Rozdział jedenasty

6.1K 479 14
                                    


Vincent

Nawet przez jedną krótką sekundę nie pomyślałem, że zrobiłem błąd. Widząc, jak Alexander dotyka Madd, coś we mnie pękało. Aż w końcu pękło. Kiedy wyszła do łazienki, a Alex powiedział, że ma zamiar zabrać ją do siebie, miałem ochotę się na niego rzucić. Niewiele brakowało, żebym to zrobił. Chyba wtedy zrozumiałem, że muszę ją mieć. Nic więcej nie miało znaczenia. Po raz pierwszy zrobiłem coś, co mogło przynieść poważne konsekwencje. Nawet na tym mi nie zależało.

– Jesteś pewien? – Mad zapytała, gdy wsiedliśmy do samochodu.

Spojrzałem na nią, zanim odpaliłem silnik. Niczego nigdy nie byłem tak pewny, jak tego, że chcę ją mieć.

– Nie musisz martwić się o to, że się wycofam. Podjąłem decyzję.

– Nie dziw mi się. Przyzwyczaiłam się do tego, że uciekasz.

– Po prostu mi zaufaj, Mad. Możesz to zrobić?

Widziałem niepewność w jej oczach, ale w końcu kiwnęła głową w geście zgody. Wtedy obiecałem sobie, że nie zawiodę jej zaufania. Nie mogłem tchórzyć, bo była jedyną kobietą, która mnie fascynowała. Właśnie dlatego chciałem o niej zapomnieć po naszym pierwszym spotkaniu. Nawet mi się to udało, z każdym miesiącem było łatwiej. Jednak gdy znów pojawiła się w moim życiu... to już nie było takie proste. Żałowałem, że wtedy niczego nie zrobiłem. Może moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej? Wcale nie byłem z niego zadowolony, choć robiłem wszystko, by z boku tak to właśnie wyglądało. Następca potężnego rodu Blakemore... Oczywiście, że zależało mi na tym, ale w końcu zrozumiałem, że nie to jest najważniejsze. Maddy otworzyła mi oczy i pokazała, że najważniejsze jest żyć w zgodzie z samym sobą. I kto wie, może mogłaby mnie tego nauczyć. Gdyby tylko chciała. Gdybym tylko dał radę...

Gdy weszliśmy do jej mieszkania, po raz pierwszy pozwoliłem sobie na zrobienie tego, co chciałem zrobić. Nie myślałem, po prostu działałem. W tamtej chwili nie różniłem się od braci zupełnie niczym i nawet mi to nie przeszkadzało. Pocałowałem ją, tak, jakby od tego zależało nasze życie. Czując jej usta na swoich miałem wrażenie, że posiadam już wszystko. Jednak chciałem więcej, potrzebowałem tego. Potrzebowałem jej.

– Gdzie jest sypialnia? – zapytałem między pocałunkami.

Mad wskazała dłonią drzwi, obok których się znajdowaliśmy. Nie odrywając od siebie warg, weszliśmy do środka. Wziąłem ją na ręce, po czym położyłem na łóżku. Ukląkłem przed nią, wyprostowałem się i zrzuciłem marynarkę. Później zacząłem rozpinać koszulę, ani na moment nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Na samą myśl o tym, co miało się za chwilę wydarzyć, wszystko we mnie płonęło.

Kiedy pozbyłem się swoich ubrań, zawisłem nad Maddy i wsunąłem dłonie pod materiał jej sukienki. Złapałem za majtki, które wolno z niej ściągnąłem. Znęcałem się sam nad sobą, przeciągając wszystko, chociaż chciałem jak najszybciej zrobić to, na co miałem tak wielką ochotę. Ona jednak zasługiwała na chwilę uwagi, którą zamierzałem jej dać. Nie byłem przecież zwierzęciem, potrafiłem nad sobą zapanować. Przynajmniej w tamtej chwili. Podwinąłem sukienkę do góry, po czym rozłożyłem szeroko nogi Mad, chowając głowę między nimi. Przejechałem językiem po wewnętrznej stronie jej uda, wsłuchując się w cichy jęk, który sprawiał, że coraz gorzej radziłem sobie z kontrolą. Oddychała głośno, gdy kreśliłem językiem kółka na jej łechtaczce. Wiedziałem, że dzielą mnie zaledwie sekundy od stracenia kontroli nad sobą. To było nieuniknione. Zbyt mocno na mnie działała, bym mógł dalej walczyć.

