Rozdział 18

2.3K 83 3
                                    

Santiano

Stanąłem przed swoim lustrem jako pierdolony zabójca. Wpatrywałem się w swoje zimne oblicze chcąc przywołać myślami tego pojebanego Santiano sprzed kilkunastu miesięcy. Nie było po nim już śladu. Musiałem stać się twardym chujem który chciał jedynie sprawiedliwości.

- Sant - Rash zjawiła się obok mnie ubrana w czerwone falbany. Kolor pięknie współgrał z jej rudymi włosami - Mama chce byś już przyszedł - zagryzła małe usta, co oznaką było jej zmartwienia.

- Rash, księżniczko co się stało? - zdałem się być przykładnym, o dużo starszym bratem. Kucnąłem przed nią i złapałem za drobne rączki.

Spuściła wzrok na swoje sandały i zaczęła drgać.

- Tatuś znowu jest zły...

I te słowa wystarczyły bym zaczął spekulować już wiele scenariuszy. Mogło znowu zdarzyć się coś złego, mógł nadepnąć na czyjś odcisk, mógł mieć jakiegoś dłużnika który spieprzał gdzie pieprz rośnie. Było tego więcej, ale po zachowaniu stawiałem na pierwszym miejscu tamte wnioski.

- Idziesz ze mną na dół, czy biegniesz do pokoju? - westchnąłem starając się być opanowanym.

- Idę pobawić się Margo, może Ariel już jest to pobawi się ze mną - smutno się uśmiechnęła i powoli podeszła do drzwi.

- Weź Marco w razie czego.

Skinęła posłusznie i małymi stopami podreptała do swojego azylu. Chciałem utrzeć nosa młodemu, ostatnimi czasy w głowie siedziały mu tylko wyścigi, nic innego. Musiał zluzować i zacząć myśleć również, o naszym kartelu. Był drugim synem Mosculio Ranches Garcia i na swoich barkach niósł ciężar prawie równy mojemu.

Zmrużyłem oczy, zacisnąłem pięści i wyprostowałem się jak struna idąc schodami na starcie z ojcem. Czułem już po samych jego ruchach, że coś nie grało. Pocierał brodę kciukiem i stał pod oknem prowadzącym do zarośniętego roślinami ogrodu.

- Co się znowu odjebało? - postanowiłem nie bawić się w ceregiele i zadałem pytanie które mnie nurtowało.

Nawet się nie obrócił w moją stronę tylko wsunął dłonie do kieszeni garniturowych spodni. Jego kwadratowa szczęka pokryta zarostem gwałtownie drgnęła.

- Ojcze...

- Santiano nie mieszaj się w to - wysyczał jakbym nagle dostał objawienia i sam dowiódł temu co go dręczyło. Robiłem się coraz to bardziej nabuzowany, ale nie chciałem tego pokazywać, nie w tamtym momencie.

- W co? Powiedz mi, kurwa, co.

- Pamiętasz Hurgona? Opowiadałem ci z wujami o nim - przymknął powieki wzdychając.

- Tak - odpowiedziałem prosto.

- Okazało się, że...stary chuj przed tym jak pozbyliśmy się ich zostawił jeszcze ciężarną kochankę.

- Ale...Anastazja czy jak jej tam nie żyje, przecież...

Przerwał mi unosząc dłoń.

- Sądzisz, że miał tylko jedną? To, że ona zginęła nie oznacza, że tych kurew nie było więcej. Wracając. Dziewczyna ma silny charakter i pojawiła się na ostatniej dostawie jako wielki przywódca. Jest to abstrakcją, ale posiada wiele papierów na nas wszystkich.

- Nie mam nic do ukrycia. Interesy prowadzimy na czysto, półświatek to inna sprawa - słusznie zauważyłem mrużąc brwi.

- Chodzi o przemyt. Nie wiem skąd, nie wiem kiedy nagle w jej ręku pojawiła się transakcja którą "odbyliśmy" - zrobił nawias w powietrzu - Z pierdolonym Indianą.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz