Maddy
Po rozmowie z Jordanem Blakemore'm zastanawiałam się, czy może być jeszcze gorzej. Na wieść o tym, że mam spotkać się z Vincentem i jego narzeczoną, miałam ochotę się rozpłakać. Dlaczego byłam tak uległa? Dlaczego od razu nie odmówiłam tej roboty? Cóż, o ile nie znałam odpowiedzi na pierwsze pytanie, odpowiedź na drugie była dość prosta. Chodziło o pieniądze, dzięki którym mogłabym wyjechać z tego popieprzonego miasta, znaleźć się jak najdalej od Vincenta i udawać, że ktoś taki nigdy nie pojawił się w moim życiu. Bolało mnie serce na samą myśl o nim. Nienawidziłam go równie mocno, jak kochałam. Jednak nie płakałam. Już nie. Wylałam przez niego wystarczająco dużo łez. Miałam nauczyć go żyć, tymczasem on nauczył mnie być twardą.
Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze z uniesioną głową. Miałam za chwilę wyjść, by spotkać się z państwem młodym. Zaśmiałam się gorzko na tę myśl. Ubrałam się w obcisłą czerwoną sukienkę, założyłam szpilki i zrobiłam sobie mocny makijaż. Owszem, wszystko było celowe. Nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że przez niego cierpię. Choć w rzeczywistości miałam ochotę założyć dres i spędzić w łóżku kilka najbliższych dni, mając za towarzyszy wino i czekoladki.
Umówieni byliśmy w małej kawiarni, naprzeciwko parku, który chciałam im pokazać. Miałam nadzieję, że wybiorą te miejsce i nie będziemy musieli umawiać się ponownie. Zauważyłam ich od razu. Siedzieli przy jednym ze stolików na zewnątrz. Ona coś do niego mówiła, on w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Nora była filigranową blondynką, z wyjątkowo jasną karnacją, a jej błękitne oczy można było dostrzec nawet z dużej odległości. Wąskie usta pociągnęła czerwoną szminką, przez co miałam ochotę zetrzeć swoją, gdyż miały bardzo podobny odcień. Nie lubiłam jej, zanim ją poznałam. Nie chciałam z nią rozmawiać, przebywać w jej pobliżu, oddychać tym samym powietrzem. Wyprostowałam się, wzięłam głęboki wdech i przeszłam przez ulicę. Nagle Vincent uniósł głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Właśnie to chciałam zobaczyć w jego oczach. Zaskoczenie i tęsknotę. W moich jednak nie mógł wyczytać niczego. Uśmiechnęłam się, kiedy zatrzymałam się obok nich. Vincent wstał, ale nawet na niego nie spojrzałam.
– Dzień dobry. Nazywam się Maddy Cloud.
Blondynka uśmiechnęła się i podała mi dłoń.
– Dzień dobry. Jestem Nora Daniels, a to mój narzeczony, Vincent Blakemore.
– Tak. My się już znamy – powiedziałam z celową pogardą. – Jeśli nie czekacie na zamówienie, chciałabym pokazać wam miejsce, które wydaje mi się odpowiednie na kameralne, a jednocześnie wyjątkowe wesele.
– Właśnie wypiliśmy kawę, więc bardzo chętnie zobaczę to miejsce.
– W takim razie zapraszam.
Szłam przodem, dzięki czemu choć przez chwilę nie musiałam się szczerzyć. Przeszliśmy przez ulicę i weszliśmy do parku. Skierowałam się od razu na aleję, prowadzącą do fontanny, która zdecydowanie przyciągała spojrzenie. Kiedy już do niej doszliśmy, znów wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w ich stronę, ponownie szczerząc się jak idiotka.
– W tym miejscu zmieści się wszystko, czego będziecie potrzebować. Ołtarz może znajdować się tuż przy fontannie, a krzesła dla gości rozmieścilibyśmy po przeciwnych stronach ścieżki.
– Co o tym myślisz?
Nora spojrzała na Vincenta, ale on patrzył tylko na mnie, co utrudniało mi udawanie, że wszystko jest w porządku.
– Może być – burknął pod nosem.
– Jeśli nie jesteś przekonany, możemy szukać dalej – ciągnęła Nora. – Z pewnością jest wiele innych ciekawych miejsc. Ale nie jestem pewna, czy uda mi się zobaczyć je wszystkie, ojciec raczej nie pozwoli mi przyjeżdżać do Nowego Jorku tak często przed ślubem.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANA
RomanceVincent Blakemore wydawał się być przykładnym synem swojego ojca. Lata temu odsunął się od rodzeństwa, by przygotowywać się do objęcia władzy, gdy nadejdzie czas. Nie widział w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie. Był przekonany, że on jako jedyny w...