Uniosłem się i złapałem ją za uda, przyciągając ją jeszcze bliżej w swoim kierunku. Ułożyłem dłonie po obu stronach jej głowy i patrząc w jej oczy, wolno w nią wszedłem. Odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie cichy pomruk. Patrzyłem na nią, pchając biodrami coraz szybciej. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że zapomniałem o prezerwatywie. Wysunąłem się z niej, by sięgnąć po spodnie.

– Co robisz? Coś nie tak? – zapytała zmieszana.

– Nic. Muszę znaleźć prezerwatywę.

– Spokojnie, biorę tabletki.

Ulżyło mi na jej słowa. Wróciłem i ponownie w nią wszedłem. Gdy znowu odchyliła głowę, schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. Całowałem ją i zasysałem, wsłuchując się w cichy jęk kobiety.

– Nie przestawaj, proszę – wydyszała, zaciskając uda na moich biodrach.

Odchyliłem się, by patrzeć na jej twarz, gdy dochodziła, a widok ten był dla mnie niesamowity. Zanim się zorientowałem, było już za późno na przedłużenie wszystkiego, choć właśnie to miałem w planie. Szczytowałem zaraz po niej, czując się tak, jak nigdy wcześniej.

Opadłem na materacu obok niej, a wtedy Maddy odwróciła głowę w moją stronę.

– Zostaniesz?

Zastanowiłem się przez chwilę. Tym razem nie myślałem o tym, co powinienem zrobić, bo przecież przestałem kierować się rozumem. Jednak miałem na uwadze, że ojciec będzie chciał wiedzieć, gdzie zniknąłem na noc. Ostatnio miał paranoję i szukał we wszystkich zdrajców. Czy to jednak oznaczało, że musiałem wracać do domu? Absolutnie.

– Oczywiście.

Mad uśmiechnęła się, po czym zeszła z łóżka.

– Muszę wziąć prysznic. Jeśli chcesz, możesz dołączyć.

Nie miałem zamiaru odmawiać. To, co robiła ze mną ta kobieta, było na swój sposób przerażające. Czułem, że każdy kolejny dzień z nią prowadzi mnie w coraz większe kłopoty. W jakimś sensie bałem się tego, co się stanie, gdy nadejdzie dzień, którego się obawiałem. Pozostało mi mieć nadzieję, że do tego czasu odzyskam dawno uśpioną część siebie, o której zdążyłem już zapomnieć. Tylko z nią mógłbym walczyć o swoje marzenia.

Dołączyłem do Maddy, gdy już brała prysznic. Stanąłem za nią, sunąc dłońmi po mokrej skórze kobiety. Nagle odwróciła się do mnie i spojrzała tak, że na ten widok od razu się spiąłem.

– Nie uciekniesz? – zapytała pełna obaw.

– Nie mam zamiaru.

– A twoja narzeczona?

To był problem, którego jeszcze nie potrafiłem rozwiązać.

– Coś wymyślę.

– To nie zapowiada się dobrze. Jeśli chcesz coś wymyśleć, oznacza to, że nie masz pojęcia co robić. Nie będę tą drugą, Vin.

– Nie zamierzam stawiać cię w takiej sytuacji. Masz rację, nie wiem, co robić, bo wszystko zabrnęło za daleko. Jednak nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie chciał zaryzykować. Musisz dać mi tylko czas. Nie mogę wrócić do domu i oznajmić ojcu, że nie chcę się żenić.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie takie proste. Po prostu chcę wiedzieć, że ci zależy.

– Masz jeszcze wątpliwości?

– Nie wiem. Po prostu jesteś... skomplikowany.

– Skomplikowany? – Uniosłem kącik ust.

Wiedziałem, że nie to chciała powiedzieć. Zdawałem sobie sprawę z tego, że z boku wyglądam na gbura, a według mojego rodzeństwa nie mam własnego zdania. Może i mieli rację, a ja po raz pierwszy w życiu tak na to spojrzałem.

– Wiesz, o co mi chodzi.

– Wiem, Mad. Dziś o tym nie myślmy. Dobrze?

W odpowiedzi kiwnęła głową, choć wyglądała na mało przekonaną. Nie chciałem ciągnąć tej rozmowy, bo zaczynałem zbyt intensywnie myśleć, a w tamtej chwili nie powinienem tego robić.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz