, a może nawet wszystko po trochu. Uśmiechnęła się nieznacznie, ruchem ciała zachęcając mnie do dołączenia do niej. Nie spuszczając z niej wzroku, rozpiąłem swoją koszulę. Nieśpieszne pozbywałem się kolejnych ubrań, jakby czas nie miał najmniejszego znaczenia. Zupełnie nagi zawisłem nad nią. Podtrzymując ciężar ciała na łokciu jednej ręki, drugą wsunąłem pod materiał jej sukienki i odnalazłem majtki. Ściągnąłem je, po czym uniosłem sukienkę. Pochyliłem się nad Mad, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Pocałowałem ciepłą skórę, jednocześnie wchodząc w nią leniwym ruchem. Jęknęła cicho, gdy byłem cały w jej wnętrzu. Zacząłem poruszać biodrami, uniosłem głowę, by móc patrzeć na jej twarz, która z każdą kolejną chwilą była bardziej zaróżowiona. Usta miała rozchylone, a oczy zdawały się błyszczeć. Kochałem w niej wszystko i chociaż nie chciałem myśleć o złych rzeczach, one same zaatakowały moją głowę. By je odgonić, starałem skupić się na tym, co robiłem. Moje biodra uderzały coraz szybciej, coraz mocniej... To pozwalało mi odzyskać częściową kontrolę nad własnymi myślami. Znów skupiłem się na Mad. Pieprząc ją, wsłuchiwałem się w każdy jeden dźwięk, wychodzący z jej ust. I nagle w głowie miałem zupełną pustkę... Nigdy nie przypuszczałem, że zwariuję, ale w tamtej chwili właśnie tak się czułem. Maddy krzyknęła, a jej cipka zacisnęła się na moim kutasie. Nagle wróciłem do rzeczywistości.

– Wszystko w porządku? – zapytała, przyglądając mi się w skupieniu.

Nie było.

– Tak. Wszystko w porządku – odpowiedziałem nieobecny.

Mad położyła dłonie na moich barkach i zepchnęła mnie z siebie. Położyłem się na plecach obok niej, a po chwili ujrzałem ją przed sobą. Usiadła na mnie okrakiem i wolno opadła na mojego penisa. Wpatrywałem się w nią, gdy poruszała biodrami, musiałem przyznać, że był to widok, który skutecznie odciągnął mnie od reszty myśli. Już sam jej widok działał na mnie wystarczająco pobudzająco. Pochyliła się i przejechała językiem po moich ustał. Złapałem ją za kark i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku, który sprawił, że już po chwili nie byłem w stanie dłużej nas sobą zapanować. Jednym zdecydowanym ruchem zamieniłem nas pozycjami. Serią intensywnych pchnięć doprowadziłem nas do szczytu.

Po wszystkim opadłem z sił. Położyłem się obok niej i zamknąłem oczu. Uświadomiłem sobie, że w ostatnim czasie nie spałem zbyt często. Gdyby nie to, że Maddy poruszyła się nagle, z pewnością bym zasnął. Uniosłem ciężkie powieki i obserwowałem dziewczynę, która szła w stronę łazienki. Niedługo później dołączyłem do niej. Miałem nadzieje, że prysznic nieco mnie obudzi. Zostało już kilka godzin. Powtarzałem sobie, że już niedługo będę mógł spać spokojnie. Miałem tylko nadzieję, że nie czekał mnie wieczny sen...

_____________________

Wiecie, dlaczego uwielbiam pisać na Wattpadzie? Bo mogę pisać książki z Wami :) Tak, ślub w Vegas nie był przeze mnie planowany, ale czytam wszystkie Wasze komentarze :). Chciałyście ślub w Vegas? Macie ślub w Vegas :) 

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz