Maddy
Siedziałam w salonie jak na szpilkach. Byłam spocona od nerwów i cała drżałam. Z ogromną trudnością poradziłam sobie ze spakowaniem najpotrzebniejszych rzeczy. Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego mnie spotka. Mimo związku z Vincentem liczyłam, że wszystko rozwiąże się bez większych problemów. Po raz kolejny rzeczywistość napluła mi w twarz. Niczego nie żałowałam, ale poczucie niesprawiedliwości zabijało mnie od środka. Żyjąc na pograniczu obu różnych światów, nie zdawałam sobie nawet sprawy, jakim piekłem potrafi być to środowisko. To był mój błąd. Powinnam być przygotowana na więcej, tymczasem siedziałam na kanapie ze łzami w oczach, wpatrując się w ścianę. Byłam jak mała, zagubiona dziewczynka, która rozpaczliwie błagała o ratunek. Modliłam się, by wszystko jak najszybciej się skończyło, a diabeł otrzymał karę, na jaką zasłużył. Nigdy nie życzyłam nikomu śmierci, jednak stary Blakemore nie był człowiekiem. Był potworem, który zasługiwał na bolesny koniec. Problem polegał jednak na tym, że tacy jak on nie poddają się łatwo śmierci. Gotów był poświęcić życie swoich dzieci, byle ratować własne.
Ktoś zapukał do drzwi. Tak cicho, jak tylko byłam w stanie, podeszłam do nich i spojrzałam przez wizjer. Poczułam ulgę, widząc twarz Alexandra. Otworzyłam mu i spojrzałam na niego tak, jakbym błagała o pomoc. Za jego pleców wyłonił się Victor i jeszcze jeden mężczyzna, którego imienia nie znałam.
– Jesteś gotowa? – zapytał Alex. Głos miał ponury i przepełniony gniewem.
– Nie, ale bardziej gotowa już nie będę – powiedziałam cicho.
Sięgnęłam po torbę, ale szybko zabrał mi ją Victor. Zamknęłam drzwi, po czym ruszyłam z mężczyznami w stronę schodów. Na zewnątrz czułam się obserwowana, ale pomyślałam, że to moja paranoja, więc w ciszy szłam w stronę samochodu. Wsiadłam do środka, po czym westchnęłam cicho. Nieznajomy mężczyzna i Victor zajęli miejsca z przodu, a Alexander usiadł obok mnie.
– Ta sytuacja jest tak nierealna, że ciężko mi uwierzyć, że dzieje się naprawdę – odezwałam się roztrzęsiona.
Samochód ruszył, Alex rozejrzał się dookoła, po czym odwrócił się do tyłu, wpatrując się w szybę.
– Nawet mnie zaczyna przerastać – przyznał poważnie. – Musimy jednak sobie z tym poradzić.
– Cieszę się, że Vincent po tylu latach może liczyć na wsparcie braci.
Tymi słowami przyciągnęłam uwagę mężczyzny. Spojrzał na mnie badawczo i przez kilka chwil milczał.
– Dla nas wszystkich to nowość. Z dnia na dzień wiele się zmieniło. Jeszcze niedawno walczyliśmy ze sobą, a teraz stoimy ramię w ramię. Chyba nikt nie oswoił się jeszcze z tą zmianą. Może Katherine, ale ona ma dar do dostosowywania się do każdej sytuacji.
– Wam też nie idzie najgorzej.
Alex uśmiechnął się ledwo zauważalnie, po czym znów spojrzał za siebie.
– Chyba nikt nas nie śledzi.
– Myślisz, że twój ojciec niczego się nie domyślił? – zapytał Victor.
– Domyślił się, ale wygląda na to, że przekonany był, że to Vincent przyjedzie po Maddy.
– Chyba że kazał jedynie ją obserwować. Może ktoś widział, jak pojawiliśmy się u niej i tyle wystarczyło?
– Myślisz, że powinniśmy zawieźć ją do innego miejsca?
– Nie. Nawet jeśli twój ojciec wie o wszystkim, bezpieczniejsza będzie w twoim domu, gdzie będziemy mogli ją obronić.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANA
RomanceVincent Blakemore wydawał się być przykładnym synem swojego ojca. Lata temu odsunął się od rodzeństwa, by przygotowywać się do objęcia władzy, gdy nadejdzie czas. Nie widział w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie. Był przekonany, że on jako jedyny w...