Rozdział trzydziesty szósty

5.2K 451 50
                                    


Maddy

Katherine szalała. Byłam zaskoczona, że próbuje to ukryć, bo zwykle nie owijała w bawełnę. Tym razem było jednak inaczej. Wiedziałam, że nie podoba jej się rola, którą dostała. W jakimś sensie nawet się jej nie dziwiłam. Miała prawo czuć się odrzucona, mimo że w tym wszystkim chodziło o jej dobro i bezpieczeństwo. I tak oto została z nami. Avery zdążyła już przyzwyczaić się do jej wybuchowego nastroju, poza tym wyglądało na to, że się przyjaźniły. Jednak Lexi... Gdy stanęła w progu domu, do którego przywiozła nas Kat, cóż, na moment zrobiło się dość niebezpiecznie. Niewiele wiedziałam o tej dziewczynie. Była jeszcze dzieckiem. Chociaż sama się bałam, widziałam, że ona boi się bardziej.

– Potrzebujesz czegoś? – zapytałam dziewczyny, starając się nawet uśmiechnąć.

Uniosła wzrok i spojrzała na mnie z miną zbitego psa. Naprawdę było mi jej szkoda. Katherine wyszła, a Avery zajęta była wpatrywaniem się w okno. Lexi siedziała na fotelu, z podkulonymi nogami i wyglądało na to, że nie tylko obecna sytuacja ją przerasta.

– Nie – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

– Wiem, że się boisz, ale wszystko będzie dobrze.

– Dobrze? – Uśmiechnęła się ponuro. – Ile o mnie wiesz?

– Cóż... ja... – wymamrotałam zmieszana.

– Nie jestem przestraszonym dzieckiem. Moi rodzice zostali zamordowani na moich oczach, a później wujek wysłał mnie do domu Setha, który traktuje mnie jak zło konieczne. Nikt mnie nie chce i wszyscy czekają tylko, aż się mnie pozbędą. Nie obchodzi mnie, co dzieje się teraz. Tak naprawdę mogłabym zginąć.

Powiedzieć, że mnie zaskoczyła, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczyma i nie potrafiłam wyobrazić sobie, co musiała czuć. Moi rodzicie żyli. Nie razem, bo rozwód wzięli wiele lat temu, ale jednak żyli. Na samą myśl o tym, że musiałabym przejść przez to, co Lexi, robiło mi się słabo.

– Bardzo mi przykro – wydukałam.

– Niepotrzebnie. Wiem, że nie należysz do tej rodziny jak Avery. Wielu rzeczy nie rozumiecie.

– Pewnie masz rację.

– Wiesz może, gdzie mam pokój?

Nie wiedziałam. Nie miałam nawet pojęcia gdzie w ogóle jesteśmy.

– Zaczekaj chwilę.

Wyszłam z salonu, by znaleźć Katherine. Była w kuchni. Siedziała na blacie wyspy i piła koniak z butelki. Spojrzała na mnie przez ramię, po czym wróciła do wpatrywania się przed siebie. Podeszłam do niej, zatrzymałam się naprzeciwko i wzięłam od niej butelkę. Upiłam duży łyk, po czym oddałam alkohol Kat.

– Jesteś w kiepskim stanie – stwierdziłam zmartwiona.

– Nie zaprzeczę. Wkurwia mnie to, że zawsze jestem wykluczana. Strzelam lepiej od większości moich braci, a nożem posługuję się niewiele gorzej niż Richie. A mimo wszystko odsuwają mnie za każdym razem.

– Pomyślałaś, że się o ciebie martwią?

– Jasne – parsknęła. – Nie wierzą, że dałabym sobie radę.

– Myślę, że źle na to patrzysz. Jesteś ich siostrą, dbają o ciebie. Mimo że wasza rodzina jest skomplikowana, sama przyznasz, że jesteście w stanie oddać za siebie życie.

Katherine zmieniła nieco minę. Wyglądało na to, że zaczęła rozważać realność moich słów. Sama byłam ich pewna.

– Nawet jeśli masz rację, nie zmienia to faktu, że jestem wkurwiona.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz