Santiano
- Odczuwasz przyjemność paląc to? - dobiegł mnie subtelny kobiecy głos zza pleców. Poczułem jak dziwny dreszcz przechodzi po moich poranionych plecach. Przekrzywiłem lekko głowę w bok uśmiechając się przy tym kąśliwie.
- Nie, nie odczuwam przyjemności paląc papierosy - przyznałem - Ale one jako jedyne potrafią zaślepić mnie do tego stopnia, że nie myślę o całym gównie aż do następnego dnia - wyrzuciłem niedopałek do popielniczki którą stryj Fabiano zostawił i obróciłem się w jej kierunku przybierając pokerowy wyraz twarzy.
Kalia opierała się biodrem o okno tarasowe w za dużej o kilka rozmiary koszuli oraz swoich spodniach które miała z dnia kiedy nastąpił wybuch. Jedyne co chyba zrobiła to wzięła prysznic i zjadła porządne jedzenie. Co było jak na nią wielkim osiągnięciem, oczywiście jeśli chodziło o tamten czas.
- W razie czego musimy współpracować - westchnąłem unosząc wysoko oczy - Połączyć siły na tyle by pokonać wroga.
- A można dokładniej? - zapytała nieśmiało.
- Po prostu...będę musiał nauczyć cię kilku chwytów obronnych, trzymać broń, i takie tam - oparłem się o barierkę zaciskają dłonie na niej - Wszystko powoli, ale...
- Ja nie wiem... ja nie wiem czy podołam - szepnęła - Nie wiem czy jestem na tyle silna by dźgnąć kogoś nożem, pociągnąć za spust...
- Kalia, nie mówię tu o zabijaniu od razu. Tego nigdy nie zrobisz - zapewniłem - Jednak trzeba być zawsze ubezpieczonym i nawet jeśli cię nauczę, a to się nie przyda teraz, może przydać się kiedy indziej - słusznie zauważyłem wzruszając ramionami.
- Okej...- szepnęła - Wiesz już coś? Proszę powiedz mi cokolwiek co podniesie mnie na duchu - jęknęła rozpaczliwie.
- Jestem na etapie ustalania.
Nie chciałem mącić jej w głowie jeszcze bardziej dlatego obrałem taktykę spokojnej niepewności. Podszedłem bliżej niej i zilustrowałem dokładnie opaloną twarz którą zapamiętałem jeszcze będąc na tych pieprzonych Hawajach.
- Co u twojej babci? - zagadałem z ciekawości.
Niepewny uśmiech wpłynął na jej usta na wspomnienie Akaki.
- Wiruje z Benem pośród Hawajskiego wiatru - zachichotała.
- Ben? - uniosłem zaskoczony brew nie przypominając sobie o tym by kobieta miała wcześniej towarzysza, choć byłem tam przecież kilka dni, mogłem nie zauważyć mężczyzny.
- Tak - poprawiła dłonią lecące na jej twarz włosy. Zapragnąłem złapać za końce i zapleść warkocza, którego potrafiłem robić - Ben to facet z którym babcia miała przelotny romans, w czasie, gdy...gdy ty byłeś miał przylecieć ale słuch po nim zaginął. Jednak zjawił się kilka miesięcy po informując, że zostanie na wyspie z nią już do samego końca - jej oczy zabłysnęły w skutek tej krótkiej, romantycznej opowieści.
- Aha - odpowiedziałem tylko tyle - Kalia, mogę cię o coś zapytać. Nie chcę być wścibski, ale jak spotkaliśmy się był z tobą chłopak, może lepiej...
- Nie, Santiano. Ares i ja to już przeszłość więc proszę nie kończ nawet tego co chciałeś powiedzieć - uniosła gwałtownie ręce dość wysoko przede mnie, a jej twarz spochmurniała - Jeśli będziesz miał cokolwiek nowego proszę, powiedz mi choćby to miała być najgorsza informacja - obróciła się i pośpiesznie pomaszerowała do drugiego skrzydła.
Moja ciekawość wzrosła, i dlatego sięgnąłem po telefon i wybrałem odpowiedni numer. Już kilka godzin później na moim biurku leżała teczka z informacjami na temat byłego Kalii.
Uchyliłem zawartość doszukując się czegoś co mogło nakierować mnie na przyczynę rozstania dwójki. Podczas wyścigów które organizował Marco można było powiedzieć, że nie wyglądali jak na nieszczęśliwych, wręcz przeciwnie. On zapatrzony jak w obrazek, w kobietę która...niegdyś śniła mi się, kurwa po nocach.
- Co to?
O wilku mowa.
Mój brat mając w ręku ręcznik uchylił drzwi od mojego gabinetu. Wszedł do środka, a ja mogłem zauważyć nowy rysunek na jego umięśnionej piersi. Wywróciłem oczami dokładnie wiedząc co oznaczał pewien znak orła.
- Naprawdę? Marco, naprawdę?
- No co...sam stworzyłem to, więc dlaczego nie mogę mieć swojej własności wytatuowanej tam gdzie chce? - oburzył się - Co to? - ponowił zaciekawiony pytanie stając obok mnie.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Jakieś pierdoły - odłożyłem informacje na temat uczelni gdzie uczęszczał mój cel na biurko i oparłem się plecami o fotel.
- Poczekaj, poczekaj...- sięgnął po kartki - Ja kojarzę tego faceta.
- Jak to? - zapytałem zaskoczony.
- Jest na wyścigach odkąd pamiętam - odpowiedział do razu przeglądając wszystko - A co? Ma coś do załatwienia z nami? Mogę zgarnąć go od razu - mruknął.
- Nie, po prostu...
- Mów prawdę, ja i tak się dowiem - prychnął.
- To ex Kalii - burknąłem w końcu prawdę zaciskając dłonie na drewnie.
- A tu cię mam - pokazał na mnie palcem uśmiechając się cwanie - Kalia to ta kobieta, tak? Ta o której mi opowiadałeś? Przelotne uwodzenie na plaży w Hawajach?
- Pamiętasz to jeszcze?!
Pieprzony gówniarz wiedział o jedną rzecz za dużo.
- Jak mógłbym zapomnieć ekscytację własnego brata, co? Oj nie pierdol, że Kalia jest ci obojętna bo dobrze wiemy obydwaj, że tak nie jest.
- Nie wtrącaj się - syknąłem wściekły - Powiedz mi co wiesz o tym dzbanie! Tu nawet nie ma nic konkretnego.
- Mogę się mu przyjrzeć - zaproponował - Jednak nie wiem czy cokolwiek nowego uda mi się zdobyć. Nie jest nikim specjalnym, więc wiesz - puścił mi oczko.
- Choć spróbuj - pochyliłem się lekko do przodu - Nie zaszkodzi ci kręcić się obok.
- No niby nie...- wykrzywił wargi w grymasie - Ale coś za coś - od razu kontynuował.
- No jakby to było inaczej, Marco i bez warunków?! Szok, zapisałbym to w kalendarzu. Straciłeś szansę na własne święto.
- Przekonasz ojca by pozwolił mi zrobić wyścig przy magazynach w Sardynii.
- Chyba oszalałeś. O tej porze jest tam multum turystów. Piaszczyste tereny, blisko wybrzeże...chyba cię pojebało!
- Magazyny są w terenie oddalonym od miasteczka. Trasa byłaby ściśle określona i nie podlegała do wybrzeża - zarzekł się od razu - Jeśli nie ufasz mi, sam możesz ze mną tam pojawić.
- Mam lepsze rzeczy do robienia niż oglądanie jak mój brat kolejny raz ryzykuje wszystkim przez jakieś chore zakłady. Jakbyś nie wiedział, ostatnio ktoś chciał zabić mnie jak i Kalię wysadzając hotel, a przy tym zabijając kilka osób.
- Załatw mi tylko pozwolenie od ojca, a ja zajmę się ex Kalii, i pomogę ci dopaść tego kto chciał to zrobić - naparł dłońmi przede mną, przybierając przekonujący wyraz twarzy.
- Niech ci, kurwa mać będzie.
I w taki oto sposób załatwiłem sobie jeszcze więcej zmartwień.
CZYTASZ
La mia speranza |18+
RomansaPierwsza część nowej serii: Le nastre speranze. Przebrnęliśmy przez perypetie starszych z rodu Garcia. Czas przyszedł i na nich. Santiano Ranches Garcia to chłopak który mimo swojego młodego wieku już nie raz stał nad przepaścią. Jak to określał: "...