Rozdział czterdziesty drugi

9.5K 504 80
                                    

Maddy

Wieczorem byliśmy już w domu Vincenta. Niestety nie było mi dane cieszyć się mężem w samotności, bo dołączyło do nas całe jego rodzeństwo z wyjątkiem Daviny i Ashtona. Moja mama wróciła do siebie, choć prosiłam ją, by została jeszcze z nami. Ona jednak nie dała się przekonać. Vincent zapewnił mnie, że nic jej nie grozi, ale ja i tak czułam niepokój. Wszystko, co się działo, było tak nieprawdopodobne, że nie mogłam skreślić żadnego ze scenariuszy, a w mojej głowie było ich wiele.

– Mamy kilka elementów układanki, a potrzebujemy ich znacznie więcej, by w ogóle zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje – stwierdził nieco wzburzony Jacob.

Spojrzałam najpierw na niego, później na resztę. Wszyscy byli spięci i poddenerwowani. Ten brak pewności jutra zjadł każdego od środka. Musieliśmy działać, ale nikt nie wiedział, co powinniśmy zrobić.

– Ojciec obserwuje nas wszystkich. Teraz z pewnością chce wiedzieć co robimy, gdzie jesteśmy i z kim się widujemy. Ma paranoje, więc musimy uważać. Jeśli stwierdzi, że zastanawiamy się, jak go zabić, załatwi nas pierwszy – powiedział Vincent.

– Masz rację. Musimy być ostrożni – przyznał Richie. – Ale nie możemy czekać bezczynnie.

– Powinniśmy go po prostu zabić – wysyczała Katherinie. – Wiecie, że mam rację.

– Nie. To nie jest rozwiązanie – odparł Jacob. – Pomyśl, co mogłoby stać się później. A jeśli w jakiś sposób się zabezpieczył? Albo robi coś, co po jego śmierci będzie naszym gwoździem do trumny? Dopóki nie dowiemy się, co takiego się dzieje, będziemy tylko obserwować.

– Czyli czekają nas kolejne miesiące, a może lata udręki – wysyczała Kat.

– Nie mamy innego wyjścia. Coś tu nie gra i wydaje mi się, że kluczem do całej zagadki jest Killian – odparł poważnie Richie.

– Jak to Killian? Mówiliście, że stary Daniels robi go w chuja tak samo jak nas – powiedziała zaskoczona kobieta.

– Co nie oznacza, że jest bezużyteczny.

– A więc musimy się do niego zbliżyć?

– Możemy próbować.

Znów niewiele rozumiałam. Jednak jednego byłam pewna. Blakemore szykował zemstę. Nie bałam się już. Wiedziałam, że gdyby miał nas zabić, zrobiłby to w dniu ślubu. Co więc planował? A może nic? Może coś było ważniejsze?

– Zajmę się tym.

Wszyscy w tej samej chwili popatrzyliśmy na Katherine. Chyba żaden z jej braci nie był zadowolony z pomysłu. Odruchowo spojrzałam na Cartera, który poczerwieniał na słowa kobiety. Wydawało mi się, że chciał coś powiedzieć, ale Jacob powstrzymał go od tego gestem ręki, po czym sam zabrał głos.

– Nie wiemy kim są i do czego tak naprawdę są zdolni. Nie będziesz się w to mieszać.

– Chyba coś ci się pomyliło, braciszku. Żaden z was tu nie rządzi, a nawet jeśli by tak było, miałabym to w dupie. Zbyt często mnie odsuwacie, żebym teraz w ogóle zastanowiła się, czy to dobry pomysł. Zrobię to.

– Żartujesz? – wysyczał Carter.

– Czy wyglądam na osobę, która żartuje?

– Najpierw ustalimy, czy to dobry pomysł – głos zabrał Alexander. – Nie działamy pochopnie. Jeśli nie znajdziemy lepszego wyjścia, Kat będzie mogła się wykazać.

Katherine wyglądała na zadowoloną, w przeciwieństwie do reszty. Również uważałam, że to głupi pomysł, ale rozumiałam ją. Tyle razy była wykluczana, że w końcu postanowiła postawić na swoim. Dobrze, że nie chodziło o nic, za co mogła zapłacić własnym życiem. Chociaż z drugiej strony z tą rodziną śmierć wydaje się iść w parze. Wszystko wskazywało na to, że czeka nas jeszcze wiele problemów, na które musieliśmy się przygotować.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz