Rozdział 27

2.3K 88 1
                                    


Kalia


Mój wzrok zatrzymał się na owiniętym bandażem ciele Santiano. Stał w progu dużych drzwi jakby oczekiwał na moje pozwolenie. W zielonych oczach dane było mi coś przez ułamek zauważyć, ale po chwili....

- Kalia, ja jestem pierdolonym zabójcą.

Tembr nie był pewny, był jak ledwo słyszalny szept który zdawał się ledwo opuścić jego usta. Sama zaś swoje wargi lekko uchyliłam, i dałam upust emocjom. Najszerszy ze scenariuszy się spełnił, a krążące plotki...

Towarzyszył mi potworny ból w dolnych partiach brzucha, ale mimo to wydostałam się ze sporego łóżka i podbiegłam do okna, chciałam je otworzyć, atak paniki nasilał się z każdą chwilą coraz to bardziej. Złapałam za klamkę drżącymi ze strachu dłońmi i chciałam je otworzyć.

- Kalia, Kalia! - za mną rozległ się huk, a wskutek tego wspomnienia z poprzedniej sytuacji odbiły się echem w mojej głowie. Zamknęłam powieki i opadłam na podłogę bez sił kuląc się do minimalnych rozmiarów. Dłońmi oplotłam głowę czując jak to jest już moim odruchem obronnym.

Moim ciałem wstrząsały spazmy płaczu. Nie mogłam, nawet nie potrafiłam ich pohamować, łzy niekontrolowanie płynęły po moich policzkach upadając z impetem na moje odkryte uda.

- Nic ci się nie stanie, nie tu - męski, obcy głos był mi obcy, ale przy tym bardzo subtelny i jako jedyny wzbudził we mnie dziwną nutkę spokoju. Uchyliłam niepewnie powieki szlochając przy tym.

Natrafiłam na przybitego Santiano który powoli kroczył ku mnie, oraz na nieznajomego bruneta. Wpatrywał się we mnie niemal granatowymi oczami chcąc zapewne jakkolwiek uspokoić. Skutek był odwrotny.

Mimo wszystko w mojej głowie nie działo się najlepiej. Byłam jak tchórz i wolałam schować się pod koc i zasnąć na długie wieki by uciec tylko od napotkanego problemu.

- Nico podaj jej coś na uspokojenie - facet przez którego wpadłam w to gówno odparł do drugiego.

- Zostawcie mnie - wyjęczałam błagalnie - Wypuśćcie mnie - otarłam polik wierzchem ręki starając się brzmieć jakkolwiek pewnie.

- Nic ci się tu nie stanie - Santiano mając grymas na twarzy obniżył się do klęknięcia na przeciwko mnie - Zrozum, że...- syknął przerywając - Że tu nie grozi ci nic. Musisz się uspokoić.

- Jak mam się uspokoić skoro jesteś obok, co?! Jak mam zacząć myśleć logicznie skoro przede mną znajduje się zabójca o którym krążą rozmaite plotki?!

- Nie wierz, we wszystko co mówią ludzie...

Prychnęłam gorzko czując jak na czole zaczynają płynąć krople potu.

- Sam się przyznałeś do tego! Sam przyznałeś się do tego, że jesteś zabójcą!

- Sądziłem, że porozmawiamy, w normalny sposób! Ale pomyliłem się. Mogłem podejść do tego z innej strony - mruknął spoglądając w bok, nawet nie zauważyłam gdy nasz towarzysz odszedł zostawiając nas samych.

- Jak możesz sądzić, że po tym co usłyszałam i przeszłam będę chciała z tobą porozmawiać!?

- Kalia! Ta rozmowa nie ma sensu - złapał za bok łóżka i lekko się uniósł mając ponownie wykrzywione wargi w kwaśny grymas - Porozmawiamy dopiero kiedy się uspokoisz - westchnął obracając się do mnie plecami.

- Nigdy się nie uspokoję, rozumiesz?! - krzyknęłam za nim - Wypuść mnie pieprzony psychopato!

- Kalia, nie proś o coś czego nie dam ci w stanie dać. Poproś o cokolwiek innego - odpowiedział dziwnie spokojnie - Mogę kupić ci, kurwa pół pieprzonych Włoch, ale wolności nie mogę ci zwrócić, nie teraz.

Uchyliłam wargi czując jak serce łomocze mi boleśnie o żebra. Zebrałam się w sobie i podeszłam szybko do niego spoglądając na puste oczy bruneta.

- Jak śmiesz mnie przetrzymywać tu bez mojej zgody?! - machnęłam dłońmi przed siebie - Jak śmiesz?!

- Nie rozumiesz kompletnie niczego. Kalia połącz wreszcie fakty, może wtedy zrozumiesz, że chcę cię chronić - wyminął mnie nie obdarzając nawet chwilowym spojrzeniem.

Pognałam do drzwi za nim, ale był o dużo szybszy mimo obrażeń i zamknął mnie na klucz. Czułam się jak pieprzony więzień w duszy jak i na zewnątrz.

"- Kalia, połącz wreszcie fakty, może wtedy zrozumiesz, że chcę cię chronić."

Zdanie które wypowiedział odbiło się we wnętrzu zapewne licząc, że w końcu coś do mnie dotrze. Złapałam się za włosy przymykając powieki.

Wybuch - dziwne doznanie ponownie dało o sobie znać. Moje ciało opadło na miękki materac jakbym chciała kolejny raz się obronić.

Brak ran na plecach, chodź tam zapewne miało odbić się więcej odłamków - zerknęłam na zamknięte wrota otwierając szerzej oczy. Ciało Santiano pokryte było bandażami, a z tego co pamiętałam podczas wybuchy znajdował się o dużo dalej. Odległość od łóżka do kolumny sięgała na oko jakieś dwa metry.

I dopiero wtedy znalazłam odpowiedź na chodź niektóre nurtujące mnie pytania. Obronił mnie przed uderzeniem betonu jak i szkła w plecy kiedy opadłam zamroczona na podłogę.

Znalazłam się w najgorszej z możliwe pozycji. Nie wiedziałam kompletnie co robić, ale...jednego byłam pewna. Byłam w niebezpieczeństwie i to ogromnym.

Zdałam sobie z tego sprawę chyba w odpowiednim momencie.

Z całych sił pragnęłam myśleć, by było z tego jakieś wyjście. Ono przecież zawsze było, prawda? 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz