Rozdział 15

2.5K 87 7
                                    

Kalia

Ares spoglądał na mnie badawczo jakby oczekiwał jasnej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Nie miałam przed nim czego ukryć więc odchrząknęłam i skinęłam głową.

- Tak, wylatuje do Włoch po tym jak skończę szkołę.

Przez jego twarz mógł przelecieć cień zawodu, zapewne liczył, że placówka to moja odskocznia od pracy w kwiaciarni, gdzie w dalszym ciągu spędzałam wolny czas w weekendy, a potem...a potem nie będę robił kompletnie nic. To do mnie nie pasowało.

- Myślałem o tym...- odparł blondyn zarzucając czerwoną bluzę na moje plecy - Widziałem jak drgasz - wytłumaczył się od razu.

- Dzięki - zarumieniona pociągnęłam za poły nasuwając materiał bardziej na swoje ramiona. Odgarnęłam lecące na boki włosy i zaciągnęłam się mimowolnie zapachem. Dość obcy mi od tych z którymi miałam do czynienia. Mieszanka drzewa sandałowego, z nieznanym kwiatem.

Nie wiedziałam dlaczego, ale z oddali można było wyczuć od niego nutkę Amerykańskiego bytu. Nie zachowywał się tak odpowiedzialnie jak nasi mieszkańcy, oraz nosił się jak zwyczajny nastolatek, w drogich ciuchach. To nie było tutaj zwyczajne.

Dzieci, nastolatkowie cieszyli się z nowych ciuchów gdy do pobliskiego sklepu przysłano paczki statkami, nie mieliśmy tak idealnego dostępu do jakiś centrum handlowych czy normalnych sieciówek.

- Wracając - dłońmi przejechał po materiale szarych dresów - Planowałem również skorzystać ze stypendium które oferuje nasza szkoła, ale nie miałem motywacji...

- Nie miałeś? - zaskoczona uniosłam brew i upiłam łyk ponczu.

- Teraz mam - uśmiechnął się zalotnie - Znajomość z tobą, nie będę ukrywał. Polubiłem cię i to dość mocno, nie chcę zrywać coś co ma przyszłość z powodu wyjazdu na inne uczelnie. Równie dobrze jeśli nam nie wyjdzie w Mediolanie, przeniesiemy się do Los Angeles - wzruszył ramionami.

- Wybiegasz chyba za bardzo w przyszłość, Ares. Może i będziemy kiedyś przyjaciółmi, to nie widzę problemu w tym by utrzymać kontakt przez internet.

- Może nie znasz takich relacji, ale znajomość na odległość po czasie się sypie. Jeśli zaczyna mi na kimś zależeć wolę mieć tego kogoś obok. Wiesz...zawsze trafi się jakiś kolec który ukłuje w najmniej odpowiednim momencie.

- Masz coś szczególnego na myśli?

Nie mogłam ukryć tego, że zaciekawiło mnie to co mówił. Mimo swojej głupoty, Ares czasami dawał dość dobre przykłady przenośni i tym lekko mnie fascynował. Wiedziałam, że w środku kryje się nawet mądra głowa interesu i kiedyś...wyjdzie na dobre.

- W Los Angeles zostawiłem przyjaciela który przez kontuzje nie mógł wylecieć tu ze mną. Utrzymywaliśmy nierozłączny kontakt przez pierwsze kilka miesięcy, potem gdy wrócił do sprawności odciął się i znalazł sobie nową dziewczynę która jak się okazało też nie jest święta - prychnął pociągając nosem - Wiesz...naprawdę chciałbym by z tego coś wyszło, jesteś piękna, mądra...jesteś moim ideałem - przysunął się bliżej mnie kładąc zimną dłoń na moim policzku.

Skierował nasze spojrzenia ku sobie przez co uchyliłam lekko wargi. Chłopak był naprawdę cholernie pociągający, i nie zareagowałam nawet gdy jego usta musnęły moje.

Ułożyłam wygodnie ręce na silnych barkach i oddałam pierwszy pocałunek. Nie robił tego nachalnie, wręcz przeciwnie. Zdawał się być jak najbardziej delikatny by tylko nie posunąć się do czegoś co mogłoby mnie wystraszyć.

Widząc jednak, że nie miałam nic przeciwko temu, iż mnie całował delikatnie pochylił moje ciało na piasek. Moje włosy opadły kaskadami na ziarenka, a on zawisł nade mną i pogłębił nasze intymne zbliżenie.

Może po prostu potrzebowałam bliższego kontaktu z kimś kto nie był moją babcią. Po odejściu ojca nie miałam do siebie pretensji, byłam wściekła tylko na niego, że rzucił wszystko i udał się w nieznane.

Miałam lekką obawę, że ponownie się pogubi i całkowicie sam, w innym kraju popadnie w gorszy nałóg niż alkohol.

Ares przerwał nasz pocałunek czym przywrócił mnie do zdrowego myślenia. Uchyliłam powieki natrafiając na ciepłe spojrzenie niebieskich oczu. Kciukiem odsunął mój zbłąkany pukiel i uśmiechnął się.

- Wspólny Mediolan będzie chyba bardzo dobrym pomysłem - odparł nie przerywając naszej batalii wzroku.

- Nie chcę żebyś rezygnował z siebie na rzecz czegoś, co może...może nie wypalić - mój głos przypomniał szept, nie mogłam wydobyć z siebie normalnego tembru.

- Dlaczego spisujesz to od razu na straty? Jeśli nie dasz mi szansy nie zobaczysz mojej drugiej strony.

Może i miał rację, oceniłam go zbyt pochopnie ale miałam prawo. Zachowywał się jak zadufany gnojek. Opowiadał tylko o tym jakim on nie jest cudownym sportowcem, oraz ile to czasu nie spędzał pośród fal. Wniosek nasunął mi się sam.

- Chcesz bym dała ci szansę? Może doprecyzuj - zaczęłam się z nim drażnić.

Parsknął śmiechem i uniósł się na kolana, zerknął za siebie po czym pobiegł w kierunku morza.

- Chodź do mnie! - krzyknął, szum zagłuszył to ale dało się w całości zrozumieć, iż wołał mnie.

- Nie!

- Chodź, pokażę ci coś!

Skanowałam jak sprawnym ruchem zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją na piasek. Pokręciłam głową i mozolnie udałam się do narzuconego celu.

- Jeśli dasz mi szansę, przez następny rok, gdy będziemy się tu uczyć zrezygnuje ze wszystkiego co ci przeszkadza, okej?

Jego wypowiedź mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się tego, że będzie aż w takim amoku i zrzeknie się dryfowania między taflą wody.

- Nie, nie, nie! Ares tak nie możemy, jeśli chcesz by nam wyszło musisz być sobą, a nie kimś kto będzie moim ideałem. Takiej osoby nie ma - wyznałam całkiem szczerze.

- Ale...

- Jeśli ma z tego coś wyjść, bądź sobą. Tylko tyle. Jeśli będziesz robił coś czego nie chcesz, zacznie cię to przytłaczać, a nie chcę byś widział we mnie wroga przez to, że zrezygnowałeś z tego co kochasz, dla...dla mnie.

- Boże, jesteś taka idealna - wziął głęboki wdech i podszedł bliżej. Między moje stopy dostały się krople wody.

- Przestań - uśmiechnęłam się niezręcznie.

- Pójdziemy na pina coladę? - uniósł brew zalotnie splatając nasze palce razem - Wiesz, że mój trener to istny mistrz robienia drinków.

- Dobrze, ale wiesz, że jutro musimy być z samego rana w szkole, mamy do zaliczenia kilka testów - przytuliłam się do silnego ramienia złocistego i ruszyliśmy ścieżką przed siebie.

- Wiem, wiem...jeden drink nam nie zaszkodzi - zapewnił przyciągając mnie mocniej do siebie.

Gdy mijaliśmy sąsiedni do mojego domu budynek.

Przez chwilę zapomniałam, że mieszkał tam ktoś kto przez kilka dni lekko namieszał w mojej głowie. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz