Rozdział 21

2.3K 91 1
                                    


Santiano


Usiadłem przy okrągłym stole i wpatrywałem się w każdego kto również to zrobił. W podziemiu znajdował się każdy mężczyzna należący do mojej rodziny, również i członkowie naszego kartelu. Złożyłem dłonie w piramidkę i czekałem aż spotkanie od którego zależało dużo się rozpocznie.

Nie potrafiłem jednak na tyle się skupić, by zdiagnozować nawet kiedy ojciec powstał. Myślałem dalej o... o Kalii. To spotkanie było nad wyraz nieplanowane, i sądziłem, że kobieta która miała stać się moim celem dwa lata temu na małej wyspie Hawajskiej nigdy więcej nie stanie na mojej drodze.

Myliłem się, powstała jak feniks z popiołu, mając bagaż w postaci jakiegoś przydupasa, nie żeby mnie to obchodziło, ale ten blondas działał mi na nerwy już kiedy podszedł niemal od razu i nie dał mi porozmawiać brunetką, która była cholernie piękna w dalszym ciągu.

- Młody! - wuj Fabiano siedzący tuż obok uderzył mnie lekko łokciem w bark - Skup się, to ważne - warknął przez zaciśnięte zęby.

Poprawiłem się na krześle i skupiłem na ojcu który mając pokerowy wyraz twarzy zagłębiał facetów w motyw wywołanej wojny przez "córkę" Hurgona. Nie każdy potrafił uwierzyć w informację, że takową posiadał. Najgorzej chyba zareagował wuj Liam, który na dźwięk tego nazwiska zacisnął dłoń na szklance tak mocno, że szkło pękło, a on został poraniony.

Dziadek przerzucał spojrzenie to na mnie, to na Nico czy Octavio. Marco zapatrzony w telefon siedział na samym końcu. Najwidoczniej dla niego nie było ważne to jakie zamiary posiada nasz wróg. Byłem pewny, że się kiedyś doigra.

Poluzowałem krawat i przekartkowałem dokumenty w których były umowy z odbiorcami naszych przemytów. Dla dowodu, w razie czego wyjąłem tę którą faktycznie zawarliśmy, ale nie z Indianą. Z tego co wiedzieliśmy Alexa posiadała na papierze datę która odpowiadała zawarciu umowy z sojusznikiem.

- Nie przejmujmy się nią - Treyvon Garcia, głowa rodu zabrała głos - Jeśli będzie skakać tak samo jak jej ojciec prędzej czy później sama spuści na siebie wiadro zimnej wody - laskę uniósł wskazując na ojca - A ty, Mosculio za zadanie masz ją sprowokować, tylko pamiętaj...wszystko powoli.

- Nie może nam zrobić kompletnie nic, przez to, że atakując nas na swoje małe terytorium zapoda wiele bomb. Choćby wykona jeden strzał na naszych ziemiach dopadniemy ją - wuj Michael zapewnił będąc chyba jako jedyny rozluźniony. Co do jego wypowiedzi... miał rację. Dziewczyna zaczynając z nami batalię od razu była na straconej pozycji. Jednak nie mogliśmy całkowicie jej zignorować.

- A wiecie co mi się zdaje? - stryj Fabiano parsknął - Ona nie ma zielonego pojęcia nawet o tym gdzie ma granice terytorium Hurgona. Nie wie kompletnie nic, i dzięki temu łatwo będzie ją wyrolować - pstryknął palcami.

- Oby tak było - papa westchnął.

***

Oblizałem usta widząc kobietę wijącą się przede mną. Musiałem się wyładować i pominąłem nawet fakt, że nie posiadała rosłego tyłka. Piersi chyba miały zaślepić rzeczywistość.

Złapałem za jej łokieć i pociągnąłem tak, że opadła klatką piersiową na moje kolana. Kciukiem przejechałem po pulchnych wargach rudowłosej wsuwając koniuszek do środka. Posłusznie zaczęła go ssać siląc się na uwodzicielski wzrok. Głową zaczęła wykonywać powolne ruchy jakby to palec już był dla niej całkowitym wybawieniem.

Drugą dłoń położyłem na pośladku i wykonałem dość mocne uderzenie. Z palcem w buzi jęknęła przeciągle zatrzymując swoje ruchy.

- Ssij - rozkazałem surowo - Na co czekasz?

Opuściła wzrok zaciskając swoje ręce na moich udach. Widziałem, że starała się ze wszystkich sił mnie rozpalić, ale...nie udało się jej to. Mój penis nawet nie drgnął. Kobieta nie pociągała mnie jak powinna i to był największy problem.

- Rozsuń mi spodnie - wyjąłem koniuszek palca z jej ust i zamknąłem powieki. Poczułem ciepłe wargi na swoich bokserkach, gdy zaczęła całować moją męskość przez materiał - Nie baw się, tylko rób to za co ci płacę!

Minęło kilka sekund a mój członek znalazł się w jej gardle. Zacisnąłem dłoń na kręconych włosach i docisnąłem do samego końca. Krztusiła się, a ślina spływała po jej brodzie.

- Młody!

Nim zareagowałem drzwi od loży się otworzyły a w nich stanęła, kurwa moja siostra. Odepchnąłem gwałtownie prostytutkę i zacząłem zapinać spodnie. Ruda oblizała usta leżąc na okrągłym, czerwonym dywanie.

- Spierdalaj stąd, szmato! - Ariel nie wytrzymała i dysząc jak wściekłe zwierzę wygoniła kobietę która lekko spanikowana wybiegła w samej bieliźnie - Co ty odwalasz?! - założyła dłonie na biodrach.

- Czego chcesz? - przetarłem twarz dłońmi pomijając jej wściekłe spojrzenie.

- Musimy porozmawiać - zmrużyła powieki - I to poważnie porozmawiać, tylko nie w tym spiermistycznym miejscu.

- Spiermistycznym miejscu? - prychnąłem - Czasami jesteś zabawna - puściłem oczko siostrze.

- Widziałam jak laska robiła ci dobrze. Chwilowo jak na ciebie patrzę mam odruchy wymiotne i gdy tu zostanę dłużej zaraz zwrócę całą kolację - przyłożyła rękę do szyi i skrzywiła się.

Wywróciłem oczami i poderwałem się na równe nogi. Opuściłem z nią budynek wychodząc wyjściem ewakuacyjnym i gdy stanęliśmy przed wsadziłem ręce do kieszeni spodni oczekując na to co miała mi do powiedzenia.

- Czy możesz łaskawie powiedzieć o co, kurwa chodzi?!

- Nie wiem jak zacząć, ale...- spuściła wzrok - Chyba będę musiała wyjechać.

- Co?

- Póki nie będzie w pełni bezpiecznie, wolę się odizolować.

- Ariel, przecież jest bezpiecznie. Ta dziewucha nie odważy się nawet strzelić, nie obawiaj się - zapewniłem.

- Postanowiłyśmy z mamą wyjechać na Florydę, ojciec się zgodził. Rash leci z nami, a samolot mamy już jutro.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz