Rozdział 6

3.1K 105 2
                                    


Kalia


Stanęłam przed swoją babcią i zaczęłam jedynie skanować ją wzrokiem. Staruszka jakby nigdy nic odprawiła swój codzienny rytuał, i nałożyła na wargi krwistoczerwoną szminkę. Spięła siwe kosmyki spinką, usiadła na kanapie i założyła nogę na nogę.

- Co mam ci powiedzieć? Carter wydaje się być bardzo miły - zapiszczała wiedząc doskonale o co mi chodziło - A przy tym jest Włochem, trafił nam się sam jak żyła złota.

- Babciu! - uniosłam się nie panując nad sobą - Ten chłopak to sama linia kłopotów, czuje to. Trzymajmy się od niego z dala. Nie jest dla ciebie szokiem, że willi nie wynajęto nikomu przez kilka lat, i dopiero kiedy on się pojawił to zrobiono? Dla mnie już to jest podejrzane.

- Może po prostu turyści nie mieli odpowiedniej ilości pieniędzy by się tam zakwaterować. Na biednego nie trafiło, ten złoty zegarek który ma na nadgarstku może być wart mnóstwo pieniędzy, zakręcenie się przy nim wyjdzie dla nas wszystkich na dobre.

Nie wiedziałam co knuła, ale byłam pewna, że Carter to same przeklęte nieszczęście dla nas. Wolałam sama zachować zdrowy rozsądek i nie podawać się mu jak ryba na tacy. Pokręciłam zdenerwowana głową i wyszłam na taras. Oplotłam ramion dłońmi pocierając je.

Nie kleiło mi się wiele rzeczy. Mieszkałam przecież tam od małego, i nigdy nie widziałam kogoś kto by się tam zadomowił chociaż na jeden dzień. Sądziłam, że willa była opuszczona, bądź wystawiona na sprzedaż, a przez ogromną liczbę daną za to nikt się nie skusił.

- Dziecko nie doszukuj się tu jakiegoś podłoża. Młody przyleciał odpocząć, jak połowa ludności z wyspy, zostawmy to jak jest, i nie ruszajmy gówna, bo może zjawić się wiele niechcianych much.

- Ale ja ostrzegam cię jedynie, babciu! - obróciłam się w stronę starszej - Ja nie mam zamiaru utrzymywać z nim jakichkolwiek relacji. Czuje w sobie, że to nie zwykły przystojniaczek który przyleciał odpocząć.

- Nazwałaś go przystojniaczkiem - mruknęła zalotnie się uśmiechając przy tym. Wywróciłam oczami i odwróciłam się znowu w stronę morza - Och, Kalia. Carter to zwykły chłopak, jestem tego pewna.

Wolałam nie odpowiadać, kłótnia o tego matoła to było ostatnie czego chciałam. Zamknęłam temat na słowach babci, i delikatnie zaczęłam się zastanawiać czy nie zaufać jej stwierdzeniu.

Może to ja byłam przewrażliwiona, i przez multum filmów snułam nierealne scenariusze. Wszystko co działo się w Ojcu chrzestnym czy w Chłopcy z ferajny to była czysta fikcja powstała na cześć filmu. Sama nie wiedziałam dlaczego właśnie te produkcje nasuwały mi się na myśli, ale na jego widok nie potrafiłam przywołać go jako zwykłego chłopaka z High School musical. Biło coś dziwnego od niego, i chodź uśmiechał się jak najbardziej żałosny fiut na świecie na masce widać było lekkie rysy.

Nie powinno mnie to interesować.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to spostrzeżenie będzie aż tak ważne, i to od niego zależeć będzie dalszy ciąg mojej historii.

***

- Nohea - fuknęłam cicho pod nosem na widok syna cioci w wejściu do kwiaciarni - Chcesz czegoś czy może przytaskałeś się tu z powodu...

Zaskoczył mnie przerwaniem wypowiedzi przez położenie na blat jakiś ulotek. Zmarszczyłam czoło spostrzegając na jednej z nich uczelnię. Uniwersytet w Mediolanie. Uniosłam na niego spojrzenie nie rozumiejąc przekazu przez logo które widniało w kole na kartce.

- Jeśli ukończysz szkołę do końca, będziesz miała stypendium - rozwiał moje wątpliwości smętnie mówiąc coś co spowodowało u mnie szybsze bicie serca.

Uniwersytet było moim marzeniem, jednak odpuściłam wszystko w dzień kiedy ojciec poszedł w cug po rozstaniu z matką, a babcia zachorowała. Rzuciłam wszystko tylko po to by zapewnić dostatek sobie, jak i reszcie domowników.

Mogłam przecież pożyczyć od rodzicielki. To słyszałam prawie codziennie od swoich dawnych nauczycieli gdy mijałam ich w pobliskim sklepie czy na chodniku. Nie wszystko było takie proste. Sonia była kobietą która po rozstaniu z ojcem zaczęła podróżować. Poznała na jednej z wypraw równie szalonego Zacka. Obydwoje wzięli ponownie ślub, i mama chciała mnie zabrać, jak i babcię do siebie, do Kapsztadu, bo tam wtedy mieszkali. Zawzięłam się i zaprzeczyłam. Stawiłam czoła tym przeszkodom i pomogłam nie tylko sobie jak i ojcu, którego firma działała naprawdę dobrze.

Odwyk zmieniał ludzi, był tego przykładem.

- Nie, weź to ode mnie - odsunęłam ulotki i zaczęłam ponownie wkładać sztuczne kwiaty do specjalnych gąbek dzięki którym mogły pięknie prezentować się w szerokich doniczkach.

- Dlaczego? - zadał to pytanie delikatnie zaskoczony.

- Nohea, nie z tobą będę rozmawiać o tym wszystkim - wywróciłam oczami dając mu do zrozumienia, że nie mam zamiaru dłużej utrzymywać z nim jakiejkolwiek konwersacji.

- Masz szansę, stypendium zapewnione, tylko głupiec by nie skorzystał! - nie dawał za wygraną i kroczył za mną.

- Może ja nim właśnie jestem. Dlaczego nie wziąłeś tego pod uwagę? - parsknęłam przenosząc donicę na sam koniec kwiaciarni.

- Nie pierdol, masz szansę! Jeśli się nie zgodzisz pójdę do twojej babci - szantaż. Mogłam się tego spodziewać.

- Nohea, nie podnoś mi ciśnienia - uniosłam wysoko ręce - Mam cholernie zły humor, a ty nie jesteś tym co mi go poprawi, wręcz przeciwnie!

- Zostawię to, i naprawdę będziesz idiotką jeśli nie spróbujesz.

- Nie tobie to oceniać! - krzyknęłam za nim gdy wychodził - Dupek!

Oparłam się o zimną ścianę w kolorze baby blue i wzięłam głęboki wdech. Musiałam się uspokoić, jak na jeden dzień naprawdę przerosłam sama swoje oczekiwania co do wkurzania się na ludzi. Już nawet sądziłam, że ten gnój się nie pojawi, ale jak na to...pojawił się i zepsuł mi humor doszczętnie.

Wracając do domu modliłam się w duchu by nie napotkać jeszcze na Cartera. Wiedziałam, że jak tylko bym go spotkała mój dzień to byłaby skończona porażka.

Wchodząc do domu zdjęłam torbę przez ramię i odłożyłam ją na małe krzesło w holu. Usłyszałam donośne rozmowy z salonu. Udałam się tam a na widok swojej mamy uśmiechnęłam się szeroko.

Nie widziałam jej rok, wypiękniała jeszcze bardziej. Obydwie byłyśmy drobnej postury, natomiast ja miałam dość spory biust, i tyłek. Ścięła włosy do ramion i zmieniła ich kolor na niemal czerwony.

- Kalia, kochanie chodź do mnie! - rozszerzyła ramiona, ruszyłam biegiem w jej stronę zatapiając się w rozkosznym uścisku. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz