Kalia
Jakiś czas później...
Mediolan był piękny, a możliwość posiadania osoby bliskiej mi tuż obok przyprawiała mnie o szeroki uśmiech. Zerknęłam na Aresa który wnosił kartony do naszego, nowego mieszkania. Ziewnęłam i odsunęłam beżowe zasłony by mieć widok na samo centrum. Przylot tam był najlepszą decyzją w życiu.
- Kochanie! - zaświergotał podchodząc do mnie bliżej. Ułożył dłonie na moich biodrach i obrócił w swoją stronę. Pisnęłam śmiejąc się szczerze, i położyłam rękę na umięśnionej piersi - Podoba ci się? - cmoknął mnie w czoło.
- Mhm. Bardzo - wyszeptałam przymykając powieki - Mam ochotę już wyjść, zwiedzać ale moje nogi są jak gąbki - prychnęłam.
- Sam padam. To może wspólny prysznic, a potem....a potem ochrzcimy nowe łóżko?
Potarłam kciukiem zarośnięty policzek partnera i wywróciłam oczami.
- Ochrzcimy łóżko? - pokręciłam rozbawiona głową - Oj, Ares, Ares...- westchnęłam.
- No, co? - udał oburzenie - Chcę kochać się ze swoją narzeczoną, czy to coś złego? - przejechał nosem po mojej szyi.
Na stwierdzenie: narzeczona poczułam jak mój żołądek kurczy się do minimalnych rozmiarów. Podjęłam dość pochopnie decyzję mówiąc mu: Tak. On chyba również tego dobrze nie przemyślał, ale...skoro mi na nim zależało, to chyba nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, powinnam cieszyć się tym co mam. Tym, że mam obok siebie kogoś kto mnie kocha i oddałby za mnie wszystko.
Przynajmniej miałam taką nadzieję.
Wzięłam głęboki wdech i odsunęłam go delikatnie od siebie. Otarłam kącik ust koniuszkiem palca i powędrowałam w stronę nowoczesnej kuchni, która znajdowała się w naszym mieszkaniu.
Powlókł się za mną. Gdy uchyliłam pierwszą szafkę stanął za mną, a dłońmi pogładził pośladki które wypięte chyba wpatrywały się w niego, odczytał to jako zaproszenie.
- Ares! - skarciłam go - Powiedziałam. Nie. Jestem zmęczona.
- Ale zawsze tak jest. Podczas naszego związku kochaliśmy się tylko kilka razy, i to zawsze w momencie gdy wypiłaś butelkę wina.
To wyglądało jakby zarzucał mi to, że w dalszym ciągu miałam dziwną blokadę przed kontaktem fizycznym z facetami. Nie było to moją winą, że nie potrafiłam poczuć się przy nim, sobą, w pełni. Kochając się jak on to ujął, miałam wrażenie, że pchał swojego penisa nie przejmując się moją rozkoszą, której było brak.
- Ares, proszę...
- Jestem zmęczony - odparł beznamiętnie - Idę się umyć.
Patrzyłam zadręczając się na oddalającą się sylwetkę narzeczonego. Kiedy zniknął za drzwiami nowej sypialni przetarłam twarz dłońmi i opadłam na wysokie krzesło przy wyspie kuchennej.
Czar prysł!
Cała moja radość uleciała w momencie konfrontacji z Aresem. Tak naprawdę seks to jedyny punkt naszego związku który oparty jest na ciągłych kłótniach. Plułam sobie w brodę, bo to moją winą był fakt, iż czując pocałunki na ciele wyobrażałam sobie kompletnie innego faceta przed sobą. Z hipnotyzującymi, zielonymi oczami, oraz ciemnymi jak smoła włosami.
Pieprzony Carter prześladował mnie w myślach nawet podczas tak intymnego czynu. Było to popieprzone. Miałam do czynienia z nim tylko kilka dni, i to prawie dwa lata temu...jednak dalej nie mogłam wyrzucić sobie z głowy tego wysportowanego ciała, oraz zalotnych słów.
Zagryzłam wargę na skutek dziwnych doznań swojego ciała. Pokręciłam głową i odgarnęłam brązowe loki do tyłu. Musiałam napić się zimnej wody by ostudzić dziwne podniecenie którego nie doznawałam nawet przy Aresie.
- O kurwa - wymsknęło mi się przywołując wspomnieniami stwierdzenia na temat Cartera. Włochy, gorący Włoch...modliłam się w duchu by okazał się zamieszkiwać inne tereny niż okolice Mediolanu. Z resztą nawet jeśli...co mi do tego?
Był moim piekielnie przystojnym sąsiadem przez kilka dni, poza tym posiadałam narzeczonego. Musiałam jakoś przestać krążyć myślami do bruneta, a skupić się na tym co miałam i zacząć leczyć swoją relację z Aresem.
Zarumieniona weszłam po cichu do sypialni i z nadzieją napotkania blondyna w łazience rozebrałam się. Naga uchyliłam szklane drzwi widząc w odbiciu lustra pośladki chłopaka poczułam ulgę. Szum wody zagłuszał moje ruchy przez co wchodząc pod prysznic musiałam dotknąć jego pleców by zwrócił na mnie uwagę. Obrócił się powoli. Zaskoczony uformował swoje usta w szeroki uśmiech. Zilustrował moje ciało, a ja zerknęłam do dołu. Był podniecony i to jak cholera.
Drżącą dłonią kreśliłam szlaczki na dolnej partii V, starałam się wyglądać jak uwodząca kocica bez uszu i wijącego się za mną ogona. Stanęłam na palcach chcąc dosięgnąć do jego karku, przysunęłam blisko siebie i złączyłam delikatnie wargi licząc, że pozwoli mi przez chwilę dominować. Tak się niestety nie stało.
Łapczywie przywarł moje plecy do zimnych płytek, przez to zderzenie całe ciało pokryło się gęsią skórką. Gorąca para otulała szerokie ramiona Aresa, w momencie gdy zjechał pocałunkami niżej. Zamknęłam oczy z powodu chwilowej rozkoszy ale nie oddałam się pieszczotom już wtedy kiedy przed oczami stanął mi obraz Cartera zdejmującego koszulkę.
Boże. Na samo wspomnienie pulsowałam potwornie tam na dole, i najgorsze było chyba to, że Ares sądził, iż to przez niego. Może lepiej było jak tak sądził. Nie chciałam go zranić, no na litość...poświęcił dla mnie swoją przyszłość i wybrał nudną ekonomię zamiast fal na Santa Monica.
- Kochanie, ależ mokra jesteś, i to nie chodzi mi o krople wody osadzone na twoich cudownych piersiach - zagryzł sutek zębami ciągnąc go do góry.
Syknęłam łapiąc kurczowo za jego kręcone końce włosów.
- Ares - udało mi się udać przeciągłe jęknięcie zamiast krzyku bólu gdy nakierował swojego członka bez niczego na moje wejście.
- Tak, kochanie, tak mi mów...
Wbił się we mnie sam głośno wzdychając. Nie był wolny wręcz przeciwnie gnał jakby chciał pozbyć się czegoś w sobie, jakiejś udręki. Wiedziałam, że o to musiałam zapytać, ale później...
***
Uchyliłam powieki napotykając na srogie światło lampki. Uniosłam się na łokciach by zdiagnozować co robił mój narzeczony. Kucał przed kartonem i rozpakowywał wszystko do ostatnich wolnych szafek.
- Skarbie...- mój zaspany głos rozbrzmiał w czterech ścianach.
Uśmiechnął się przez ramię i kontynuował dalsze układanie ciuchów do komody. Uniosłam wysoko ręce chcąc rozbudzić się by mu pomóc.
- Wyspałaś się? - zagadał.
- Hm...raczej tak - w końcu odpowiedziałam szczerze - A ty? - oparłam się o łokieć i wpatrywałam się w umięśnione plecy.
- Również, może chcesz kolację? Jest dość wcześnie w Mediolanie, więc...
- Tak, ale zrobię ją sama - zeszłam z łóżka naciągając na swoje nagie pośladki spodenki, oraz top na górę. Spięłam pokręcone włosy w luźny kok i zgarnęłam telefon.
Znalazłam się w kuchni gdzie zaczęłam oswajać się z faktem, że naprawdę tam już będę mieszkać na dobre, z Aresem.
Jednak natrafiłam na pewną anegdotę. Ares był jakkolwiek to brzmi ułożonym chłopakiem który nie bajerował nikogo, i nie był popieprzonym gnojkiem którego nie znosiłam. Zaś Carter był jego przeciwieństwem. I chyba właśnie ten drugi typ mnie bardziej kręcił...
***
Lubicie Aresa?
CZYTASZ
La mia speranza |18+
Любовные романыPierwsza część nowej serii: Le nastre speranze. Przebrnęliśmy przez perypetie starszych z rodu Garcia. Czas przyszedł i na nich. Santiano Ranches Garcia to chłopak który mimo swojego młodego wieku już nie raz stał nad przepaścią. Jak to określał: "...