Rozdział 3

3.9K 125 2
                                    

Santiano

- Ile płacę? - zapytałem kierując kokieteryjny uśmiech w stronę starszej kobiety, która siedziała naprzeciwko jako kasjerka w lokalnym sklepie. Byłem zadowolony, z tego powodu, że wybrałem uboższe miejsce, tam nikt nie miał pojęcia kim byłem, i o to właśnie tam, kurwa chodziło.

- Nic młodzieńcze od ciebie nie przyjmę, w zamian ty powiesz mi jak się nazywasz - odparła pewnie napierając sobą na oparcie drewnianego krzesła. Delikatnie się skrzywiłem pod nosem, nie chciałem jednak by to zauważyła, i by się rozluźnić puściłem jej oczko.

- Ależ mam pieniędzy jak lodu, młoda...pani - pochyliłem się nad ladą - Z chęcią zapłacę, za tego batona i wodę - położyłem przed nią swoje zakupy starając się brzmieć jak najbardziej prowokacyjnie.

Grymas zagościł na jej ustach i z wielką niechęcią sięgnęła po dwie rzeczy przed nią. Sam zaś wyprostowałem się i spojrzałem na zegarek. Nie spieszyłem się nigdzie, nikt nie wołał mnie z piwnic bym zabił kolejnego grzesznika...raj? Nie on byłby wtedy gdybym miał przy sobie pęczek kobiet.

Zapewne dla wielu mogło się to okazać dziwne. Przecież syn egzekutora, capo Włoch, tym bardziej urodzony w zalążku samej śmierci, niebezpieczeństwa. To było właśnie zaślepiające i dopiero gdy odnalazłem swoje prawdziwe: Ja zrozumiałem, że to wszystko było tylko czymś narzuconym przez ojca, niczym innym. Nie robiłem tego bo chciałem, ja musiałem wykonywać kary które z czasem stały się przyzwyczajeniem i rozbieranie ciał nie było odrażające, wręcz przeciwnie. Mogłem wyładowywać frustrację poprzez wycinanie im serca bądź łamaniem kości.

- Młodzieńcze, jeśli zechcesz poznać cudowną, piękną kobietę o imieniu Simone, przyjdź od czasu do czasu - pulchna nie dawała za wygraną, wciskała mi kolejne słówka.

Już domyślałem się o co mogło jej chodzić. Moja odpowiedź od razu brzmiała: Nie. Poznawałem ludzi po samym zachowaniu. Ją zdążyłem rozebrać na czynniki pierwsze, i zrozumieć, że była cholerną zołzą z samotnymi wnukami na karku. Chciała mnie wcisnąć w coś co nigdy nie miało się prawa zadziać.

Nie miałem prawa posiadania wybranki serca z własnej woli. Co do tego nie miałem nawet żadnego ale. Musiałem stanąć na ślubnym kobiercu z kobietą która była mi pisana przez posadę jej ojca w gangsterce.

Wracając do staruszki przede mną. Uśmiechnąłem się kładąc przed nią pieniądze i zabrałem sprawnym ruchem swoje zakupy. Jakaś napalona laska, plus jej babka, równa się stanowcze nie.

- Podziękuje, narzeczona czeka na mnie w domu. Wie pani, jest na końcu ciąży, a nasz potomek lubi słodycze - pokazałem jej w górze na orzechową słodycz - Miłego dnia!

Nie można było mi zarzucić jednego. Byłem dobrze wychowany, mama włożyła w to mnóstwo pracy. Przez jeden wybryk jednak straciłem u nich zaufanie, i dlatego skończyłem na Hawajach, w małej uliczce gdzie mieszkali ludzie którzy utrzymywali się na naprawdę dobrym standardzie.

Zadowolony z poskromienia tej starszej lwicy wyszedłem z małego sklepiku i założyłem na nos okulary przeciwsłoneczne. Otworzyłem wodę i upiłem solidny łyk. Słońce muskało mnie swoimi promieniami, niemal drażniąc skórę.

Byłem w połowie Włochem przez co i tak miałem już karnację która dla niektórych oznaczała jedno: Opala się w chuj dużo na solarium, i skończy niedługo w kostnicy. Tam go przynajmniej wymrozi.

Usłyszałem takie stwierdzenie, i dla osób nie znających moich korzeni mogło się tak zdawać. Nie nosiłem plakietki na plecach ze swoim nazwiskiem, i nie włączałem się do ruchu ulicznego bez nakrycia głowy czy okularów. Mały kamuflaż umożliwiający normalne funkcjonowanie, no tak mi się przynajmniej zdawało.

Moja rodzina była jebnięta. To mogłem przyznać. Jedni uważali, że mafia to sama śmierć, brak czystego humoru, oraz sztywność do potęgi entej. Prócz mojego ojca nikt tak bucowato się nie zachowywał. Pokolenie starszego było szalone, chciałem by i moje takie było, czy to coś złego?

Mogłem nie mieszać się w sprawy z wrogami, w tym mogłem się z nim zgodzić, ale...co do reszty miałem wiele zarzuceń.

W pewnym momencie zacząłem się nudzić. Po prostu nie chciałem zatrzymać się na tej monotonni jak zrobił to mój kuzyn: Nico, bądź Octavio. Obydwaj stroili się jak węże na kąsanie, a ja wolałem zachować swój styl prawie dwudziestolatka i żyć pełnią póki mogłem.

Nie mogłem pojąć, że woleli siedzieć w tych ciasnych garniturach, pocić się na spotkaniach w biurowcach czy magazynach, niż spędzać czas na zabawach. Nie mieli zakazu uczęszczania przecież do klubów...Ja robiłem to z wielką pasją, oni zaś siedzieli na skórzanych kanapach jakby czekali na skazanie.

Głupcy.

Mając w dłoniach plastikową butelkę gdzie mieściło się jeszcze kilka kropel wody postanowiłem wylać sobie zawartość na głowę. I chodź nie była jakoś spektakularnie zimna to zaspokoiła rozgrzaną twarz. Nie odpowiedzialnie było wybrać się w ten upał bez nakrycia głowy.

Otworzyłem białą furtkę i wkroczyłem od razu do dużego ogrodu. Miałem tam duży parasol który chronił mnie przed udarem kiedy chciałem zanurzyć się w basenie.

- Halo! - usłyszałem znienacka damski głos po drugiej stronie ogrodzenia. Uniosłem wysoko ręce zdejmując koszulkę - Proszę Pana!

Westchnąłem szykując się w głowie na widok kolejnej staruszki, jednak gdy spojrzałem w kierunku kobiecego tembru doznałem lekkiego szoku.

- Hm...piękna potrzebujesz pomocy gorącego sąsiada? - zalotnie uniosłem ciemne brwi do góry, podszedłem bliżej lustrując brunetkę.

Już wiedziałem co będzie moim zajęciem podczas pobytu na tej rajskiej wyspie. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz