Rozdział 34

2.3K 92 1
                                    


Santiano


Otworzyłem z wielkim hukiem drzwi od sypialni Kalii, i zacząłem w ciemności doszukiwać się jej. Jednak nie zastałem sylwetki w łóżku czy łazience. Do głowy przychodziły mi okropne scenariusze.

- Kalia! - krzyknąłem czując przenikającą panikę w sobie - Kalia!

- Santiano...ta kobieta - cichy kobiecy tembr doszedł z balkonu.

Przez ten cały amok nie zerknąłem w oczywiste miejsce. Strzeliłem sobie w głowę i ruszyłem w kierunku okna. Znalazłem tam ją...kucała nad zmasakrowanym ciałem. Dłonie ułożone miała na denacie. Upadłem przed nią i złapałem jej policzki między swoje ręce lustrując panikę w piwnych oczach.

- C...czy to ma jakiś sens? - szeptała pusto patrząc na mnie - Czy nasz koniec jest bliski?

- Kalia - syknąłem - Nie pieprz głupot, jesteś zmęczona. Chodź ze mną - złapałem za bark dziewczyny licząc, że wykona bez problemu moje polecenie. Była cholernie uparta, a przez pryzmat braku poddania się pakowała się w większe gówno psychiczne. Zapewne pierwszy raz w życiu widziała tak...tak zniszczone ludzkie ciało, dla normalnych osób mogła być to nawet trauma na długie lata. Skanowałem ją wściekły przenosząc wreszcie swoją uwagę na bok.

Przez cięte rany nie potrafiłem dojrzeć twarzy, jednak blond włosy które powiewały dalej nakreśliły mi podejrzenie. Beatrice.

Nie, to nie mogła być ona, zapewne pieprzony gnój który za dużo wiedział postanowił zagrać w grę, ale nie wiedział, że sam wpakuje się przez to w naszą pułapkę.

***

- Kobieta, na oko może dwadzieścia lat, nie więcej. Całości dowiem się jak Clark wykona dogłębne badania, potem pozbędziemy się ciała - Nico oparł się o komodę zakładając dłonie na klatce piersiowej.

- Jest możliwość, że to Beatrice? - zadałem głupie pytanie.

- Zawsze jest możliwość - Octavio westchnął - Skoro widzisz w niej podobiznę do Beatrice, to bardzo duża szansa - wytężył we mnie swoje ciemne spojrzenie - Co z Kalią?

- Podałem jej środki nasenne i ułożyłem u siebie. Nie chcę by obudziła się w trakcie i zaczęła panikować. Doskonale wiem jak może zareagować jeśli wszystko do niej dotrze.

- Dobrze zrobiłeś - ojciec przyznał - Teraz już nie ma innego wyjścia, albo na przyjęciu schwytamy tego gnoja który to robi, albo już do popapranej śmierci będziemy się bawić z nimi w kotka i myszkę.

- Masz racje, wuju ale skoro dostali się na naszą posesję muszę mieć tu jakiegoś kreta, bez diagnostyki nie ma opcji by wszedł tu ktoś niepowołany.

- Sam już do tego doszedłem, Nico - wymusiłem chamski uśmiech w stronę kuzyna - Każdy ruch teraz musi zostać między naszą czwórką - zaznaczyłem twardo.

- Za dwa dni przyjęcie zaręczynowe, jeśli na nim nie schwytamy Alexy i jej wspólnika, nie będzie z nami dobrze, a Kalia...- papa spojrzał na mnie - Będzie dalej w niebezpieczeństwie, może większym niż my.

- Nie wypuszczę jej póki teren całkowicie nie będzie czysty, czy wam się to podoba czy nie!

Nastała cisza. Faceci spoglądali to na siebie to na mnie chyba sugerując coś, co wtedy nie łączyło się w mojej głowie. Byłem jak w pieprzonym horrorze, bez braku racjonalnego wyjścia.

- Powiedz nam, w końcu jesteś między swoimi - Octavio lekko się uśmiechnął - Ty coś do niej czujesz, nie?

Zamurowało mnie, uchyliłem lekko usta mrużąc gniewnie powieki.

- Co wam, kurwa do tego? A nawet jeśli?

- Ej, ej! - Nico uniósł wysoko ręce w geście obronnym - To nic złego, wręcz przeciwnie - zerknął na mojego ojca z ukosa - Prawda wuju?

- Prawda.

Obróciłem się z ochotą wyjścia z gabinetu. Nie chciałem pod wpływem emocji wdać się z nimi w jakiś konflikt.

Wróciwszy do swojego pokoju zerknąłem na dwie postacie leżące w moim łóżku. Rash jakby nigdy nic spała smacznie mając w dłoniach misia, zaś Kalia miała lekko uchylone wargi.

Usiadłem na skraju materaca i nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu wpatrywałem się we wschodzące słońce przede mną.

Jeśli denatem miała okazać się Beatrice, nie miałem kompletnie żadnej zaczepki którą mógłbym zapodać do tego. Nie miała przecież nic wspólnego z tym co działo się między moją rodziną a Alexą!

Wziąłem się w garść i postanowiłem nie spać już ani chwili by czuwać. Obwiniałem się za to co przeszła Kalia. Mogłem mieć oczy szeroko otwarte i znaleźć choćby jeden mankament który by nakierował mnie na zagrożenie tamtej nocy.

Gdy tylko zrobiło się jasno wytrącony z myśli przeniosłem Rash do jej pokoju, sam zaś zostałem z Kalią, która tak jak sądziłem, dalej smacznie spała, i prędko miała się nie obudzić.

Musiałem przygotować się na wytłumaczenie jej tego wszystkiego, choć sam ledwo co rozumiałem zaistniałą sytuację. Jednak nic nie miało prawa mnie ominąć, nawet ta konfrontacja.

Wziąłem się w garść i opadłem plecami obok niej. Złapałem za pukiel brązowych włosów i odsunąłem je z policzka dziewczyny.

Była tak piękna, że na ten widok zapragnąłem codziennie mieć ją w takiej scenerii tuż obok. Westchnąłem zbliżając się do niej, i wargami dotknąłem jej. Ukojenie leczyło moją złamaną duszę... 

***

Wybaczcie, że taki krótki dziś, ale...jeśli się uda wpadnie może jeszcze jeden bądź dwa. Miłego dnia <3

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz